Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz.” Drugi szpital dziecięcy w Warszawie” ( 45 )

I już ostatni wpis pod tym tytułem.

Zakończenie  artykułu dr Marii Barbary Chmielewskiej Jakubowicz o historii szpitala Bergshonów i Baumanów nazywanego potem im.Dzieci Warszawy – lub w skrócie Sienna ( Śliska). Z autorką, popularnie zwaną dr Baśką pracowałam w tym szpitalu w latach 1975-1981. Jak już kiedyś wspominałam była wspaniałym zaangażowanym pediatrą , jest nadal ciekawym Człowiekiem. Podziwiałam Jej pasję zgłębiania języka esperanto która była dla Niej oknem na świat. Miała liczne kontakty z esperantystami mieszkającymi na wszystkich kontynentach i często podróżowała, co w czasach wszechwładnej komuny ,  trudnych do przebycia  granic kraju  i izolacji nie było łatwe. Pokonywała te przeszkody w jakiś nieznany sposób i jawiła się nam jako człowiek wolny.

Całe swoje życie zawodowe spędziła w tym jednym szpitalu ( nie licząc pracy w charakterze pielęgniarki w czasie Powstania Warszawskiego) , spisywała jego dzieje i opublikowała w  tomie CXXXIV nr 2/ 1998 „Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” ( rocznik zarządu TLW , który ukazuje się od 1837 roku! ) pod tytułem” Drugi szpital dziecięcy w Warszawie”.

Ponieważ to czasopismo  jest dostępne w necie jedynie odpłatnie, za zgodą autorki zamieszczałam   w tym blogu  tekst artykułu, z uwagi na ograniczenia tego portalu dzieląc go na jakby zamknięte tematycznie odcinki. I teraz z żalem podaję ostatni odcinek , wszystkie można znaleźć w tym blogu w rozdziale

 „ Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz”. ….

 

kasztan.JPG

 

Zdjęcie z ubiegłej jesieni kiedy to odbyłam sentymentalną wycieczkę do mojego dawnego Szpitala. Zamknięty przed ponad 10 laty dziwną decyzją władz Warszawy pomimo niedoboru łóżek pediatrycznych, śpi w koronach starych drzew. A stary kasztan śpiewa mu kołysankę…ależ ckliwy ten podpis, wybaczcie, ale tam zostawiłam kawał mojego serca…

 

 

 ostatni fragment artykułu:

 

 

<<….. Tylko w dobrze zorganizowanym szpitalu- gdy wszystkie działy pracują dokładnie, systematycznie i z zaangażowaniem- mogą być dobre efekty całokształtu pracy. Apteka, laboratorium, kuchnia, administracja, oddziały szpitalne, szkoła, przedszkole- wszystkie te części szpitala wiedziały, że to co robią, robią dla dobra chorego dziecka. Nie bez znaczenia jest fakt, że załoga licząca 150-180 pracowników składa się w 90-95% z kobiet, młodych kobiet, obciążonych obowiązkami rodzinnymi, jest zatrudnione w systemie trójzmianowym, a lekarze pracują na całym etacie z 5-6 dyżurami dobowymi w miesiącu. Szpital był zawsze dla nas drugim domem, w którym spędzało się znaczną część życia. Personel był bardzo zżyty, nie było intryg. A jeśli zdarzały się jakieś nieporozumienia personalne, to szybko i taktownie sprawę załatwiano w gabinecie dyrektora lub siostry przełożonej.

      W latach 1953-1996 leczono w szpitalu 82 602 dzieci. Niestety, mimo usilnych poszukiwań i żmudnych studiów nad 120-letnią historią szpitala, nie udało się ustalić, ilu chorych i rannych leczył szpital w okresie obu wojen światowych ; na pewno była to wielotysięczna rzesza chorych i rannych, którzy znajdowali tu leczenie, pomoc i ratunek.

     Ten stary szpital na Siennej, obecnie  unowocześniony, wyremontowany, lśni czystością i niczym nie przypomina rumowiska gruzów, kamieni, desek, blach, śmieci wśród wypalonych domów „ dzikiego zachodu” sprzed 45 laty, kiedy rozpoczynano działalność. Dokoła wybudowano wieżowce , zieleń w ogrodzie rozrosła się. 70-letnie topole pną się ku niebu

( niektóre z nich powaliły kolejne wichury), a rozłożysty kasztan staruszek co roku odmierza czas w swej wiosennej zieleni i bieli , i w brązie jesieni, ciesząc oczy dzieci wyglądających przez okna.

 

 

Autorka, lekarz pediatra, pracowała w tym szpitalu nieprzerwanie w latach 1953-1990. Jest inicjatorką kroniki szpitalnej, którą prowadziła na bieżąco od 1970r. Gromadziła dokumenty, fotografie i notatki o wartości historycznej, dotyczące dziejów szpitala….>>

 

 

IzbaPrzyjęćByła.JPG

 

Tak obecnie wygląda budyneczek na terenie szpitalnym, gdzie w moich czasach mieściła się Izba Przyjęć. Nie zapomnę czasów dyżurów, kiedy szczękając zębami czasem w kopnym śniegu pędziłam tam na wezwanie jednej z pielęgniarek, bo ” mamy dziecko w Izbie Przyjęć” …a potem niosłyśmy pacjenta po tych schodach zwykle deszczowo lub lodowo śliskich do głównego budynku, gdzie mieściły się oddziały. Dziecko musiało być w Izbie wykąpane, były pobrane  badania- w tym zwykle płyn mózgowo- rdzeniowy, lekarz musiał ustalić rozpoznanie i wydać zalecenia do oddziału …

 

 

schody00.JPG

 

Klatka schodowa głównego budynku szpitala mieści  w półokrągłym wykuszu, piękna, ale niebezpieczna bo schody tam kręte i strome. Kiedyś dr Andrzej Pelc zbiegając z góry z kwiatem w doniczce w dłoni stracił równowagę i zerwał przyczep mięśnia czworogłowego.

