Odyseuszu, czy warto było…?

Podróş-Odyseusza.png

Trasa wędrówki Odyseusza. Spod Troi ( obecnie w Turcji) a potem dalej i poprzez Cieśninę Mesyńską ( pomiędzy Italią a Sycylią), gdzie mieszkają potwory Scylla i Charybda i Morze Jońskie – gdzie wiecznie śpiewają Syreny

 

Ten pobyt w Italii był dla mnie refleksyjny. Nawet usłyszałam zarzut, że wpisy o nim są pozbawione zwykłego mojego entuzjazmu . No, cóż, przyszła taka pora- pora na refleksje….

A więc kolejny wpis na ten temat….może potem wrócę na patetyczną falę- nie wiem.

Siedzę na kamykach plaży Morza Jońskiego, rozmyślam o błąkającym się kiedyś po jego wodach Odyseuszu. Kamienie przypominają mi moje górskie dzieciństwo- kamieniste strumyki i ziemia która rodzi kamienie. Stamtąd mam pełne czułości wspomnienia. Tak więc siedzę na kamieniach, jakże różnych od tamtych, bo kolorowych, różnorodnych, marmurowych, granitowych z lśniącymi blaszkami miki, bazaltowych oraz takich zwykłych jak w moich górach, bo z piaskowca i dumam. Gdzieś w dali śpiewają odwieczne Syreny igrające z falami i wiatrem . Jak bardzo ludziom potrzebny był ten mit. Uosabia on ludzki los, jak piszą w necie. Fakt. Wieczna wędrówka, oddalenie , błądzenie, uleganie pokusom i wreszcie powrót do domu, do ukochanych osób. Bo Penelopa i syn stale czekają. Odyseusz wraca, ale jest już stary i wkrótce umiera, a jego żona wychodzi za mąż. Odyseuszu, czy warto było wracać? – pytam. Nie odpowiada. Być może , że tak. Może dla tej jednej chwili spotkania z bliskimi warto poświęcić całe życie. Więc ten mit to jednak pewien optymizm, siła dla czekających i nadzieja…..

 

OdyseuszISyrenyFragmentWazyz 480-470 p.n.e..jpg

Waza grecka sprzed wieków- dla mnie przepiękna. Odyseusz przywiązany do masztu i Syreny…

 

IMG_20170901_181239.jpg

Tamte zdjęcia z netu. Tu moje, utrwalone tylko dzięki foto ślady stóp dziecka na barwnym tartanie….

Czy wierzycie w Mitologię ?

 

SAM_8136.JPG

 

 

 

Czy wierzycie w Mitologię ?

Zatrzymałam się w rozwoju, a może cofnęłam do późnego dzieciństwa, gdyż znajdując się niedawno w miejscach wypunktowanych przez wydarzenia zawarte w Mitologii greckiej, czuję wiatr historii, nawet tej nieprawdziwej. Ale któraż historia jest do końca prawdziwa? Zawsze jest to czyjaś interpretacja, modyfikacja wprowadzana przez piszących i czytelników, przez ich różne widzenie, odczuwanie, wrażliwość zmysłów.  

Jak już poprzednio wspomniałam , byłam w Kalabrii, czyli na samym czubku włoskiego buta- na palcach i części podbicia owego buta. To tu jak mawiają butni włosi, Italia kopie Sycylię, jak widać z tego pogardzaną przez nich….Wstępnie miejsce to miało być punktem wypadu pod Wezuwiusza a najbardziej do Pompei. Jednak ta wycieczka, jak i uroczej klifowej Tropei nie doszła do skutku z powodu niemożności Itaki.

 Może tak zdarzyło się specjalnie, bym miała czas na oglądanie horyzontu, kamyków na plaży, słuchania wiatru i morza, wypatrywania Odyseusza, który przez bardzo wiele lat błąkał się po tym morzu, które teraz się przede mną  otwierało, a było to Morze Jońskie,  ….i dostałam szansę rozmyślania o życiu. Najpierw z rozmyślań o życiu niewiele wynikało, bo toczy się swoim torem, ale za to cofnęłam się w czasie, do dzieciństwa gdzie wszystko było barwniejsze, intensywne zachwycające bo nowe , bo oczy i wszystkie zmysły wyostrzone, bo ciekawość wszystkiego ogromna ….nie chcę powiedzieć, że teraz jest inaczej. Jest podobnie, choć bardziej anemicznie, proporcjonalnie do peselu. Ale ogólnie nie jest źle….

