Jędrny , krwisty i bajkowy „ROK KRÓLIKA„
W takim jak dziś nibywiosennym dniu lekiem na chrypy grypy i katary jest oczywiście…no nie, nie sądźcie, że polecam ustronny bar z drinkami ….lekiem może być fajna nietypowa lektura.
Może książka ” ROK KRÓLIKA” nie należy do najlepszych, które wymyśliła Joanna Bator. Niektórzy tak piszą o najnowszym dziele tej autorki. Ale to, że piszą, świadczy że coś w tym jest. A może są tylko zainteresowani pisarką o bardzo ciekawej biografii. W końcu kilka nominacji a wreszcie nagroda Nike za poprzednią książkę” Ciemno, prawie noc” ustawia Panią Joannę na ogólnym widoku i w dodatku na piedestale. Więc wypada zaistnieć w świecie literatury i recenzję popełnić. Im bardziej pewni siebie są recenzenci, im bardziej chcą się wyróżnić, tym więcej znajdują minusów. Może jestem zbyt ostra dla panów krytyków, może nie….
Nie wiem.
Ale na szczęście nie jestem profesjonalistą tylko zwykłą babą w dodatku z opóźnieniem w rozwoju czytelniczym z powodów o których stale piszę. Ale dla tych, którzy nie czytają moich blogowych marudzeń spieszę donieść, że przez całe dorosłe życie zajmowałam się literaturą fachową tudzież innymi czynnościami, więc mi wybaczcie . Ale mówię Wam, to jest przefajne, móc się zajmować czymś innym niż dotychczas, smakować a nawet upajać. I codziennie dziękuję Stwórcy, że dał mi ten czas wolności….A więc jedziemy….po kolei było tak:
Przyznam, że na „Rok królika” zrobiłam sobie małą przerwę w lekturze „Wojny i pokoju”, po którą sięgnęłam za sprawą Żuławskiego i jego kontrowersyjnego” Nocnika”. Pełno jest tam cytatów z Tołstoja, zachwytów nad jego piórem i sposobem obrazowania. Jednego tylko nie cierpiał Żuławski- opisów bitew. Więc wypożyczyłam „Wojnę i pokój” i jestem w zachwycie. Nie tylko miłość tam jędrna, soczysta, ale mnie ujęło to, czego Żuławski nie trawił. Ujęły mnie opisy żmudnej drogi Napoleona i jego kokoszenie się w Moskwie. Zapałałam namiętnością do Kutuzowa, mądrego dowódcy rosyjskiego i całym tym zgiełkiem bo dotychczas posiadałam nikłą wiedzę o tym, co kiedyś w podręcznikach było , czy filmie, który już został przeze mnie zapomniany. Ta książka pulsuje żywym „ciałem” pozwala odkryć człowieka , to nic , że żyjącego tak dawno…
Ale miało być zupełnie o czym innym, wybaczcie dygresję. Choć szczerze, z całego serca polecam powrót do tamtej lektury. Miłe jest oderwanie od hałasu tego świata, zanurzenie w czasach, po których zostało także w Polsce wiele nazwisk francuskich, potomków tych co nam wolność mieli przynieść, np. mąż mojej poprzedniczki w pracy nosi nazwisko de F…
Ponieważ mam zwyczaj wypożyczania kilku książek, ile tylko się zmieści w moim plecaczku, przywlokłam biografię Dylana, którą też poczytuję sobie, trudna ale bardzo ciekawa i „Rok królika” Joanny Bator. Początkowo tę ostatnią odłożyłam, ale krytykowana przez wielu okładka z królikiem , pewnie że kiczowata jednak przyciągała jak magnes. Może to była jakaś tęsknota za dzieciństwem i „Alicją w krainie czarów”, może. Jednym słowem ociągając się nieco wzięłam tę książkę do ręki. Otworzyłam i czytaniu nie było końca. Jest to jedna z najdziwniejszych książek, które ostatnio czytałam. I wiecie, co mnie zauroczyło najbardziej, nie bohaterowie utkani z samych dziwności, by nie powiedzieć, okropności, z życiorysami poskręcanymi jak tytoń w bibułce udający elegancki papieros, nie mnogość krwistych tytułów z tabloidów, może prawdziwych może wymyślonych przez autorkę- ale supercelnych , nie- przesympatyczne dla mnie, niespodziewane zakończenie, ale oczarował mnie styl pisarki , porównania i skojarzenia chyba z kosmosu czerpane. Nie będę przedstawiała treści, bo jest w każdej recenzji i w polityce.pl, i Onecie.pl i krytyce politycznej ( no no, jednak książka wywołała wirujące krytyki w leniwej magmie codzienności) .