Ja zawsze kurczowo trzymałam się poręczy . Ileż razy przemierzyłam te schody z duszą na ramieniu i ściśniętym sercem gdy na którymś z poziomów – oddziałów pogarszał się stan dziecka. A przez 17 godzin dyżurowych miałam je wszystkie pod opieką. Jakże to dawne były czasy, lata 1975- 1981, młoda byłam. A dzisiaj w radio słyszę, że średnia wieku pediatrów wynosi 58 lat. Źle się dzieje w naszym kraju i strach pomyśleć co będzie dalej…

 

Przych1.JPG

 

Jeszcze stoi barak w którym mieściły się przychodnie przyszpitalne( tam też pracowałam jako lekarz zakładowy ) oraz kadry, gdzie należało składać oświadczenia w przypadku nawet parominutowego spóźnienia do pracy. W oświadczeniu należało napisać  dlaczego tak się stało i kiedy się odpracuje…

 

 

SiennaPtak.JPG

 

Ponad stuletnie drzewa obok szpitala( główny budynek po lewej) opisywane przez dr Baśkę jeszcze rosną i jak kiedyś mieszkają w nich ptaki…fragment budynku po prawej to zrekonstruowane kamienice przy ul. Siennej. Z tych okien ciężarna matka koleżanki- Heleny, pani Lenkiewicz,  obserwowała jak jej mąż- lekarz operuje rannych w Powstaniu Warszawskim… trwało to wiele dni i nocy….

 

 Bardzo dziękuję dr Marii Barbarze Chmielewskiej Jakubowicz za wszystko:

za wspólne lata spędzone w tym szpitalu, za spisanie i opublikowanie jego historii ….za to, że jest…

 

Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz.” Drugi szpital dziecięcy w Warszawie”.( 44 )

To już przedostatni odcinek długiej  historii  już nieistniejącego Szpitala Bergshonów i Baumanów zwanego potem im. Dzieci Warszawy a w skrócie Sienna zebrana przez dr Baśkę i opublikowana  w tomie CXXXIV nr 2/ 1998 „Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” ( rocznik zarządu TLW , który ukazuje się od 1837 roku! ).

Ponieważ to czasopismo  jest dostępne w necie jedynie odpłatnie, za zgodą autorki zamieszczam  w tym blogu cały tekst artykułu, dzieląc go na jakby zamknięte tematycznie odcinki. 

        Całość można przeczytać w rozdziale  „ Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz”.

 

siennaSliska.JPG

 

Główny budynek szpitala fotografowany przeze mnie od ulicy Śliskiej . Jeszcze działają tam dziecięce przychodnie specjalistyczne i ponoć  wg właściciela, którym jest  Gmina Żydowska nic mu nie zagraża dopóki służy chorym dzieciom. Ale jak długo uda się utrzymać ten stan – nie wiadomo. Bo miejsce w centrum Warszawy pewnie kusi …

 

 

<<… Przed ponad 10 laty ( art. opublikowany w 1998 r.-przyp. red.) rozpoczęto gruntowny remont budynku głównego, a więc przede wszystkim wymianę stropów między piętrami, dobudowano od strony wschodniej dodatkową klatkę schodową przeciwpożarową ( awaryjną) , a także unowocześniono pomieszczenia oddziałów szpitalnych. W czasie tego remontu część oddziałów musiała być wyłączona z pracy. Pozostałe oddziały nie przerwały przyjmowania pacjentów, pracowano w warunkach znacznie utrudnionych, podczas prac murarskich, malarskich, stolarskich. Przeprowadzono także generalny remont baraku drewnianego, w którym znajdują się pomieszczenia przychodni przyszpitalnej, administracyjne, bhp, kasa i inne. W przychodni zmodernizowano urządzenia gabinetów do kontrolnych badań dzieci. Zainstalowano nowe oświetlenie, umywalnie, wymieniono wykładziny, umeblowanie. Urządzenia  USG – po kilkuletniej pracy w bardzo małych pomieszczeniach- przeniesiono z baraku na parter, do budynku głównego, gdzie obecnie znajdują się pracownia USG, kierowana przez dr Małgorzatę Wieczorek, oraz punkt szczepień z odpowiedzialną pielęgniarką Krystyną Kopeć .

     Na parterze znajdują się jak poprzednio : izba przyjęć, pracownia RTG, EEG, EKG oraz oddział żółtaczkowy, którego ordynatorem jest dyrektor dr med. Ryszard Dębski.( ( art. opublikowany w 1998 r.- przyp. red.).

     Na pierwszym piętrze mieści się oddział neuroinfekcji z ordynatorem dr med. Romualdą Szlachetką; konsultantem jest dr med. Monika Czachorowska. Tu także jest gabinet dyrektora szpitala i sekretariat. Na drugim piętrze są dwa oddziały: oddział obserwacyjny- ordynator dr Maria Gajda, i oddział zakażeń jelitowych- ordynator dr Andrzej Pelc. Na trzecim piętrze w części środkowej nadal znajduje się bibliotek szpitalna oraz po obu stronach oddział żółtaczkowy z ordynatorem dr Teresą Motyką i konsultantem dr med. Haliną Oziemską..

   Szpitalem kieruje dyrektor dr med. Ryszard Dębski przy współpracy swego zastępcy dr Andrzeja Pelca, przełożonej pielęgniarek siostry Zofii Wielbut oraz kierownika administracyjnego Andrzeja Rogójskiego.

    Kosztem ogromnych nakładów finansowych i pracy, mimo niewygód, dzieci przyjmowani i leczono nadal,  aczkolwiek przy zmniejszonym stanie chorych. Po zakończeniu remontu zmniejszono stan szpitala.

     W 1990 r. zwolniono kilka osób z personelu lekarskiego, starszych lekarzy skierowano na emeryturę, a zatrudniono młodych. Obecnie ( art. opublikowano w 1998 roku- przyp. red.) pracuje w szpitalu 26 lekarzy, część na pół etatu, część odbywa szkolenia specjalizacyjne w innych szpitalach…>>

Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz.” Drugi szpital dziecięcy w Warszawie” ( 43 )

      A oto cd . artykułu dr Marii Barbary Chmielewskiej Jakubowicz zatytułowanego „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie „ . Jest to bardzo dokładnie zebrana i napisana z czułością osoby , która spędziła w nim całe swoje lekarskie życie ,  historia dawnego szpitala Bergshonów i Baumanów a potem im. Dzieci Warszawy przy ul Siennej. Artykuł ten  został opublikowany w tomie CXXXIV nr 2/ 1998 „Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” ( rocznik zarządu TLW , który ukazuje się od 1837 roku! ).