Gdy byłam podrostkiem, uwielbiałam Mitologię . Świat baśni, wymyślony przed wiekami zachwycał pomysłowością, pobudzał wyobraźnię choć człek sobie zdawał sprawę, że była to fikcja. Choć nie wszystkim tak się wydawało i jest to urocze. Otóż . przed kilkoma dniami rozmawiałam o tym z Synową, która powiedziała, że do tej pory pamięta swoje zdumienie i wielki żal, gdy się dowiedziała, że to co czytała w mitologii nie zdarzyło się nigdy….

Czyżby się nie zdarzyło ?

A może jednak ?

Może tak było a pieśniarze układali o tym pieśni, które spisał Homer? Nic nie wiemy, jak mawiał Sokrates, choć w innym kontekście- scio non scio, czyli wiem, że nic nie wiem. Oto prawdziwa mądrość, stałe otwarcie na myślenie, bo poznawać….. 

A może starożytni po pierwsze chcieli też wierzyć w te wymyślone historie, pewnie były im potrzebne dla ubarwienia monotonii życia, a może obserwowali przyrodę i na podstawie różnych zjawisk wysnuwali zdarzenia czy wrażenia. Ale jak piszą mądrzejsi , mity czyli opowieści o bogach i herosach wyjaśniały człowiekowi jego miejsce na świecie, ustalały granicę, której śmiertelnik przekroczyć nie może, próbowały uporządkować wiedzę o funkcjonowaniu świata i historię. Jednocześnie nie stanowiły „ prawdy objawionej” tylko otwierały możliwości polemiki i krytyki. Stały się źródłem natchnienia wielu artystów pisarzy, malarzy, rzeźbiarzy i muzyków. Następujący po Grekach Rzymianie przejęli ich tradycję pielęgnowania mitów .Weszły one do dziedzictwa kultury europejskiej i są nadal obecne w różnych przejawach życia społecznego. Czerpią z niej np. New Age, astrologia, horoskopy, kult i współczesne ruchy religijne, a nawet można się dopatrzeć paraleli wydarzeń opisywanych w naszej religii z tamtymi, starożytnymi mitami….ale to temat odrębny, ciekawy, choć dla wielu obrazoburczy….

Fajnie jest wierzyć, że  może faktycznie postaci mitologiczne kiedyś istniały, a może nadal istnieją, tylko nie ogarniamy ich naszymi zmysłami….

Tak, człek potrzebuje podniet, fascynacji, tajemnicy, bo wtedy życie jest barwniejsze, „ fruwające”- jak to nazywam. „ Bujanie w obłokach…”

 

SAM_8137.JPG

 Zdj ze zdjęć z ap foto w smartfonie, bo tam jest za duży format i nie chciały wejść . Muszę spróbować zmienić opcję w telefonie, ale na razie nie umiem 🙂

Łzy Syren z Morza Jońskiego

 

SAM_8062.JPG

Łzy Syren z Morza Jońskiego. Moje zbiory….

 

 

I to co miało być przygodą i spotkaniem z Pompejami i Wezuwiuszem skończyło się na lotnisku Okęcie, dwa dni temu. Gdy wydobyliśmy się z wielgaśnych tłumów stojących w przeróżnych kolejkach, zaskoczyła nas cisza domku w Michałowicach. Jednak przez ostatnie lata tak bardzo wzrosła liczba lotów, że Okęcie bardziej przypomina halę targową czy dworzec kolejowy w porze szczytu komunikacyjnego. Odstaliśmy swoje w kolejkach zawijających się co najmniej pięciokrotnie przez całą wielką przestrzeń poczekalni ale byliśmy dzielni , więc wytrwaliśmy i oto jestem.

Przygoda w Kalabrii nie była pełna, gdyż z powodu małej liczby chętnych, wycieczki się nie odbyły. Nie tylko my, ale wielu przybyłych miało za to pretensje do Itaki. Może jest dobrym sprawdzonym biurem, ale organizatorem wycieczek fakultatywnych na poziomie zerowym. Na pytanie, czy nie można by wynająć mniejszego busa by dotrzeć do Pompei, rezydentka odparła że nie można. Tak więc pomimo trudów podróży Pompeje będą nadal mnie zachęcały do kolejnej wyprawy, jeśli Wezuwiusz nie wybuchnie, bo się szykuje i jeśli …wiecie co mam na myśli, więc nie rozwijam…..