Postrzegam działania Bator w „Roku królika”, jak wyraźnie sobie żartuje, kpi, bawi się tymi, którzy traktują jej słowa poważnie. Rzecz jest o znanej pisarce Julii, o znamiennym nazwisku Mrok, która porzuca swoje życie ( m.in. w miłosnym trójkącie z dwoma mężczyznami ), rezygnuje, ucieka by poszukiwać czegoś innego, zaginionych korzeni , zmienia nazwisko i przeżywa zadziwiające baśniowe przygody. To ona, oczywiście słowami Bator, tak opowiada , cytuję :
„Niedawno czytelniczka powiedziała mi, że tak się boi mojej ostatniej książki, że trzyma ją w zamykanej na klucz szufladzie nawet teraz, kiedy już wie, jak się skończyła, i bardzo mi to pochlebiło . Nie wykorzystuję opisywanych w prasie makabrycznych historii w sensie dosłownym, ale nagłówki dostarczają mi inspiracji, co jest niewątpliwym dowodem ich boskiej mocy, bo to nich przenika do moich powieści pewna ważna postać. Nazywam ją poruszycielką. (…).
(…) Ostatnio dobrze poznałam uczucie utknięcia, bo nie mogłam pisać, a powietrze w moim domu przypominała wody Morza Martwego, tak gęste i martwe stało się moje życie z Aleksandrem i Alem. (…) W moim domu stało się coś, co sprawiło, że wszystko uległo zmianie, na którą nie byłam przygotowana. Spędzałam jałowe godziny w swojej pracowni, patrząc na pusty ekran, bo właśnie usunęłam kolejne zdanie przypominające stolik turystyczny przejechany przez tira. (…). Ten impas przerwał dopiero królik grozy z Ząbkowic Śląskich. Patrzył na mnie z gazety poznaczonej odciskami kubków, jakby wylądowały na niej miniaturowe latające talerze, a ufoludki rozbiegły się po mieście, by ukryć się w słoikach marynowanych grzybków. (…) Gazetę zostawił stary menel w długim płaszczu, którego obsługa przegoniła od stołu, gdy weszłam do zatłoczonej kawiarni, a krzesło, na którym usiadłam po nim, wciąż zachowało nieprzyjemne ciepło cudzego ciała. (…)
I inne „ (….) Wspinając się do swojego pokoju, zobaczyłam , jak ze Spa pod Królikiem wychodzi smutny mężczyzna z wąsem, ten sam, którego widziałam pierwszej nocy. Wyblakły i pomięty, wyglądał jak wyprany w zbyt wysokiej temperaturze i odwirowany niezgodnie z instrukcją(…)
(…) Zaparzyłam dwa kubki świeżej herbaty, a Gerard Hardy usiadł na brzegu mojego łóżka, postawił między swoimi długimi nogami plecak pełen nie wiadomo czego, który metalicznie stuknął o podłogę. Marzę o wyprawie na Karakorum, powiedział ni stąd ni zowąd(…)
(…)Ale to była budka z kebabem Bagdad, pod którą czekało kilka osób nieodrywających wzroku od ciemnookiej kobiety tnącej strzępki mięsa z parującej bryły wielkości ludzkiego torsu.(…)
(…) Pod budką Bagdad stały dwie dziewczyny i żarły buły owinięte w folię aluminiową połyskującą w świetle księżyca jak jedzenie kosmitów, a śnieg osiadał na ich ciemnych włosach z odrostami w kolorze popiołu.
(…) W miarę jak szłam, domy stawały się coraz niższe, a między nimi rozpychały się zapuszczone ogrody, pełne jakiś pokracznych komórek, rozpadających się altanek, inspektów i pergoli, porzuconych maszyn rolniczych i sprzętów domowych, wybebeszonych lodówek kuchenek, szafek, a pomiędzy tym martwym naskórkiem cywilizacji ziemia bieliła się od anemonów(…)
(…) Po powrocie do pokoju sprawdziłam skrytkę pod podłogą łazienki. Banknoty lekko wilgotne jak spocona skóra, a glock pachniał jak zatłoczony parking w galerii handlowej. Nadal nie budził we mnie erotycznej ekscytacji ..(…)
(…) posuwaliśmy się powoli pośród kwitnących wierzb, brzóz i dereni, a staruszek nie zatrzymywał się ani na chwilę, milczący i skupiony. Doszliśmy do strumienia, nad którym wyzłacały się pierwsze kaczeńce tak oślepiające, jakby świeciły(….) Pachniało życiem, które przebija się spod miękkiej ziemi, niepowstrzymanie(…)”
Ta książka, jak już napisałam, trochę prześmiewcza jest podszyta tęsknotą za czymś innym. Za poszukiwaniem korzeni, siostry bliźniaczki zaginionej w przeszłości, za dobrem w człowieku ( ostatnie opisane w książce wydarzenia).
Jednym słowem, jeśli ktoś lubi prozę niebanalną, trochę unoszącą się w sferze fikcji, zabawy ale traktująca też o ciekawostkach w życiu a nawet czasem o poszukiwaniu miłości i też o miłosierdziu, jeśli ktoś jest w stanie taką książką się zainteresować – to gorąco namawiam.
Na pewno zostawia w czytelniku takim jak ja, swój osad , tajemne drugie dno, które przecież jest ciekawe w życiu i fascynację autorką, która to wszystko wymyśliła.