Ponieważ to czasopismo  jest dostępne w necie jedynie odpłatnie, zamieszczam  w tym blogu cały tekst artykułu, dzieląc go na jakby zamknięte tematycznie odcinki.

 

 

 

<<….  W różnych wydarzeniach na terenie miasta szpital uczestniczył jako pierwszy.

     Po wybuchu w elektrowni atomowej w Czarnobylu szpital  już pierwszego dnia ( po wydaniu zarządzenia)  wydawał ustalone dawki jodu pracownikom, ich rodzinom, dzieciom i dorosłym, zgłaszającym się sąsiadom, mieszkańcom okolicznych domów. Przed szpitalem ustawiały się kolejki oczekujących na dawki jodu. Otrzymali je wszyscy…..>>

    

Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz.” Drugi szpital dziecięcy w Warszawie”( 42 )

Niebawem zakończy się artykuł dr Marii Barbary Chmielewskiej Jakubowicz , wieloletniej pracownicy Szpitala im. Dzieci Warszawy z którą spędziłam lata 1975-1981. Była niezwykła, zaangażowana w ratowanie dzieci, koleżeńska i miała pasję poznawania języka esperanto, którą podziwiałam. Ten zapomniany język otwierał Jej liczne kontakty z ludźmi na całym świecie. Niedawno z Nią rozmawiałam, w pełni zaakceptowała mój pomysł, by tekst artykułu wrzucać w tym blogu. Szkoda, że nie może tego przeczytać, bo ma problemy ze wzrokiem. Życzę Jej by nadal była z nami , by towarzyszył jej spokój i akceptacja tego, że życie się kończy. 

Oto cd. historii naszego szpitala dawnego szpitala Bergshonów i Baumanów potem nazwanego Szpitalem im. Dzieci Warszawy w skrócie  Sienna( przy tej ulicy się mieści).

Niestety od ponad 10 lat szpital jest nieczynny, działają w jego obrębie przychodnie specjalistyczne dla dzieci i ponoć dopóki tam są, Gmina Żydowska nie przeznaczy obiektu na całkowitą zagładę, bo miejsce w samym sercu Warszawy jest bardzo atrakcyjne.

Mam nadzieję, że nadal w okolicznych wielkich drzewach mieszka nasz kos , którego śpiew dodawał nam otuchy w ciężkich chwilach zawodowych.

Jak dobrze pamiętam tamte czasy, stale są świeże bo tam raczkowałam w pediatrii i wszystko było dla mnie pierwsze…. wrażenia z tego okresu mojego życia  zapisałam w końcowej części rozdziału tego blogu  zatytułowanego „Na medycznej ścieżce” . Jeśli ktoś zechce tam ze mną wrócić, zapraszam….

( do opisania kolejnych ponad 20 lat spędzonych w Centrum Zdrowia Dziecka jeszcze nie dojrzałam, czas ten nie nadszedł i nie wiem jeszcze, czy nadejdzie)…

      Tak więc wracam do artykułu dr Marii Barbary Chmielewskiej Jakubowicz zatytułowanego „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie „ . Jest to bardzo dokładnie zebrana i napisana z czułością osoby , która spędziła w nim całe swoje lekarskie życie ,  historia dawnego szpitala Bergshonów i Baumanów a potem im. Dzieci Warszawy przy ul Siennej. Artykuł ten  został opublikowany w tomie CXXXIV nr 2/ 1998 „Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” ( rocznik zarządu TLW , który ukazuje się od 1837 roku! ).

Ponieważ to czasopismo  jest dostępne w necie jedynie odpłatnie, zamieszczam  w tym blogu cały tekst artykułu, dzieląc go na jakby zamknięte tematycznie odcinki. Na zakończenie, z szacunku dla autorki,  jeśli mi się uda, podam całość w kilku większych wpisach …

        Oto kontynuacja poprzednich odcinków. Można je znaleźć w tym blogu w rozdziale

 „ Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz”. ….

 

 

 

 

 <<… W czasie stanu wojennego dyżury w szpitalu stały się znacznie spokojniejsze, a liczba chorych wyraźnie się zmniejszyła. Po pierwsze rodzice zgłaszali się z prośbą i żądaniem, by wypisywać dzieci do domów. W takiej sytuacji każdy wolał mieć dziecko , chore czy zdrowe, przy sobie w domu. Po drugie rodzice, mając nawet skierowanie  dla chorego dziecka do szpitala, nie chcieli go hospitalizować.

Ponadto w nocy- przy obowiązującej godzinie milicyjnej- ludzie nie mogli bez przepustki przebywać na ulicach.

Gdy zdarzało się, że karetka przywiozła nocą chorego i został przyjęty do szpitala, rodzice musieli w izbie przyjęć czekać, aż skończy się godzina milicyjna. W nocy, na mrozie, nie mogli przebywać na zewnątrz, trzeba było podawać im herbatę, uspokajać i „ przechowywać” do rana.

    W okresach manifestacji ulicznych w czasie stanu wojennego( 31.VIII. 1982 r. ) załoga szpitala była przygotowana na ewentualność pojawienia się rannych w centrum miasta. Wzmocniono obsadę personalną: dyrektor, jego zastępca, inspektor bhp, pracownicy apteki i pracownicy terenowi nie opuszczali szpitala.

Podczas gazowania ulic trzeba było zamykać wszystkie okna w oddziałach.

Dzieciom na szczęście nic się nie stało. Rannych też nie było.

Ale zagazowane były ulice Sienna, Śliska i sąsiednie jeszcze następnego dnia rano.

    Aktywna „ Solidarność” szpitala ( zapisali się do niej spontanicznie prawie wszyscy pracownicy) wyznaczyła do wyjścia  w tym dniu na miasto trzyosobowe patrole, zaopatrzone w środki opatrunkowe oraz krople do oczu. Nowy Świat został zagazowany błyskawicznie i intensywnie. Trzy osoby zakraplały krople do oczu bardzo szybko i sprawnie, lecz niestety krople wyczerpały się , ponieważ zagazowanych było wielu. Środki opatrunkowe nie były potrzebne….>>

Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz.” Drugi szpital dziecięcy w Warszawie”( 41 ).

Z autorką artykułu spędziłam lata 1975-1981. Poznałam Jej temperament, zaangażowanie w pomoc chorym dzieciom a także zainteresowania, które mnie fascynowały, bo była esperantystką, miała kontakty z ludźmi nieomal całego świata. Szkoda, że ten język zamiera a  jego idea upadła.