Ale całym tym zgiełku odbytych i nie odbytych wypraw jedno okazało się cudowne. Otóż spędziłam ten czas w towarzystwie samego Odyseusza. Ale o tym później. Na razie zaczęło się od Syren i sąsiadki leżakowej plażowej. Dziewczyna okazała się niezwykła , nie tylko ważna lekarka, ale pełna pomysłów na życie i w dodatku z piętnem choroby, o której wspomniała, gdy się okazało, że jesteśmy tej samej profesji. To ona pokazała mi pierwsza Łzę Syren. Nigdy nie zwracałam uwagi na szkiełka na plaży a tu się okazało, że jest to cud nad cudy. W dodatku w necie pełno o nich informacji- jest moda na zbieranie i tworzenie z nich biżuterii. Szkiełka na plaży w Kalabrii być może pochodzą nie ze zwykłych rozbitych butelek, ale np. z Wenecji, która słynęła z pięknych szkieł. Tak, to jest pewne, że szkiełka na tej plaży pochodzą stamtąd, a morze przez tysiąclecia pięknie je oszlifowało. Ponoć żaden szlifierz nie potrafi tak pięknie ich wymodelować. Tylko morze- słona wielka fala. Od tej pory sama rozpoczęłam zbieranie Łez Syren, zaraziwszy kolejnych przybyłych wczasowiczów. Bo cóż znaczyły kamienie marmurowe ( słynne kalabryjskie marmury!) w porównaniu ze szkiełkami. Tak więc szybko do kolekcji marmurowych kamieni a także porfirowych, bazaltowych oraz innych granitowych ze lśniącą cudnie miką przybyły syrenie łzy. Ach Syreny……kolejny wątek będzie później…..

 

SAM_8063.JPG

 

SAM_8060.JPG

Dziewicza Kalabria czeka…

 

 

KalabriaMapaWłoch.png

Zdj z Wikipedii. Na czerwono oczywiście Kalabria!!!

 

Kochani !

Ogłaszam chwilową przerwę w opowieściach o naszych czasach pięknych i ulotnych spędzonych z Panem Profesorem Witoldem Ramotowskim, gdyż dzisiaj lecimy do Włoch. Powrót 13września, czyli 15 dni przed końcem mojego 69 letniego bardzo długiego ciekawego choć wielokrotnie mozolnego , ale pięknego i pełnego smaków i zapachów życia  .

A było tak. Mirkowi bardzo się chciało jeszcze raz sprawdzić jak wyglądają teraz lotniska i samoloty, chociaż ostatnio po przemaglowaniu w halach odlotów i przylotów, wśród spoconych tłumów, postanawialiśmy zwiedzać tylko Polskę. Ale biorąc pod uwagę nasz wiek, trzeba łapać chwilę  i każdą ochotę która przychodzi brać w ramiona,  wybrałam ofertę Itaki. Tak więc lecimy do Kalabrii. Region ten kusił mnie od dawna, bo obejrzeć pobliskie Pompeje było moim marzeniem. O wrażeniach opowiem po powrocie, choć zabieram  mój laptop.  Bo jakież jest blade życie  bez tego okna na świat….

A teraz słów parę o Kalabrii, znalezionych w necie . Jak piszą w portalu Turystyka. wp- jest to najpiękniejszy region Włoch i zapraszają na wakacje we Włoszech do dziewiczej Kalabrii. Natomiast w portalu Podróże  kolejna zachęta po poprzednim super dla mnie  określeniu – dziewicza – „ W Kalabrii istnieją miasteczka zamieszkane jedynie przez wiatr, chwasty i zagubione kozy…”

Czyż nie cudnie, smakowicie to brzmi?

Kalabria leży sobie romantycznie na samym czubku, a właściwie spodzie stopy buta Półwyspu Apenińskiego i poprzez Cieśninę Mesyńską sąsiaduje z Sycylią.

Kiedyś stanowiła część tzw. Wielkiej Grecji antycznej. Tu urodził się poeta Enniusz. Warto o nim poczytać w Wikipedii- niesamowity Człowiek…

Będziemy gdzieś w tzw. pipidowie, hotelu pomiędzy górami a morzem , ale nabrałam ochoty by wpaść do Tropei. Jest ponoć najpiękniejszym miastem Kalabrii i perłą Morza Tyreńskiego. Usadowiła się na 40 metrowej wysokości klifie. Tu marzę, by obejrzeć z morza- tak jak ludzie pierwotni oglądali dalekie lądy. Domki bajkowe, przytulone do siebie a pomiędzy nimi wąskie uliczki. Już czuję ten upał, i zanurzenie w chłodzie tego miasteczka….i już mam w oczach te widoki i słony od morza smak na ustach ….

O reszcie opowiem, gdy zobaczę i może przynajmniej na chwilę  zapomnę o całym zgiełku świata….

