Przeglądam moje stare blogowe pisanie. W listopadzie 2013 r. , przejęta zwiedzaniem opisanego poniżej miejsca zamieściłam tak wpis….. może już nikt nie pamięta tamtego czasu…. Ocalić pamięć….
Cmentarz żydowski w Otwocku.
Największy na Mazowszu cmentarz żydowski znajduje się w odległości ok. 25 km od centrum Warszawy, w Otwocku a właściwie w obecnych granicach administracyjnych Karczewia. Jest położony w lesie sosnowym przeciętym ulicami Andriolliego (m. in. projektanta miejscowych domów i twórcę stylu nazwanego przez K.I. Gałczyńskiego- świdermajer) a ul . Czerwonej Drogi ( wyłożonej gruzem ze zburzonej Warszawy ) .
Kirkut został założony w XIX wieku. Chowano tam przede wszystkim zmarłych w miejscowych szpitalach i sanatoriach p/gruźliczych.
Chorzy przybywali tu na leczenie nawet z dalekich zakątków Polski, wierząc w cudowną moc klimatu . Gdy umierali, zgodnie z tradycją żydowską , tego samego dnia musieli być złożeni w grobie. Jeżeli mieszkali daleko, nie można było transportować ciał i grzebano je na tutaj.
II wojnę światową cmentarz przetrwał w całkiem niezłym stanie.
Jednak w latach powojennych stał opuszczony, dewastowany , zabierano stamtąd macewy , które ponoć po zlikwidowaniu żydowskich napisów przerabiano na kamienie nagrobne cmentarzy katolickich. Wiele grobów rozkopano a wydobyte kości odsprzedawano studentom medycyny .
A może śpią tutaj szczęściarze …..
Anno, Polu, Felicjo, Stefanjo urodziłaś się w takim dobrym ciepłym domu. Od chwili przyjścia na świat byłaś właściwie szczęściarą. Twój Bóg wybrał dla ciebie wygodne miejsce, bo chyba nie byłaś dzieckiem żydowskiej błotnistej biedoty, której nie byłoby stać na leczenie daleko od domu. Wówczas pewnie nigdy by ciebie tutaj nie przywieźli , nie zobaczyłabyś tych pięknych podotwockich lasów. .
Rosnąc w dobrobycie, oglądałaś spokojnie jak płoną światła menory i dzieliłaś się sabatową chałką z rodzeństwem. Czasami Twojej mamie śmiesznie przekrzywiała się peruka na głowie. Nie zastanawiałaś się nad tym, że ma ogoloną głowę. Przyjmowałaś swoje życie i głęboką tradycję jako rzecz zwykłą. Baraszkowałaś z rodzeństwem w letnim czasie, gdy zawozili cię na letnisko. Niewiele dzieci polskich miało takie wakacje a tym bardziej dzieci biedoty twojego narodu. Tak więc byłaś wyróżniona wśród rówieśników . Może kiedyś umierał w twoim domu jakiś młody człowiek, ale odbywało się to dyskretnie, nie byłaś bezpośrednim świadkiem żadnej rodzinnej tragedii. Ubierano ciebie w ładne szatki, a w domu stół i kredens był pełen smakołyków . Jednym słowem niczego ci nie brakowało .
I przyszedł taki poranek , kiedy się poczułaś jakoś inaczej niż zwykle. Wstałaś z łóżka lepka od potu i nawet pościel była mokra. Ale pomyślałaś, że przecież upalny wieczór był i noc gorąca. I tylko nie wiadomo dlaczego mama z zaniepokojeniem oglądała twoją poduszkę. Potem mierzyli ci temperaturę i kręcili głowami. Przecież ty się czułaś właściwie dobrze, byłaś podniecona, ożywiona a nawet przychodziły do ciebie takie dziwne sny, nasączone tajemniczą seksualnością, jeszcze ci nieznaną w realu. Czasami kaszlałaś, ale na wiosnę przecież zdarzały się przeziębienia. Kiedyś , gdy tak sobie kaszlałaś coś dziwnego wyplułaś i wówczas zauważyłaś krew na chustce, którą ocierałaś usta . Pewnie pomyślałaś, że to krwawienie z rany po wyrwanym zębie. Słodki smak w ustach przecież był ci już znany….
Odwiedzał ciebie twój ukochany pan doktor , delikatnie badał, a potem zamykał się z rodzicami w drugim pokoju.
Zostawałaś w łóżku z ciekawą książką, bo uwielbiałaś czytać a teraz trafiła ci się taka niepowtarzalna okazja, bo miałaś dużo czasu na lektury…
A potem wieźli ciebie bladą z zapalającym się rumieńcem na policzkach na letnisko, jak mówili. Znałaś takie wyjazdy, tylko jeszcze nigdy nie byłaś w tej okolicy, w podwarszawskich lasach. Podróż była długa, bo twoi wybrali to odległe miejsce, twierdząc, że jest dla ciebie najlepsze.