Nieistniejący już Szpital im. Dzieci Warszawy, przy ul Siennej pozostał w mojej pamięci jako placówka niezwykła , gdzie czuło się duchy historii, gdzie stale krążyły  opowieści o  uratowanych dzieci i o tych, których życie zakończyło się tragicznie. Tutaj pracowali ludzie wierni swojemu szpitalowi i prawdziwie służący innym.

To tutaj raczkowałam w pediatrii i wszystko było dla mnie pierwsze.

Stale  pulsujące we mnie wrażenia z tego okresu mojego życia  zapisałam w końcowej części rozdziału tego blogu  zatytułowanego „Na medycznej ścieżce” . Jeśli ktoś zechce tam ze mną wrócić, zapraszam….

( do opisania kolejnych ponad 20 lat spędzonych w Centrum Zdrowia Dziecka jeszcze nie dojrzałam, czas ten nie nadszedł i nie wiem jeszcze, czy nadejdzie)…

      Tak więc wracam do artykułu dr Marii Barbary Chmielewskiej Jakubowicz zatytułowanego „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie „ . Jest to bardzo dokładnie zebrana i napisana z czułością osoby , która spędziła w nim całe swoje lekarskie życie ,  historia dawnego szpitala Bergshonów i Baumanów a potem im. Dzieci Warszawy przy ul Siennej. Artykuł ten  został opublikowany w tomie CXXXIV nr 2/ 1998 „Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” ( rocznik zarządu TLW , który ukazuje się od 1837 roku! ).

Ponieważ to czasopismo  jest dostępne w necie jedynie odpłatnie, zamieszczam  w tym blogu cały tekst artykułu, dzieląc go na jakby zamknięte tematycznie odcinki. Na zakończenie, z szacunku dla autorki,  jeśli mi się uda, podam całość w kilku większych wpisach …

        Oto kontynuacja poprzednich odcinków. Można je znaleźć w tym blogu w rozdziale

 „ Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz”. ….

A tak było  we wczesnych latach 80 XX wieku.

 

 

 

<<….  Wśród codziennych trosk kolejnych dyrektorów ( reżim sanitarny, dyscyplina pracy, nieustanne  podnoszenie kwalifikacji zawodowych pracowników, finanse itp.) były nowe inwestycje, które by usprawniły funkcjonowanie szpitala jako całości. Najpilniejszą było wybudowanie osadnika, gdyż dotychczasowa dezynfekcja wydalin chorych w węzłach sanitarnych była na co dzień bardzo uciążliwa.

      Wybudowanie centralki tlenowej stało się kolejnym krokiem ułatwiającym pracę. Dotychczas dwóch mężczyzn, pracowników fizycznych, nosiło na ramionach ciężkie butle tlenowe na trzecie piętro, po półokrągłych schodach szpitalnych, co było pracą niezmiernie ciężką i niebezpieczną; na szczęście nie doszło do wypadku. Uruchomienie centralnej tlenowni graniczyło niemal z cudem: odkręcało się zawór w ścianie salki i tlen przez zbiornik z wodą dochodził do chorego.

    W tym samym czasie  uruchomienie windy- nieczynnej przez szereg lat po wojnie, a także doprowadzenie wody bieżącej do każdej salki, w miejsce umywalek pedałowych- dawało uczucie prawie komfortu. Zainstalowanie centralnego ogrzewania we wszystkich pomieszczeniach szpitalnych zwalniało wreszcie salowe w miesiącach zimowych do palenia w piecach w baraku i budynku izby przyjęć. Uruchomiono także pracownie EKG, EEG, centralę telefoniczną, zwiększono liczbę telefonów miejskich. Każde nowe urządzenie, każdy nowy aparat witali pracownicy z radością, oznaczały bowiem ułatwienie i poprawę warunków pracy.

     Kolejnym osiągnięciem było bezpośrednie połączenie telefonu ze strażą ogniową. Telefon „ ogniowy” funkcjonował w ten sposób, że po podniesieniu słuchawki w dyżurce lekarskiej od razu zgłaszał się dyżurny straży pożarnej i już  wiadomo było, że dzwoni „ Sienna 60”. Dyżurni szpitala mieli obowiązek każdego dnia kontrolnie telefonować o godz. 20.00. Na szczęście nie było pożaru w szpitalu , ale cały personel wielokrotnie był instruowany i kontrolowany na ewentualność i konieczność ewakuowania dzieci. Tylko raz wzywano straż pożarną, kiedy winda z pracownikiem stanęła między piętrami. Strażacy uruchomili dźwig i uwolnili trochę nie dotlenionego mężczyznę.

     Telefon „ ogniowy: spełnił kolosalną rolę w pierwszych dniach stanu wojennego , bo był uniezależniony od sieci miejskiej, kiedy wyłączono wszystkie telefony. Służył on jako jedyny łącznik do porozumiewania się między Pogotowiem a innymi szpitalami ( co chętnie i sprawnie ułatwiali pracownicy straży). Do czasu zainstalowania radiotelefonów była do jedyna możliwość kontaktów między placówkami służy zdrowia, czego poprzednio nikt nie przewidywał….>>

 

 

5.JPG

 

Zdjęcie wnętrza Szpitala im. Dzieci Warszawy wykonałam niedawno. Takie schody należało pokonać z chorym dzieckiem na rękach lub noszach, gdy nie było jeszcze windy. O tym pisze autorka w zamieszczonym odcinku artykułu. Gdy potem już była winda, poruszała się jak żółw, więc my zwykle ganialiśmy per pedes. Ileż to razy w ciągu doby dyżurowej przemierzyłam te piękne schody i w jakim napięciu, gdy trzeba było zdążyć z pomocą. A lekarz tzw. wewnętrzny miał pod opieką wszystkie dzieci hospitalizowane na oddziałach położonych na czterech poziomach tego gmachu….Pomimo tych emocji, zawsze te schody zachwycały…no cóż, młoda byłam…

 ( ZK)   

 

 

 

 

Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz.” Drugi szpital dziecięcy w Warszawie”( 40 )

Oto ciąg dalszy historii Szpitala im. Dzieci Warszawy, którą spisała i opublikowała wieloletnia pracownica dr Maria Barbara Chmielewska- Jakubowicz . Miałam zaszczyt Ją poznać, bo tam w latach 1975-1981 raczkowałam w pediatrii. 