 

KościólWyspaTropea.jpg

 Kościół na wyspie , obok Tropea wyłania się z Morza Tyreńskiego, zdj. poniżej- Tropea…( zdj. z Wikipedii). 

 

KlifTropea.jpg

Zaproszenie do innego świata ( 3 )

OrhanPamuk.png

Orhan Pamuk

StambułPamuk.jpg

 

ElifShafak_Ask_EbruBilun_Wiki_cropped.jpg

Elif Safak

UczeńArchSafak.jpg

To oni zaprosili nas do innego zaczarowanego świata….zdj z netu

 

 

Po niewielkim przerywniku spowodowanym Imieninami mojego Taty, wracam do końca opowieści o Turcji, którą zatytułowałam Zaproszenie do innego świata.

Tym tytułem chciałam się odciąć od tego co nas otacza. Od politycznego zgiełku, od galopującej nienawiści i historii która ’kołem się toczy’- co nie daj Boże, by stało się prawdą. Odpocznijmy więc od współczesnych lęków, dygotu nawet lub depresji.

Wróćmy w dawne czasy, gdyż są już bezpieczne dla nas, bo zasłonięte szczelną choć niewidzialną kurtyną lat a nawet wieków które przeminęły….

      Było tu już o Orhanie Pamuku, tureckim nobliście i jego „Stambule”, którym zaraził mnie pragnieniem ujrzenia tego miasta z rozkołysanego pokładu statku. Postanowiłam popłynąć i przeżyć niezwykłą przygodę. Jednak niespokojne czasy i moje biegnące coraz szybciej, z zadyszką już, nieubłaganie, lata stanowią  granicę, której już nie przekroczę.

Ale mogę sobie wyobrazić…

      I oto jestem, miasto wyłoniło się na horyzoncie, jeszcze uśpione, jeszcze czarne zmrokiem ale już gdzieniegdzie bielejące świtem, by na naszych oczach pojaśnieć wybudzić się i do nas uśmiechnąć. Jest pięknie wyniosłe i umajone  meczetami , których  minarety strzeliste wiodą prosto do Pana Boga, niezależnie jak kto Go nazywa.

I z tego” miejsca, skąd widać światło”czyli minaretu już  łka muezin , pewnie z głośnika, ale głos jak żywy i wzbija się w niebo i pulsuje i ogrania nas tym orientalnym klimatem i zaprasza by pójść wąskimi uliczkami starego miasta i poszukać ludzi. Wyczytać na ich twarzach to co opisuje Pamuk- i ową romantyczność czasem tragiczną i łaskawość dla innych i łzy nieszczęsnych nieszczęśliwych kochanków zaklęte w kamień nad Bosforem  i ślady dawnych lat i całą tą literaturę wyczytać….

      Bo tym razem będzie o pani Elif Safak.

Ta turecka pisarka, urodzona o jedno pokolenie później niż Pamuk ( on rocznik 1952 a ona 1971), bardziej od niego światowa, bo przyszła na świat we Francji, potem wyemigrowała z matką, nauczycielką,  do Hiszpanii i gdy już dojrzała i stała się świadoma swoich korzeni, wróciła do Turcji. Jednocześnie porzuciła nazwisko ojca, przyjęła drugie imię matki za swoje , ukończyła w Ankarze  studia gender i stosunki międzynarodowe oraz obroniła pracę doktorską. Otrzymuje liczne stypendia zagraniczne, z których korzysta z ochotą ale zawsze  wraca, wraca do  kraju swoich przodków i zanurza się w jego klimatach.

     I pisze powieści, pierwszy najsłynniejszy bodaj „ Pchli targ”, potem „Lustra”, które mniej mnie wciągnęły i wreszcie pojawia się u nas jej  powieść„ Uczeń architekta”. Książka dla mnie niepowtarzalnie przejmująca , pełna klimatów i niezapomniana.  Jest pięknie napisana, świetnie przetłumaczona wciąga bez reszty i pozostawia trwały ślad w takim czytelniku jak ja… Książka snuta jak opowieści  w Baśni Tysiąca i jednej nocy, czarowna, barwna i dziergana misternie  złotą nicią. Historie w niej zawarte są pełne, zamknięte, cudnie ze sobą powiązane, nasączone ciepłem. Tak, to jest bardzo ciepła książka. .

 To ta  lektura zapamiętana na długo, zaprosiła mnie do spisanie tych wspomnień o Turcji, którymi Was, Kochani raczę od pewnego czasu zapraszając do innego świata.

     Tak , to inny świat, odległy nieomal o lata świetlne, świat czasów Imperium Osmańskiego, panowania sułtanów Sulejmana Wspaniałego, Murada i innych .

