domki przy ul. Krakowskiej, dla mnie najpiękniejszej w Kazimierzu, ukryte w zieleni zbocza Wietrznej Góry. Patrzą na Wisłę.
Na pogańskiej, kultowej Wietrznej Górze znajduje się Klasztor oo Reformatów i kościół pod wezwaniem Zwiastowania Najświętszej Marii Panny
Celejowskie kamienice przy Rynku w Kazimierzu.
Bruk ulicy Krakowskiej, dla mnie najpiękniejszej i najładniej położonej w Kazimierzu. Tam zwykle wynajmujemy kwaterę. Jakie tam widoki…..
Kilka lat temu to było, najstarsze wnuczki wtedy nastoletnie, chętnie z nami wyjeżdżały. Więc wymyśliłam Kazimierz i festiwal filmowy” Dwa brzegi”. Po roku powtórzyliśmy wyprawę, by się nasycić do pełna. I było pięknie, klimatycznie i magicznie. Jak zwykle w Kazimierzu Dolnym czyli w Kazimierzu nad Wisłą. . Różnobarwne i niesforne tłumy turystów wędrowały ulubionym deptakiem na grzbiecie wałów przeciwpowodziowych. Widok stamtąd był rozległy i piękny , że dech zapierało….Aż nie chciało się wierzyć , że historia tego miejsca jest tak długa i zwykle tragiczna.
Ale ta rzeka i zielone wypiętrzające się z niej wzgórza mogłyby długo opowiadać o tym co widziały…A było tak…
Na jednym ze wzgórz, na kultowej pogańskiej Wietrznej Górze , gdzie od wieków zabijano i grzebano czarne koguty w XI wieku powstała osada. Początkowo należała do benedyktynów. Tam dziś piękny klasztor stoi, który zasługuje na osobną opowieść i cmentarz rozciąga na grzbiecie. Ciekawe, jakże typowe nakładanie się miejsc kultu naszej religii na poprzednie, pogańskie. Coś w tym jest…
W 1181 roku król polski, Kazimierz Sprawiedliwy przekazał osadę norbertankom z podkrakowskiego Zwierzyńca. Wtedy do początkowo używanej nazwy Kazimierz , dodano przymiotnik Dolny . W ten sposób odróżniano tę osadę od Kazimierza podkrakowskiego.
Jednak dopiero za Kazimierza Wielkiego założono tutaj miasto, które rozkwitało. Wybudowano też zamek obronny.
W 1406 roku Władysław Jagiełło stosując prawa magdeburskie, dokonał lokacji miasta. Wtedy wytyczno rynek i ulice. Pozostawiono niezabudowaną północną część rynku.
Układ rynku do dziś jest taki sam . Z tego właśnie miejsca najpiękniej oglądać można cały rynek z nadal czynną studnią w centrum, bajkowe kamienice oraz wyniosłe mury fary z otwierającą się drogą wiodącą do ruin zamku. Miejsce to zachwyca wszystkich , ale najbardziej artystów, malarzy….
Od 1519-1644 roku miastem zarządzał znany ród Firlejów. W tym czasie przebudowano zamek oraz odbudowano zniszczone pożarami spichlerze i domy mieszkalne. Inne zasłużone rody to rodziny Czarnotów, Przybyłów i Celejów. Ci ostatni przybyli tutaj z Włoch. To wówczas powstawały piękne kamienice, które wielokrotnie rekonstruowano i które nadal podziwiamy. Zawsze wykorzystywano miejscowe, piękne śnieżno białe skały wapienne…
Przez wiele kolejnych lat miasto i mieszkańców wyniszczały wojny polsko- szwedzkie oraz liczne zarazy.
W 1677 roku Jan III Sobieski pozwolił osiedlać się kupcom ormiańskim, greckim i żydowskim. Dzięki handlowi zbożem, miasto rozkwitało. Jednak zapotrzebowanie Europy na zboże malało i stopniowo rozpoczął się upadek miasta.
Upadek ten przypieczętowały kolejne rozbiory Polski…W czasie powstania listopadowego , 18 marca rozegrała się tutaj jedna ze znacznych bitew zwana bitwą pod Kazimierzem Dolnym.
W końcu XIX wieku Kazimierz został ponownie odkryty i stał się ulubioną miejscowością wypoczynkową .W licznych wąwozach wśród ogromnej bujnej zieleni, budowano wille i pensjonaty .
II wojna światowa przyniosła kolejne zniszczenia.
Wtedy też odeszli w zaświaty mieszkańcy , którzy stanowili koloryt , smak i zapach tego miasta- Żydzi polscy. Obrazy ich świata zostały , obrazy stare i nowe. We wszystkich galeriach widzimy ciemne, poważne twarze, pejsy, kapelusze i wielki czarny smutek w oczach…Inne ich ślady to kirkut . Zadbany . Na nagrobkach jacyś ludzie ze świata stale układają kamyki jeden na drugim. Funkcjonuje niezwykła knajpa „ U Fryzjera „ gdzie dziwne nazwy dziwnych dań kuchni żydowskiej znaleźć można. Jest Mały Rynek …..ale to jeszcze inna historia. Za chwilę…..
Tłumy dziwnie nie przeszkadzają w oglądzie Kazimierza, bo nastrój podniosły filmowy
Kawiarnia w festiwalowym Kazimierzu
W czasie wspomnianego festiwalu filmowego „ Dwa brzegi” filmy wyświetlano w wielkim namiocie, na Zamku i na Małym Rynku. Niezapomniane były seanse nocne na Małym Rynku. Rozpostarty wielki ekran usiłował porwać wiatr, niewiele osób siedziało na krzesłach a większość po prostu na ziemi, na bruku , niektórzy przynosili ze sobą koce. Ludzie starsi i tłum młodzieży. Bałam się wypuścić tam same wtedy kilkunastoletnie wnuczki, ale pani od której wynajmowaliśmy pokój przy jedynej tak magicznej ulicy Krakowskiej powiedziała, ze nie ma obaw. Że zawsze jest spokojnie. Na wszelki wypadek poszłam z moimi dziewczynami. Nawet tak lubiły, nie dawały do zrozumienia, że to może być obciach – wyprawa z babcią. Fajne były, zawsze czuliśmy się młodo i dobrze w ich towarzystwie. No, te czasy minęły. Teraz mają swoje życie, ale wspominają też miło tamte czasy… I byliśmy na Małym Rynku, i dookoła było milczenie, film na fruwającym ekranie zapraszał nas do innego świata. Jednego roku był to „ Wszyscy jesteśmy Chrystusami” następnego „Barcelona Barcelona”. Nie zapomnę tych filmów, bo oglądanych w takiej scenerii, obok posępnie czerniejącej dobrze zachowanej starej drewnianej jatki . Tak , to ta jatka z której kiedyś , całkiem niedawno, spływała drewnianymi rynsztokami krew rytualnie zabijanych zwierząt , by mięso koszerne było. Po zakończeniu seansu ludzie wracali do domów w skupieniu i ciszy, jakby z kościoła albo procesji świętej wychodzili. Nikt nie rozrabiał, rację miała nasza gospodyni. Takiego klimatu ze świecą szukać. I słów do opisania brak . Tam trzeba być, dotknąć. I pod boskim atramentowym namiotem z migoczącymi gwiazdami i wielkim księżycem dotknąć nieba.
I jedno było tam niezmienne . Od wieków takie samo , stale tajemnicze i niezbadane granatowe niebo nad głowami i gwiazdy i księżyc…a może jak u Marii Kuncewiczowej” Dwa księżyce”…..
chwila zadumy…