Wtedy wszystko było dla mnie pierwsze.

Stale świeże  pulsujące we mnie wrażenia z tego okresu mojego życia  zapisałam w  rozdziale  „Na medycznej ścieżce” . Jeśli ktoś zechce tam ze mną wrócić, zapraszam….

( do opisania kolejnych ponad 20 lat spędzonych w Centrum Zdrowia Dziecka jeszcze nie dojrzałam, czas ten nie nadszedł i nie wiem jeszcze, czy nadejdzie)…

      Tak więc wracam do artykułu dr Marii Barbary Chmielewskiej Jakubowicz zatytułowanego „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie „ . Jest to bardzo dokładnie zebrana i napisana z czułością osoby , która spędziła w nim całe swoje lekarskie życie ,  historia dawnego szpitala Bergshonów i Baumanów a potem im. Dzieci Warszawy przy ul Siennej. Artykuł ten  został opublikowany w tomie CXXXIV nr 2/ 1998 „Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” ( rocznik zarządu TLW , który ukazuje się od 1837 roku! ).

Ponieważ to czasopismo  jest dostępne w necie jedynie odpłatnie, zamieszczam  w tym blogu cały tekst artykułu, dzieląc go na jakby zamknięte tematycznie odcinki. Na zakończenie, z szacunku dla autorki,  jeśli mi się uda, podam całość w kilku większych wpisach …

        Oto kontynuacja poprzednich odcinków. Można je znaleźć w tym blogu w rozdziale

 „ Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz”. ….

 

 

 <<…. Jak każda instytucja i nasz szpital ma w swojej historii ważne daty i święta. Pierwszą jest położenie kamienia węgielnego na placu między ulicami Sienną i Śliską w r. 1875, potem uroczyste otwarcie szpitala w r. 1878, następnie otwarcie nowoczesnego 3- piętrowego szpitala, po sześciu latach zabiegów i zmagań, w 1930 roku. Kolejny etap to otwarcie Szpitala Zakaźnego nr 3 w marcu 1953 r., Szpitala im. Dzieci Warszawy od 1962 r., a ostatnio ( art. opublikowano w 1998 roku- przyp. red.) działającego pod nazwą Wojewódzki Zakaźny Szpital Dziecięcy im. Dzieci Warszawy.

      Wielką radością dla całej załogi naszego szpitala było zdobycie w r. 1976 w Montrealu złotego medalu olimpijskiego w pięcioboju nowoczesnym przez Gerarda Peciaka, syna naszej kochanej pielęgniarki, Janeczki Peciakowej.

       Rok 1978 był rokiem stulecia szpitala i 25- lecia jego pracy powojennej. Ówczesny dyrektor, dr Barbara Artman- Przetakiewicz, postanowiła urządzić „ podwójny jubileusz jednego szpitala”. Miejsca na tę uroczystość użyczyła nam Stacja Sanitarno- Epidemiologiczna przy ul. Żelaznej, oddając salę wykładową i inne pomieszczenia. Dyrektor szpitala wraz z gronem współorganizatorów na dzień 28 września zaprosili dosłownie „ całą Warszawę”- władze miasta i województwa, profesorów, dyrektorów klinik, instytutów, zaprzyjaźnionych szpitali, PZH, Towarzystwa Społeczno- Kulturalnego Żydów w Polsce, dawnych pracowników i emerytów szpitala oraz delegatów partii i związków zawodowych.

       Po powitaniu gości i pracowników przez dyrektora szpitala referat nt. historii szpitala wygłosiła lek. Maria Barbara Chmielewska – Jakubowicz ( autorka tego art.- przyp. red). Zebrani wysłuchali z dużym zainteresowaniem części historycznej, a zwłaszcza wiadomości dotyczących oblężenia Warszawy w 1939 r., getta warszawskiego i Powstania . Dyrektor szpitala przedstawiła pokrótce osiągnięcia minionego 25- lecia.

      Następnie zabrał głos wiceprezydent m. st. Warszawy, mgr Michał Szymborski, który podkreślił bohaterstwo pracujących tu ludzi w okresie II wojny światowej.

      „ Chciałbym wyrazić słowa szczególnego uznania i głębokiej wdzięczności dla tych kolejnych waszych poprzedników, którzy pracowali w tym szpitalu w ciągu tego stulecia. Szczególnie zaś gorące słowa pod adresem tych, którym przyszło pracować w szpitalu w okresie najtragiczniejszym w naszej historii, w okresie znaczonym oblężeniem Warszawy w 1939r., powstaniem w getcie, czy wreszcie Powstaniem Warszawskim. Ci ludzie, którzy pracowali w tym szpitalu, to wspaniałe kadry, które musiały być wówczas nie tylko wybitnymi lekarzami społecznikami i ludźmi wielkiego ducha, ale także żołnierzami ogólnonarodowego frontu, który jednoczył w tym czasie wszystkich Polaków. Myślę, że dzięki takiej właśnie postawie, jaką prezentowali ludzie pracujący w tym szpitalu, mogliśmy wyjść zwycięsko z najtrudniejszej próby w naszych dziejach. I dlatego należą im się słowa najwyższego uznania. Myślę, że przy okazji tego jubileuszu powinniśmy wrócić na chwilę pamięcią do nich i skłonić głowy przed ich ogromnym poświęceniem, przed hartem, przed tym, co po prostu zrobili”.

        Przemawiający profesorowie: Kassur, Bożkowa, Blajmowa, podkreślali stały udział i współuczestnictwo lekarzy z „ Siennej” w zebraniach Towarzystwa Lekarzy Epidemiologów i Chorób Zakaźnych, udział w zjazdach krajowych i zagranicznych, a także zgodną koleżeńską współpracę z innymi szpitalami miasta w codziennych dyżurach.

         Przedstawicielka Towarzystwa Kulturalno- Społecznego Żydów w Polsce p. Ruta Sakowska, omówiła ciężkie warunki życiowe dzieci w latach przedwojennych, a o hospitalizowanych powiedziała: „ leczyło się tu wiele żydowskiej biedoty z Warszawy i okolic podmiejskich”.

         Na zakończenie uroczystości wiceprezydent stolicy przekazał dyrektorowi odznakę Złotej Syrenki dla szpitala, a dziesięciu pracowników udekorował indywidualnie Złotymi Syrenkami za zasługi dla Warszawy.