Jest najpiękniejszą jaką czytałam historią miłości człowieka i zwierzęcia. O ich przywiązaniu, wzajemnym  zrozumieniu i ukochaniu. To historia  przyjaźni chłopaka- Hindusa z białym słoniem. Słoń biały  rodzi się niezwykle rzadko i w tej akcji stanowi niezwykły prezent z Indii  dla sułtana, a właściwie sułtanki . Razem ze słoniem przybywa do Turcji ów chłopak, opiekun słonia, tzw. kornak, gdyż nikt nie potrafi zrozumieć białego słonia, nikt nie jest w stanie się nim dobrze opiekować. Słoń nie potrzebuje mowy ludzkiej, by wyrazić swoje pragnienia, potrzeby i uczucia, które w mig rozpoznaje jego młody opiekun. Czas biegnie….

   Inna historia, to nieszczęśliwa miłość do kobiety. Chłopak ów beznadziejnie zakochuje się w dziewczynie nie ze swojej kasty, ale nawiązuje z nią bliskie przyjacielskie relacje i jest wierny tej pierwszej jedynej miłości. Jakie to piękne….

Jak wspomniałam wcześniej  Safak równolegle dzierga kilka historii, zręcznie je przeplatając, by nie znużyć czytelnika a jednocześnie podtrzymać jego zainteresowanie i poziom emocji. Pisarka jest dla mnie super! Ukłon w jej stronę jak również w kierunku tłumacza.

     Chłopak poza swoim ukochanym przyjacielem- słoniem i pielęgnowaną w cichości miłością do dziewczyny , odkrywa swoją pasję. I to kolejna historia. Gdy kornak przypadkowo spotyka tureckiego wielkiego Architekta i budowniczego- Sinana, co oczywiście też wiąże się ze słoniem, ten Wielki Człowiek dostrzega zdolności chłopaka, zatrudnia go u siebie, naucza i pozwala na rozwój samorodnego talentu. Razem budują obiekty, które pomimo upływu wielu wieków można nadal oglądać.  

I tu moje odkrycie, biję się w piersi, nic nie wiedziałam na temat tego Wielkiego Architekta- Sinana.   Zmusiło mnie to do pogrzebania w necie i poczułam jak się rozwijam. Czyż nie piękne jest to uczucie gdy się ma tyle lat ile się ma. …a wieczny rozwój człeka leciwego…piękne, przyznacie….

Więc grzebię w necie jak młódka, uszy mam czerwone i chłonę nową dla mnie wiedzę.

Znajduję tu tylko zdjęcia budowli Sinana, ale też propozycje wycieczki jego śladami . Zachowane obiekty są one rozsiane po wielkim terenie dawnego Imperium Osmańskiego. Nie tylko w Turcji, ale też w Bośni, Mekce, Budapeszcie. Niesamowite, że był twórcą ponad 400 pysznych budowli, które możemy nadal podziwiać   Jakże urocza musi być taka wycieczka tropami Sinana,  choć pewnie wysoce wyczerpująca. Można nogi zedrzeć i doznać zawrotu głowy by obejrzeć te wszystkie Meczety , łaźnie, pałace, mauzolea, karawanseraje ( domy podróżne przy trasach karawan) , mosty, szkoły, akwedukty i szpitale …..

      Sinan a właściwie Hoca Mimar , urodzony w 1489 r. , żył prawie 100 lat !  Aż trudno uwierzyć. Taki wymiar długowieczności w tamtych czasach, gdy i dziś to bardzo słuszny sędziwy i dostojny wiek, niewielu ludziom pisany….

Urodził się w chrześcijańskiej rodzinie w Anatolii jako Grek lub Ormianin, a na chrzcie nadano mu imię Józef.

Gdy miał 22 lata trafił na dwór sułtana w wyniku branki i służył przez 19 lat w korpusach janczarów.

Potem zamieszkał w Stambule, przeszedł na islam i przyjął imię Sinan.

W 1514, roku dostał się do oddziału inżynierów, a od 1528 roku został nadwornym architektem  sułtana. Oby tylko jednego sułtana, – on był nadwornym architektem aż trzech kolejnych władców  Imperium Osmańskiego- Sulejmana Wspaniałego. Selima II i Murada III…..

 

Pozostaję w zachwycie, że tyle wiedzy  zdobyłam, jak  bardzo poszerzyły się moje horyzonty. Jak bardzo ożyły moje marzenia, niedościgłe, ale wiecznie młode….

I jestem szczęśliwa, że mogłam się z Wami tym podzielić….

