Na zdjęciu mój Tato – Wacław Łukaszewicz (1908- 2002) , kiedyś Naczelnik Oddziału Drogowego PKP w Gorzowie Wlkp. Od dzieciństwa zakochany w drogach żelaznych, pociągach, wileński romantyk……
W tej sytuacji na Świecie, największym Dramacie tuż obok, gdy własna bezsilność paraliżuje, przeglądam stare blogowe wpisy. Może ucieczka w przeszłość jest metodą by choć na chwilę znaleźć się w innym miejscu i innym, dobrym wtedy czasie. Czy wówczas człek czuł że był szczęśliwy ?
Minęło już 10 lat od tego wpisu. Czy Gorzów nadal jest tak piękny, czy pozostał tylko we wspomnieniu tkliwym ?
wtorek, 17 stycznia 2012 6:54
Czterdzieści lat nieobecności w tym mieście spowodowało, że jego obraz w mojej pamięci się oddalał, stopniowo tracił barwy, upodabniał się do szarej znajomej fotografii. Ta fotografia starzała się ze mną, bladła i marniała.
Aż któregoś dnia obudziłam się z uczuciem przerażenia, że moja fotografia zniknie a ja już nigdy nie zobaczę Gorzowa.
I wtedy postanowiłam, że muszę tam pojechać. I spotkać się z miastem, w którym przyszłam na świat i dojrzewałam.
Z lękiem oczekiwałam tego spotkania.
Pragnęłam nie tylko obejrzeć stare kąty, ale również miejsca nowe i ciekawe. W Internecie znalazłam potrzebne informacje, zamówiłam bilety do Teatru i miałam już plan bardzo krótkiego pobytu.
Jakże sentymentalna była podróż pociągiem. Tę trasę kiedyś tak często przemierzałam. To były powroty do domu. W tym domu czekali Rodzice . Wszystko minęło jak ulotna chwila. Teraz rozpoznawałam stacje, znajome widoki za oknem przynosiły falę wzruszeń…
I oto nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki otworzył się przede mną mój Gorzów.
Zatopiony w zielonych wzgórzach nie spał. Czekał…
Szłam swoimi ulicami, ostrożnie stawiając stopy na zachowanych dużych płytach granitowych, by nie przekroczyć granicy płyty. Tak jak w dzieciństwie…
A dookoła miasto tętniło życiem. Czułam na sobie jego oddech. Widziałam tłumy młodych ludzi, barwnie ubranych, pędzących w nieznanym mi kierunku.
Tutaj czas się nie zatrzymał…
Witały mnie stare kamienice i wille, niektóre pięknie odnowione. Znajdowałam ślady ich dawnej świetności.
W Parku Wiosny Ludów, nad Kłodawką nadal rosły platany. Musiałam się upewnić, czy to te same. To niewiarygodne, że jeszcze były i zachowały dawną urodę. Tak jak kiedyś, ich konary pokryte gładką korą przypominały uniesione ramiona w jedwabnych rękawiczkach. Wydawało się, że w swoich srebrzystych obcisłych sukniach tylko na chwilę znieruchomiały w tańcu.
Gdy wczesnym świtem przemierzałam stare uliczki, w poszukiwaniu dawnych działek, na głowę spadał lipowy nektar. Czułam dotyk wilgotnych liści i zanurzałam twarz w zapachach dzieciństwa, w niepowtarzalnym zapachu kwitnących lip…
Potem obejrzałam centrum Gorzowa. I tak myślałam. Mieszkam od lat w Warszawie i stale czytam w miejscowej prasie, że władze nadal się zastanawiają : jak połączyć miasto z rzeką, a może pomalować któryś z mostów by było weselej, a może zorganizować tańce na ulicy?
A w Gorzowie – miasto samo wylewa się spod kolorowego wiaduktu, poprzez śliczne bulwary z tajemniczymi granitowymi wybrzuszeniami, które kojarzą się z leżącym na chodniku biustem, na barwny most z bajkowym „pająkiem” nazwanym Dominantą, po drugiej stronie wielkiej, szerokiej rzeki.