       Uroczystości jubileuszowe kontynuowano w bibliotece szpitala przy lampce wina z doskonałymi wypiekami naszej kuchni. Goście długo wspominali, rozmawiali, podziwiali kronikę szpitala i nic dziwnego- związani byli z tym miejscem przez wiele lat swego życia. Z dużym zainteresowaniem przyjęto fakt przekazania szpitalowi , po 36 latach, części uratowanego w 1943 r. księgozbioru. Stare księgi pediatryczne sprzed 150 i 100 lat powróciły na swe dawne miejsce. Zapewne wiele z nich było gromadzonych rękoma dr. Janusza Korczaka….>>

     

 

Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz.” Drugi szpital dziecięcy w Warszawie” ( 39 )

Po prawie miesięcznej przerwie przedstawiam kolejny odcinek artykułu mojej starszej koleżanki zwanej przez nas Baśka. Ona związała z nieistniejącym już  Szpitalem im. Dzieci Warszawy przy ul Siennej/ Śliskiej całe swoje życie zawodowe, a ja miałam przyjemność z Nią pracować w latach 1975-1981. To było Miejsce Niezwykłe, położone w samym sercu Warszawy , z wielką historią, wspaniałymi Pracownikami sukcesami zawodowymi i łzami porażek . Praca tam była dla mnie zaszczytem . Stale świeże  pulsujące we mnie wrażenia z tego okresu mojego życia  zapisałam w końcowej części rozdziału tego blogu  zatytułowanego „Na medycznej ścieżce” . Jeśli ktoś zechce tam ze mną wrócić, zapraszam….

( do opisania kolejnych ponad 20 lat spędzonych w Centrum Zdrowia Dziecka jeszcze nie dojrzałam, czas ten nie nadszedł i nie wiem jeszcze, czy nadejdzie)…

      Tak więc wracam do artykułu dr Marii Barbary Chmielewskiej Jakubowicz zatytułowanego „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie „ . Jest to bardzo dokładnie zebrana i napisana z czułością osoby , która spędziła w nim całe swoje lekarskie życie ,  historia dawnego szpitala Bergshonów i Baumanów a potem im. Dzieci Warszawy przy ul Siennej. Artykuł ten  został opublikowany w tomie CXXXIV nr 2/ 1998 „Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” ( rocznik zarządu TLW , który ukazuje się od 1837 roku! ).

Ponieważ to czasopismo  jest dostępne w necie jedynie odpłatnie, zamieszczam  w tym blogu cały tekst artykułu, dzieląc go na jakby zamknięte tematycznie odcinki. Na zakończenie, z szacunku dla autorki,  jeśli mi się uda, podam całość w kilku większych wpisach …

        Oto kontynuacja poprzednich odcinków, które można znaleźć w tym blogu w rozdziale„ Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz”. ….

 dr Baśka pisze:

 

 

    <<….  Po kilkuletniej pracy w oddziałach szpitalnych i po uzyskaniu pierwszego lub drugiego stopnia specjalizacji pediatrycznej część lekarzy starała się o wyjazd przez „ Polservice” do krajów Afryki. Powodem była możliwość wyższych zarobków, nadzieja na późniejsze zakupienie mieszkania, samochodu lub działki rekreacyjnej, a także chęć przeżycia afrykańskiej przygody i poznania pracy w innych warunkach. Dla tych, którzy wyjeżdżali do pracy w krajach Trzeciego Świata, szpital latami utrzymywał etaty. Niektórzy powracali, niektórzy zmieniali miejsce zatrudnienia, zachowując ciągłość pracy. Tylko dwie lekarki, po kilkuletniej pracy w Algierii, nie wróciły do zawodu, chorowały i wkrótce zmarły.

     Z personelu pielęgniarskiego do innych krajów wyjeżdżały pojedyncze osoby. Na ogół gdy odchodziły ze szpitala, zmieniały zawód na inny, pracując w różnych gałęziach gospodarki, np. w handlu, gdzie znacznie lepiej zarabiały i nie miały dyżurów nocnych.

      Część pracowników z grona lekarzy, pracowników z wyższym wykształceniem czy pielęgniarek odchodziła na emeryturę z własnej woli, a część dyrekcja zwalniała, angażując na ich miejsce młode kadry.

       Niektórzy odchodzili przedwcześnie na zawsze.

       Wielkim wstrząsem dla nas wszystkich był nagły zgon młodziutkiej pielęgniarki Barbary Sobolewskiej, w czasie pełnienia nocnego dyżuru latem 1954r. przyszły obie z siostrą Alą wieczorem na dyżur nocny. Nad ranem Basia zmarła. Jej siostra była w szoku. Doktor Gecow tuliła ją, nie mogąc uspokoić. Staliśmy wszyscy bezradni w obliczu śmierci młodej dziewczyny. Miała wtedy 22 lata.

    Pielęgniarka Ela Marszałek ( 42 lata) latem 1981r. w drodze do pracy upadła nagle na przystanku autobusowym na  Bielanach i zmarła po kilku miesiącach w szpitalu w Otwocku ( z rozpoznaniem przerzutów do kręgosłupa). Aby pojechać na pogrzeb do Otwocka w pierwszych dniach stanu wojennego , trzeba było mieć specjalne pozwolenie.

     Pożegnanie pielęgniarki Wiesławy Komsty- Lipki było zupełnie niezwykłe. Ponieważ pogrzeb miał się odbyć poza Warszawą, pracownicy zgromadzili się w kostnicy szpitala przy ul. Banacha. Siostra Lipka była bardzo operatywna, inteligentna, przez wszystkich lubiana. I tam, w kostnicy, wśród otwartych trumien, ostatnie słowa pożegnania mówiła Jej ordynator dr Czachorowska, potem odmawiano wspólnie znane modlitwy i śpiewano pieśni religijne.