A wszystko się wydarzyło  za sprawą tylko  jednej przeczytanej książki . …

„ Uczeń architekta”…..Elif Safak…w tłumaczeniu Jerzego Kozłowskiego

        

      To na razie tyle, jeszcze jeden wpis będzie, a właściwie cytaty samej  Safak . Są tak dla mnie wartościowe i urocze, że nie będę ich przekształcała swoimi słowami, bo byłaby to profanacja….

 

Imperiumosmańskie1.pngMapa Imperium Osmańskiego….tam można znaleźć budowle zaprojektowane i wykonane przez Wielkiego Architekta- Sinana

 

z20571398AA,Meczet-Selimiye-w-Edirne--dawniej-Adrianopol--w-eu.jpg

 

SelimiyeMosque i SocialComplezSinan16 wiek.jpg

 

SelimyieCamii-uważanyPrzezHistorykówZaNajpiękniejszyNaŚwiecie.jpg

 

z20571405AA,Wnetrze-meczetu-Sulejmana-Wspanialego-w-Stambule--.jpg

Zdjęcia z netu…..

 

 


 

 

Zaproszenie do innego świata. cd.

 

MeczetOrtakoyXIXw.JPG

Stambuł – Meczet Ortakoy z XIX wieku. Zdj z Wikipedii

 

 

I gdy bujam w tym innym,  dobrym świecie, gdzie lazur Morza czystego jeszcze, bez ciał  biednych utopionych uchodźców, których lepiej sobie nie wyobrażać, zanurzam się w lekturze i tu znajduję ucieczkę przed złem dzisiejszego świata i zaznaję ukojenia. Nawet to, co kiedyś było ludzką tragedią, wygładzone przez nieubłagany upływ czasu dziś wydaje się tak dalekie, że aż nierealne. 

Przed kilku laty „ zaraziłam się” pisaniem Orhana Pamuka . Ten turecki noblista, który całe swoje życie spędza w kraju ojczystym tak potrafił zaczarować przeszłość, że człeka wciągnął w tamte czasy , że zda się było tam tylko dobro, uczucia i uroda miejsc.

Jego powieść  „ Stambuł”, jak już kiedyś tu pisałam,  to piękna emocjonalna wędrówka po mieście niezwykłym stale śniącym dawne czasy osmańskiej potęgi, teraz śpiące nad wielką wodą, przeglądające się w jej lustrze, a także oglądanie ludzi. Takich ludzi jak zwykle , ale  jakby innych niż nasza nacja. Bardzo uczuciowych i co ciekawe, nie potrafiących czy nie chcących walczyć o swoje szczęście. Pamuk opowiada, że gdy turecka dziewczyna odrzuca miłość tureckiego chłopaka, ten godzi się bez boju . Nie uwodzi, nie czaruje, nie podejmuje prób zdobycia zimnego serca wybranki, ale zagłębia się w swoim bólu. Robi to nawet z rozkoszą, delektuje się swoją tragedią . By to uczucie pielęgnować, podsycać, wędruje nad wody Bosforu by w księżycowej scenerii sprzyjającej rozdarciu i refleksjom zajmować się  rozdrapywaniem  rany….

jakież do nam dalekie , chociaż patrząc na obecnie tworzoną historię przez wygraną partię, jakże bliskie….pielęgnowanie ran…

oczywiście moje słowa nie oddają całego uroku pióra Pamuka, więc  po prostu warto zanurzyć się w lekturze  jego „Stambułu”……

Jednak pora się oderwać od tego pisarza i jego klimatów, a wrócić do tego co miało być zamierzone:

A miało być tylko o pewnym moim marzeniu. Więc wracam do tematu.

Lektura  wspomnianego „ Stambułu „ wzbudziła we mnie wielką chęć, ba , nawet pragnienie, by popłynąć z Europy jakimś statkiem ( jest ich wiele) do Turcji, kraju będącego na rozdrożu kontynentów, pięknego i romantycznego.

I zobaczyć jak Stambuł wypiętrza się z wody, ogromnieje, pokazuje swoje stare i nowe już oblicze, poprzetykane strzelistymi minaretami, wyzłocone słońcem…

Ach, zobaczyć Stambuł….

.oczywiście w dzisiejszej sytuacji i politycznej i mojej własnej- no cóż, latka lecą…to marzenie pozostanie pięknym marzeniem. Ale czyż nie piękniejsze bywają marzenia niż ich realizacja?

Więc odrzućmy lotniska, upojne widoki z okien samolotu, weźmy rejs do Stambułu. Gdy oddali się port, znikną nadbrzeża, miasto wtopi się w horyzont, zostaniemy tylko sami z bezmiarem wód turkusowych. A gdy nastanie ciemność i turkus pójdzie spać, poddajmy się kołysaniu i  zaśnijmy na chwilę w ciasnej kajucie pod pokładem.