Warta, odwieczna towarzyszka miasta, była jak zwykle młoda, ruchliwa i przepiękna. A Gorzów przeglądał się w jej oczach. Zakochani i wierni…
Na bulwarze występowały jakieś dziecięce zespoły, a potem ta kolorowa dzieciarnia wysypała się na nadwarciańskie schody…
Podobał mi się koloryt mostu, dyskusyjna uroda nieprzydatnego „pająka” zwanego Dominantą. Czułam jak te kolory jeszcze nasilają, stymulują moją radość.
Gdy z przyjaciółką wędrowałyśmy przez centrum miasta, usłyszałam głośną muzykę, która porywała nogi do tańca. Przez moment wydało mi się, że jestem w La Boca, dzielnicy tanga w słodkim Buenos. Ale zobaczyłam Letnią. To Gorzów i niezapomniana kawiarnia mojej młodości. Taka sama od lat. I to w Letniej grali a ludzie tańczyli prawie na ulicy. I ja uległam magii i zaczęłam pląsać, nie zważając na swoją „dojrzałą młodość”. Nieważne, kto grał i tańczył, było super!
A potem był spektakl w ukochanym kiedyś Teatrze im Osterwy, który przed półwieczem był moim pierwszym oknem na świat. Cieszyłam się, bo poszłyśmy tam razem, kilka koleżanek ze szkolnej ławy. Usiadłyśmy przy niewielkim stoliku Sceny Letniej, zamówiłyśmy wino i rozpoczął się spektakl. Nie był to zwykły spektakl, ale samo wzruszenie. Jakby na specjalne zamówienie dokładnie w tym dniu grali „Trzy razy Piaf”. Znakomite gorzowskie aktorki wyczarowały niepowtarzalny klimat. Zerkałam na koleżanki, one podobnie jak ja, ukradkiem ocierały łzy.
Następnego dnia odwiedziłyśmy kino o tajemniczej nazwie „60 krzeseł”. Na widowni były tylko dwie osoby – przyjaciółka i ja. I tym razem niespodzianka, film o Cyganach. Wróciło nasze dzieciństwo i trwające od tej pory nieustanne zauroczenie kulturą cygańską.
Byłyśmy też w miejscowym klubie o budzącej wiele refleksji nazwie Lamus. Za czasów mojej młodości tego klubu nie było. Siedzieliśmy w wielkim rozbawionym tłumie młodych ludzi, gdy niespodziewanie ponownie ujrzałam młode aktorki z gorzowskiego teatru. Tym razem fenomenalnie mówiły i ilustrowały ruchem bajki Brzechwy.
Bardzo chciałam odwiedzić piwniczny Jazz Club o pięknej nazwie „Pod filarami”, ale niestety w tych dniach był nieczynny. Po paru miesiącach moi nowi gorzowscy przyjaciele przywieźli mi pięknie opracowany album wydany z okazji 40 lecia klubu. Często go oglądam, poczytuję i spotykam się z dawnymi znajomymi, którzy działali w tym klubie. Albo nie żyją, albo zabrał ich nieznany mi świat…
Zapomniałabym opowiedzieć o spotkaniu z nowymi, gorzowskimi małymi pomnikami. Otóż podczas łazęgi po mieście, przyjaciółka pokazała mi niewielkie pomniki ważnych dla tego miasta ludzi. Bardzo ładnie wykonane i rozmieszczone w ciekawych miejscach, sprawiały wrażenie, że ci ludzie jeszcze żyją wśród mieszkańców i może tylko zostali zaczarowani w „znieruchomienie”. I wystarczy przystanąć w biegu, zagadać i na pewno zaczną opowiadać, opowiadać bez końca. O swoim życiu, o tym co robili i jak kochali swoje miasto…
Mój czas pobytu w Gorzowie był krótki, ale wspominać można długo…
Cieszę się, że zdążyłam odwiedzić moje miasto, odnaleźć stare ścieżki i poznać nowy, pełen młodych ludzi, tętniący życiem Gorzów…
Jeszcze zdążyłam, bo przecież „upływa szybko życie”…