      Kolejno odchodzili pracownicy administracji: p. Burgmajster, p. Bendlewicz, mjr Domanaki i bibliotekarka p. Orłowska. Odchodziły także wieloletnie pracownice laboratorium szpitala : mgr Barbara Lachowicz, mgr Janina Bilińska, mgr Jadwiga Tyrman, dr Barbara Rau i wieloletnia kierowniczka apteki szpitalnej , mgr Helena Hoffmanowa. Żegnaliśmy wieloletnich konsultantów specjalistów, którzy służyli nam swoją wiedzą i pomocą: dr med. Tadeusza Farynę- chirurga, doc. Dr med. Marię Góralówną- laryngologa, dr med. Teresę Iwanowską- dermatologa, a także piętnastu naszych lekarzy, koleżanki, z którymi przez wiele lat toczyliśmy wspólną walkę o życie chorych dzieci. Na cmentarzach warszawskich żegnaliśmy bliskie nam osoby, w trumnach lub urnach, w obrządkach różnych wyznań lub bezwyznaniowo. Głęboko przeżywaliśmy te rozstania. Tylko w ostatniej drodze dr Anki Gecow we Francji nikogo z nas nie było.

      Mówiąc o odchodzeniu ludzi zasłużonych, należy poświęcić słów kilka Edwardowi Borowskiemu, który wiele sił i zdrowia oddał pracy w szpitalu przez trzydzieści kilka lat. Przeszedł na wcześniejszą emeryturę ( rentę) , a był w szpitalu „ od zawsze”. Dźwigał ciężary, był wszędzie, gdzie go potrzebowano, i reperował wszystko. Pan Edzio oficjalnie był na etacie stolarza, ale znał tu każdy zawór i każdą śrubkę. Człowiek „ złota rączka”- przychodził natychmiast, popatrzył i naprawiał. Jego odejście z pracy długo odczuwaliśmy we wszystkich miejscach w szpitalu. Cichy, spokojny, zawsze służący pomocą- pozostał w dobrej pamięci wielu pracowników….>>

    

 

Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz.” Drugi szpital dziecięcy w Warszawie” ( 38 )

Po miesięcznej przerwie wracam do wrzucania kolejnych odcinków artykułu mojej starszej koleżanki ze wspólnych czasów pracy w ówczesnym szpitalu im. Dzieci Warszawy, przy ul Siennej. W latach 1975-1981 , w jego murach które dźwigały ciężar wielkiej historii, u boku Niezwykłych Ludzi,  wśród duchów dzieci uratowanych ale i tych , które pomimo wielkich wysiłków całego personelu od nas odeszły, raczkowałam w pediatrii.

Tam wszystko było dla mnie pierwsze.

Ten nieistniejący już szpital pozostał w moim sercu na wieki wieków.

Te stale świeże  pulsujące we mnie wrażenia z tego okresu mojego życia  zapisałam w końcowej części rozdziału tego blogu  zatytułowanego „Na medycznej ścieżce” . Jeśli ktoś zechce tam ze mną wrócić, zapraszam….

( do opisania kolejnych ponad 20 lat spędzonych w Centrum Zdrowia Dziecka jeszcze nie dojrzałam, czas ten nie nadszedł i nie wiem jeszcze, czy nadejdzie)…

      Tak więc wracam do artykułu dr Marii Barbary Chmielewskiej Jakubowicz zatytułowanego „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie „ . Jest to bardzo dokładnie zebrana i napisana z czułością osoby , która spędziła w nim całe swoje lekarskie życie ,  historia dawnego szpitala Bergshonów i Baumanów a potem im. Dzieci Warszawy przy ul Siennej. Artykuł ten  został opublikowany w tomie CXXXIV nr 2/ 1998 „Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” ( rocznik zarządu TLW , który ukazuje się od 1837 roku! ).

Ponieważ to czasopismo  jest dostępne w necie jedynie odpłatnie, zamieszczam  w tym blogu cały tekst artykułu, dzieląc go na jakby zamknięte tematycznie odcinki. Na zakończenie, z szacunku dla autorki,  jeśli mi się uda, podam całość w kilku większych wpisach …

        Oto kontynuacja poprzednich odcinków. Można je znaleźć w tym blogu w rozdziale„ Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz”. ….

 

 << Odwiedzin rodziców u chorych w czasie epidemii polio nie było ( podobnie jak w czasie nasilenia się epidemii grypy w szpitalach). Część rodziców przyjmowała ten fakt ze zrozumieniem, ale część domagała się widzeń z dziećmi. Było to niejednokrotnie powodem spięć, nieprzyjemnej wymiany zdań, niepotrzebnych zadrażnień. Z biegiem czasu szpital zezwalał na 5- minutowe widzenia przez szybę, bez możliwości wchodzenia do salki zakaźnie chorych. Wyjątkiem był sakrament Chrztu św., gdy dziecko znajdowało się w ciężkim stanie nie ochrzczone. Szpital w takich wypadkach zawsze wyrażał zgodę. Ksiądz, rodzice , rodzice chrzestni, wszyscy byli ubierani w fartuchy, a po udzieleniu sakramentu naświetlani lampą kwarcową.

      Ostatnio ( tj. w 1998 roku, kiedy został opublikowany ten artykuł- przyp. red.) , gdy szpital jest „ przyjazny dziecku”, rodzice mogą przebywać z dziećmi przez dłuższy czas w salkach. Ma to swoje dobre i nie najlepsze strony….>>

 

PrzychSzp.JPG

 

Dawny szpital Bergshonów i Baumanów , wzniesiony dla biednych żydowskich dzieci. Potem nosił nazwę Dzieci Warszawy a w skrócie Sienna. Widok od strony Śliskiej. Zdjęcie tego nieczynnego już szpitala wykonałam jesienią 2013 roku. Za zamkniętymi  działy się ludzkie tragedie…

W tle-  centrum Warszawy i najwyższy, niedawno wzniesiony kontrowersyjnej urody wieżowiec wg proj. znanego amerykańskiego architekta, Żyda o polskich korzeniach- Daniela Libeskinda.

 

 

 

Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz.”Drugi szpital dziecięcy w Warszawie” ( 37 )

 

 

 

Artykuł dr Marii Barbary Chmielewskiej Jakubowicz zatytułowany „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie „ został opublikowany w tomie CXXXIV nr 2/ 1998 „Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” . Jest to rocznik zarządu Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego który ukazuje się od 1837 roku.

 

Ponieważ to czasopismo  jest dostępne w necie jedynie odpłatnie, zamieszczam  w tym blogu cały tekst artykułu, dzieląc go na jakby zamknięte tematycznie odcinki. Na zakończenie, jeśli mi się uda, podam całość w jednym wpisie…

 

 Oto ciąg dalszy… Poprzednie odcinki można znaleźć w tym blogu w zakładce „ Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz”.