Niech nam już nie  przeszkodzi rybno-morski zapach, przez niektórych nazywanym po prostu smrodkiem czy zaduchem.

Na marginesie czy pamiętasz Graniu nasz rejs z Cypru do Ziemi Świętej i Egiptu. Bywało Wam z Krysią niezbyt miło, wonie, kołysanie, ale jaki efekt !!!

I gdy nad ranem wrócimy na pokład i zobaczymy jak świt maluje wodę i niebo i nagle ujrzymy ziemię ….

nie ma dla piękniejszego uczucia, jak to pierwotne, którego doświadczali  odkrywcy lądów.-  poznawanie nie nasze, samolotowe, krótkie jak mgnienie oka ale powolne, stopniowe odkrywanie, z kołyszącym pod stopami pokładem, zapachami, wielką stale oddychającą wodą z jej głębokimi westchnieniami i wreszcie uczta dla oka. Ziemia…

To jest TO !

Więc zamknijmy oczy by się poddać marzeniu….

BłękitnyMeczet.jpg

Stambuł-  Błękitny Meczet- XVII wiek. Zdjęcie z Wikipedii

 

MeczetDolmabahce.jpg

Stambuł- Meczet Dolmabahce.- XIX wiek. Zdj. z Wikipedii

 

PałacBeylerbeyi.jpg

Stambuł- Pałac Beylerbeyi, XIX wiek. Zdj z Wikipedii

 

HagiaSofia.JPG

I wreszcie Perełka z IV wieku – kościół Hagia Sofia………pamięta czasy rzymskie i Konstantynopol.  pewnie oburza się , gdy teraz mówią na miasto Stambuł…..

Gdy własny mąż jest moim kierowcą.

 Ten tekst zamieściłam w portalu MM Gorzów pod nickiem Łuka 21.09.2009 r. Jest więc stary ale jary. Dzisiaj go znalazłam….uśmiechnijmy się!

 

0.JPG

 

 

 

Wracaliśmy samochodem. Jak zwykle prowadził mąż, a ja, stary kierowca siedziałam obok. Topór wisiał w powietrzu. Uratował nas aparat fotograficzny.

Wybieramy się w dość długą podróż. Oczywiście, samochodem. Jestem starym kierowcą ,  ale teraz prowadzić nie mogę, bo są odgórnie narzucone zasady. Kierowcą w tym wypadku może być tylko on, mój mąż. Potulnie siadam obok. Trasa jest prosta i znana. Nie muszę szukać mapy, a potem odpowiadać za źle wybraną drogę. Ulga..

  

 Wyjeżdżamy za późno, bo nie przewidział trudności, a ja przecież mówiłam… Jedziemy.

Pogoda jesienna, dzień krótki, zbliża się szarówa, zaczyna siąpić, potem już pada równo.

 

Czuję jakieś skurcze w nogach od wciskania nieistniejących po mojej stronie pedałów. Potem zaczyna drżeć prawa ręka od obsługiwania swojego kierowcy : a to przecieranie okularów, podawanie butelki z wodą, ocieranie potu z czoła.  Wprawdzie potu nie widzę, ale za to skutecznie zasłaniam kierowcy pole widzenia.

 Mój lewy łokieć już całkiem zdrętwiał  przyciśnięty do boku, by nie przekroczyć granicy jego królestwa. Bardzo pilnie obserwuję szosę, więc moja szyja przypomina szyję Masajki, a oczy mgłą zachodzą od wypatrywania znaków przydrożnych.

 

Już dawno zachrypłam. Jest źle.  Atmosfera gęstnieje. W powietrzu wisi topór.

Zamiana miejscami nie wchodzi w grę. Wyjść w pełnym biegu też trudno. 

I  gdy już z wielkim trudem hamuję kolejną falę mdłości, wyjmuję aparat fotograficzny. Robię zdjęcia.

  

Wszystko odpływa. Deszcz nadal pada, ale jest ślicznie. Błogi spokój. Dojeżdżamy bez problemów.  

Mąż jakoś dziwnie zrelaksowany wysiada z samochodu.

A  ja mam swoje deszczowe, dla mnie bardzo klimatyczne zdjęcia..

 

 

2.JPG

 

 

1.JPG

 

 

5.JPG

 

 

6.JPG

 

 

3.JPG

  Bielsko Biała zza deszczowej szyby. Piękny odrestaurowany dworzec austriackiego cesarza Franciszka Józefa – będąc obok, warto zajrzeć do wnętrza i obejrzeć zjawiskowy sufit….