Cieszyłaś się na zmianę w swoim życiu, przecież lubiłaś podróże. Nie mogłaś zrozumieć smuty rodziców , ich badawczych , pełnych niepokoju spojrzeń.
Może tak nie było, bo ty już wiedziałaś . Wiedziałaś, że jesteś bardzo chora. I wiedziałaś, że to gruźlica.
Ale myślenie o złym końcu w twoim wieku było tak dalekie i tak nieprawdopodobne, że go w ogóle nie było.
Tylko te twoje nienaturalnie błyszczące oczy. Oczy , które im, twoim rodzicom mówiły, że ich dziecko jest bardzo chore. Z tych oczu czytali chorobę i widzieli w nich czającą się śmierć. Ale odpędzali od siebie takie myśli , bo mieli wiarę w to miejsce i lekarskie cuda. Ta wiara podstępnie ofiarowywała im różowe okulary nadziei.
Witałaś się z radością z tą krainę piasków i pięknych lasów sosnowych . Potem pobiegałaś do swojego domku, który czekał letniskowo obiecując nieznane ci jeszcze rozrywki. Wszystko ci się podobało , i pokój ozdobiony kwiatami i łóżko nakryte barwną kapą. Bez żalu żegnałaś się z rodziną wydobywając swój najpiękniejszy uśmiech z oczu ciemnych a jednak już lękliwych zmęczonych wiecznym kaszlem . Łapczywie wchłaniałaś tutejsze żywiczne suche i lekkie powietrze, jak dobrze się czułaś, gdy wpadało do twoich biednych chorych płuc ….
Może nie zdążyli ciebie więcej zobaczyć żywej. Odeszłaś jakiejś nocy pozornie cicho i niepostrzeżenie.
A może oni , twoi rodzice czy bracia, byli przy tobie , trzymali za rękę i przeprowadzali przez ciemną rzekę na jaśniejący na horyzoncie drugi brzeg tego nieznanego nam innego świata.
Pożegnali ciebie tak jak przystało na prawdziwą dziewczynę z żydowskim rodowodem. Musiałaś spocząć tutaj gdzie ostatecznie zamknęłaś oczy, w tej ziemi, gdyż pochówek był konieczny w ciągu tej samej doby od odejścia. Nie wróciłaś do swojej rodzinnej miejscowości, ale wcale tym się nie przejmowałaś, bo zdążyłaś polubić te strony.
Zostałaś pod sosnami, które kochałaś , w towarzystwie kamienia, na którym napisano, że byłaś – Anną, Polą, Felicją czy Stefanją.
Zostałaś opłakana jak należy, pożegnana czule.
Może twoi bliscy czasami ciebie odwiedzali z nieodmiennym smutkiem . W domu wspominali ciebie miłą zwiewną teraz już nieobecną.
Oni jeszcze nie wiedzieli, że to właśnie ciebie wyróżnił los . Pewnie, że byłaś za młoda na odejście, chorowałaś, ale zabrałaś tam, w zaświaty ich czułe pożegnanie….
Bo po latach nadeszła fala brunatnego oceanu, bezwzględna, zachłanna i zagarnęła cały twój , wasz świat …. było getto, Treblinka, Oświęcim, brud wagonów towarowych wiozących ufnych jeszcze Żydów do jakiegoś miejsca na ziemi, gdzie ponoć miało się żyć lepiej … a potem dusze twoich bliskich opuszczały ciała przez wysokie kominy , odpływały w niebo gdzie ponoć wolność i sprawiedliwość tylko. Nikt po nich nie płakał, nie żegnał a szczątki spopielone zmył z powierzchni ziemi ciepły wiosenny litościwy deszcz. Spoczęły w ziemi bez uroczystego tradycyjnego pochówku ….
Ominęło ciebie to , dziewczyno, więc nie płacz, a się ciesz pod otwockim słońcem.
Niedawno znaleziono twój cmentarz, zarośnięty wielkimi krzewami, ukryty przed oczami ludzi, uporządkowano nieco i czasami ktoś przybywa w to miejsce pochylając się z zadumą nad twoim nagrobkiem – i czyta Anna, Pola, Felicja, Stefanja tu leży, kochana kiedyś opłakana i pożegnana.
Chciałoby się rzec że leży tutaj prawdziwa szczęściara … .ale nie można, bo oczy wilgotne i niespokojny wiatr wielki w sosnach i serce przerażone powagą ogromu tego miejsca …