 

 

 

 Część 37

 

 <<…Pralni własnej szpital nie posiadał. Bielizna była prana i dostarczana czysta z Zakładów Sanitarnych samochodami. Magiel, szwalnia, magazyn znajdowały się w podziemiu budynku głównego, z oddzielnym wejściem od strony wschodniej. Kuchnia, zlokalizowana w podziemiu id strony zachodniej, ma dwa wejścia. Latami kierowana przez doskonałą kierowniczkę, p. Wiktorię Paradowską, wraz z personelem pomocniczym żywiła 120- 150 dzieci pięć razy dziennie z dietą wątrobową, zwykłą oraz ponad 100 pracowników ( obiady). Windą wewnętrzną ( kuchenną ) rozwozi się posiłki na cztery kondygnacje do kuchenek oddziałowych, od parteru do trzeciego piętra. Mieszanki mleczne dla niemowląt dostarczano codziennie do szpitala na zamówienie dietetyczki.

 

     Dzięki staraniom pracownic kuchni dzieci otrzymywały bardzo dobre, smaczne, estetycznie podawane posiłki, mogły dostawać dolewki i dokładki, jeśli tylko chciały. Zwłaszcza dzieci starsze bardzo to sobie chwaliły, a niektóre mówiły : „ Takiego dobrego jedzenia to my w domu nie mamy, nas jest pięcioro”. I mimo choroby przybierały na wadze w czasie hospitalizacji. Matki odbierając dzieci do domu wyrażały swoje pierwsze spostrzeżenie: „ Aleś ty zgrubiał w tym szpitalu”. A lekarze w epikryzie odnotowywali: „ Przyrost wagi 2,5 lub 3 kg”….>>

 

Tak, nie zapomnę wspaniałych dań, które serwowała ta kuchnia. Pani Wiktoria Paradowska królowała w kuchni , która mieściła się w podziemiu szpitala, czarnowłosa przystojna pani dostojnie dyrygowała swoim personelem . Zresztą sama też wykonywała szereg czynności kucharskich. W doniczkach na okienku hodowano zielone liście pietruszki, szczypiorek i koperek. Dla lekarzy dyżurnych zawsze znajdował się jakiś smakołyk specjalnie przygotowany, jak np flaczki ze skórek kurzych, których i tak dzieci by nie zjadły czy maleńka porcyjka tatara. Wypieki świąteczne to były prawdziwe delicje i żadna znana cukiernia warszawska  nie umywała się nawet….

 

 

       

Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz.” Drugi szpital dziecięcy w Warszawie” ( 36 )

Artykuł dr Marii Barbary Chmielewskiej Jakubowicz zatytułowany „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie „ został opublikowany w tomie CXXXIV nr 2/ 1998 „Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” . Jest to rocznik zarządu Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego który ukazuje się od 1837 roku.

Ponieważ to czasopismo  jest dostępne w necie jedynie odpłatnie, zamieszczam  w tym blogu cały tekst artykułu, dzieląc go na jakby zamknięte tematycznie odcinki. Na zakończenie, jeśli mi się uda, podam całość w jednym wpisie…

 Oto ciąg dalszy… Poprzednie odcinki można znaleźć w tym blogu w zakładce „ Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz”.

 

Cz.36

 

 

<<….Kolejną ważną sprawą jest konieczność umożliwienia dzieciom chorym nauki szkolnej. Szkoła przyszpitalna zorganizowana została w roku 1963 pod kierownictwem mgr Ewy Suffczyńskiej wraz z zespołem nauczycielek i przedszkolanek. Prowadzona była praca dydaktyczna dla chorych zakaźnych w zakresie szkoły podstawowej ( przy Szkole Podstawowej nr 239, ul. Złota 72) oraz codzienna opieka dla dzieci w wieku przedszkolnym. Ta praca personelu nauczającego ułatwiła dzieciom pobyt w warunkach szpitalnych. W latach późniejszych uczniów było mniej w związku z okresowymi remontami i zmniejszeniem liczby łóżek szpitalnych. Niekiedy nauczycielki uczyły dwoje, troje dzieci indywidualni z jednej klasy. Dzieci nie miały zaległości w opanowaniu programu szkolnego. Jeżeli hospitalizacja musiała trwać dłużej, np. tygodniami, pacjenci otrzymywali zaświadczenie ze stopniami z poszczególnych przedmiotów w celu okazania w szkole macierzystej ( wraz z kartą informacyjną przy wypisie ze szpitala). Rodzice wiedząc o tym, że dzieci w toku leczenia również się uczą, odnosili się do szkoły z uznaniem , z serdecznością: przynosili zeszyty, bloki do rysunków, kredki i inne pomoce, a nawet proponowali dostarczenie książek, ale szkoła miała podręczniki, całe komplety dla poszczególnych oddziałów zakaźnych.

   Dzieci przedszkolne, a zwłaszcza te, które uprzednio do przedszkola nie uczęszczały, po raz pierwszy w szpitalu zetknęły się z zajęciami i były nimi bardzo zainteresowane, wręcz zafascynowane. Z niecierpliwością oczekiwały na wejście przedszkolanki do salki. Rysowały, robiły wycinani, malowanki, naklejanki, plecionki, kolorowe robótki ręczne . Przedszkolanki miały mnóstwo pomysłów, lubiły swoją pracę, kochały dzieci i umiały je zachęcić, nauczyć, pochwalić, a same dzieciaki chciały „ działać artystycznie”, bo im się ta zabawa i efekty podobały.

     Szkoła i przedszkole kilkakrotnie organizowały w szpitalnym holu wystawę prac dzieci chorych. Podziwiali te wystawy również lekarze z innych szpitali i zaproszeni goście. Dzieciom ta zabawa skracała pobyt w szpitalu, uczyła nowych umiejętności, dawała nie znane dotąd przeżycia artystyczne. Ładne i pomysłowe były serwetki, laurki, albumy i zabawki przygotowywane na Boże Narodzenie i Wielkanoc.

Nie ma sposobu ustalenia kolejności i ważności dla chorego dziecka spraw- w sytuacji izolowania go w łóżku szpitalnym.

Czy ważniejsze jest podawanie leków, czy dobre jedzenie, czyste łóżko i czysta bielizna, czy nauka, czy kontakty z rodzicami? Oczywiście wszystko to jest ważne, by stworzyć warunki szybkiego zdrowienia….>>