Sięgam po wpisy sprzed lat…..Nic się nie zmieniło, poza pandemią i izolacją…..już nie ma spotkań tak licznych, ale życie płynie do przodu. Mama Chłopców o których piszę dalej czasem dzwoni, piękną kartkę przysłała. Właśnie Ojciec chłopców po operacji glejaka, chemii i radioterapii. Chłopcy pogodni choć dializy etc……To Rodzina, gdzie mieszkają Anioły. Tylko dlaczego nie należą do grupy Stróżów ? Tego nigdy się nie dowiemy. Pani Agnieszka z pokorą mówi, że taki los dostała, a może – dodaje z zadumą – może Stwórca miał jakiś cel, zadanie dla niej – i kończy – jestem szczęśliwa, bo mamy w domu Miłość i ludzie nas kochają….
Pomyślmy o Nich…..proszę, szczególnie gdy nam jest źle. Pomyślmy o matkach świętych za życia …… może nasze zjednoczone myśli zdziałają cuda ? ???
Opublikowane w 1 kwietnia 2018 przez Zofia Konopielko
WIELKANOC – noc CUDU ….
Liczba odsłon 215
Już świta, deszcz za oknem- właśnie dokonuje się CUD- za godzinę REZUREKCJA- ZMARTWYCHWSTANIE ……
Po wczorajszej wspólnej Uroczystości -fantastycznej – przesuniętej w fazie z racji planów wszystkich naszych rodzin, by dalej jechać – gdzie zgromadziło się 19 osób- wszystkie w ciągu naszych 50 ( niebawem) lat małżeństwa się od nas wywodzą lub ” przylegają ” – myślę o innych ….sięgam do wpisu sprzed 2 lat- bo ta RODZINA jest stale w moich myślach- choć wiem, że te myśli im nie pomogą- że muszą sami dźwigać swój KRZYŻ ….tak już jest stworzony ten świat..
…
Życzenia Wielkanocne
Miało być jak zwykle. Zwykłe lapidarne życzenia. Takie jak np. :
Z okazji nadchodzących wielkimi krokami wiosennych Świąt Wielkanocnych życzę Wam, Kochani, Zdrowia, Szczęścia i Radości.
Ale będzie trochę inaczej.
Będzie o Michasiu i Czarku. Moich dawnych pacjentach, już dawno pełnoletnich, którzy z okazji każdych Świąt nadal przysyłają mi kartki. Pisze ich Mama, bo im Los zaraz po urodzeniu odebrał wzrok. Za to hojnie obdarował chorobami licznych narządów ale dla równowagi dała uśmiech, łagodność, pogodę ducha. Dał też Im Rodziców, którzy zasługują na miano Świętych za życia.
Nigdy nie zapomnę tej Rodziny. Widzę Ich twarze, zachowanie, twarze” pokerowe” rodziców „ ubrane w pogodę ducha” i wesołe baraszkowanie misiowatych chłopaków. Przybywali ze swojej maleńkiej wsi oddalonej o przeszło 100 km , starym Maluchem, zawsze punktualni, skromnie, ale ładnie ubrani . Dzieci zadbane. Pewnie bardzo oczekiwane, duma, że synowie, najpierw Czarek – po dwóch latach Michaś. Taki sam , niestety ten sam zespół. Gdyby chociaż dziewczynka, byłaby zdrowa, ale byłaby nosicielką tego tragicznego genu. Ale co dalej? Jakie miałaby dzieci…… ci młodzi wtedy rodzice może nie wiedzieli, że tak może być, że dwaj ich synowie będą tak samo chorzy- poradnictwo genetyczne było wtedy skromne. Potem porada taka już nic nie dała- rozpoznanie suche na kartce- zespół taki i taki. Jaskra wrodzona, operacja, głębokie niedowidzenie, wada nerek, teraz już dializy, niewielkie opóźnienie w rozwoju, deformacje kostne bo otyłość i nerki niewydolne i jeszcze ta padaczka….wszystko poukładane, jednakowe, przewidywalne, tylko co dalej? Walka, próba jakiegoś leczenia tylko objawowego, w które zresztą nie wierzyli, wizyty systematyczne u różnych specjalistów. Dobrze, że CZD byli w jednym gmachu, potem już pełnoletność synów i jeżdżenie z nimi po okolicznych miastach z każdym problemem i czasem listy do mnie, że działają, że walczą i jest jak jest, i bez żalu i słowa skargi. Niezwykli. I jeszcze pole nie obsiane i bydlęta głodne…..
Tylko te spracowane dłonie
Gdy wszyscy wchodzili do gabinetu w CZD, to jakoś jaśniało. Pomimo tragizmu sytuacji czuło się ich siłę, jakieś pogodzenie z losem ale i w tym siłę.
Wówczas przychodziło myślenie, z symbolicznym „ biciem się w piersi” że mam brak pokory, że narzekania, że nasze problemy wobec tamtych maleńkie i że to jest grzech , wielki nasz grzech – wyolbrzymiać, przewidywać najgorsze i się żalić.
Nigdy tego od nich nie słyszałam.
Pewnie płakali w ukryciu, że roli nie będzie miał kto uprawiać, że gospodarzami nigdy nie będą ich synowie i że tak ich los doświadczył. Pewnie płakali Ci Rodzice. W skrytości, bo sąsiedzi patrzyli.
Ale do mnie przynosili swoją łagodność uśmiech zatroskany i jak wspomniałam wielką siłę.
A cóż ja im mogłam dać, tylko uśmiech dawałam.
Uśmiech , którym zakrywałam ból ściśniętego serca, i pytanie gdzieś w środku zamknięte, nigdy nie wypowiedziane przy wielu też innych rodzicach przewlekle chorych dzieci. Dlaczego? Gdzie jest ten ponoć sprawiedliwy Bóg?
.
I to by było na tyle. Za dużo napisałam, za obszernie, zbyt emocjonalnie i przez to chaotycznie. Ale jestem z Nimi, szczególnie w takim dniu kiedy to Chrystus Zmartwychwstał…..
Pomyślmy więc o Nich, Kochani , w tę cudną radosną Wielkanoc, przy okazji dzielenia się jajkiem i składania życzeń . I potem gdy owies zielony i pisanki i baranek na świątecznym stole i szynki i baby wielkanocne. …
Pomyślny o Tamtych Ciężko Doświadczonych. O Czarku i Michasiu i o wielu innych którym cierpienie dano i o ich Rodzicach- Świętych za życia.
Może jednak dobry Bóg popatrzy i zobaczy, posłucha i usłyszy a w swej Łaskawości da Im siłę i pozwoli przetrwać …..
Trzymam w ręce pocztówkę od Chłopaków , a tam napisano, że nadzieja jest….
” Radosnych Świat Wielkanocnych wypełnionych nadzieją budzącej się do życia wiosny „….