Miała być miła wycieczka zdjęciowa do Argentyny, ale nie wyszło :)

Przed kilku laty byłam w Argentynie. Zachowałam garść wspomnień i kilkanaście zdjęć. Niestety dzisiaj serwer obsługujący ten blog odmówił współpracy i łaskawie przyjął jedynie zdjęcia przepięknego wodospadu- Iguazu. Widocznie to przez ten upał …..Tak więc te zdjęcia niosące cudną chłodnawą wilgotność dzisiaj wrzucam….

 

 

Iguazu0.JPG

 

 

 

 

Iguazu. Słynne wodospady położone na granicy Argentyny i Brazylii. Widok z samolotu niosącego nas z Buenos Aires.

 

 

 

 

Iguazu.JPG

 

 

Iguazu. Widok od strony Brazylii.

 

 

Tukan.JPG

 

Tukan czeka na kolegę. Gdy nadleciał, długo obserwowałyśmy jak one sobie gadają siedząc naprzeciwko i potakując wdzięcznym skinieniem głowy. Były super!!!

 

 

 

Ukraiński haft krzyżykowy.

 

 

Gdy zobaczyłam chorągwie w cerkwii Lwowskiej, a na nich haft krzyżykowy, doznałam rozczulenia serca. Odezwały się we mnie najpiękniejsze i najczulsze wspomnienia opowieści mojej Mamy. Miałam wtedy niewiele lat, siadywałam na podłodze przy łóżku często chorującej Mamy, w naszej złocistej poniemieckiej gorzowskiej sypialni i słuchałam. Mama lubiła opowiadać. Jej opowieści były barwne i zawsze miały wyraźny początek i ciekawe zakończenie.

Teraz został przywołany obraz dwóch młodziutkich nauczycielek, które rzucił los na Wileńszczyznę. Były tutaj samotne, więc wieczory spędzały w swoim maleńkim pokoiku i przy chybotliwym świetle dziergały sobie coś tam. Mama pochodziła z Beskidzkiej wsi, ukończyła seminarium nauczycielskie w Bielsku- Białej a koleżanka była Ukrainką. Mama uczyła ją ściegów, które poznała do zakonnic- Niemek, które prowadziły jej seminarium. Ale Ukrainka odkryła przed Mamą zupełnie nowy, barwny i piękny świat haftów krzyżykowych.

Koleżanka nauczyła Mamę  tej sztuki, i potem w gorzowskim domu rodzinnym mieliśmy sporo serwetek tak zdobionych.

Gdy miałam może 3-4 lata, krawcowa uszyła mi płaszczyk z białego sukna, który Mama obszyła z przodu dwoma pasmami tkaniny z wyhaftowanym krzyżykowym barwnym wzorem.  Całość była przepiękna, płaszczyk bardzo lubiłam . Nie był zapinany, ale miał dwa splecione kolorowe sznureczki, zakończone niewielkimi pomponikami.

I gdy teraz  tak stałam  przed chorągwią w tej lwowskiej cerkwi, przed oczami przesuwały  mi się obrazy z młodości mojej Mamy i z mojego dzieciństwa, zamglone już ale bardzo bliskie sercu i ciepłe.

Po powrocie ze Lwowa , zajrzałam do Wikipedii. I znalazłam nieco informacji nt tego haftu.

Ma on na Ukrainie zadziwiająco długą historię .

Otóż już Herodot, opisując najazd Dariusza w 513 r. p. n.e. na ludy trackie i dackie, , mieszkające na terenie dzisiejszych Bałkanów oraz Zach. Ukrainy, wspomniał o niezwykłych ozdobach stroju tych ludów. Opisał jak wygląda ów haft krzyżykowy.

W trakcie wykopalisk prowadzonych na terenie dzisiejszej Ukrainy, znaleziono haftowane stroje z I wieku n. e., ozdabiane właśnie takim haftem.

Inne wczesne przykłady  haftów, obejmujących motywy bogini przedchrześcijańskiej, takiej jak bogini Berehynia

Na XI wiecznych freskach i miniaturach w Soborze Mądrości Bożej w Kijowie, też znajdujemy ten element zdobienia szat.

Współczesne rękodzieła hafciarskie  wykazują wyraźne podobieństwo do lokalnego haftu tworzonego przez wieki.

Na Ukrainie, w XIX wieku, haftowanie było codziennym zajęciem mieszkańców.

Dekorowano nim stroje, tkaniny oraz domy i kościoły. Ozdobione haftem przedmioty , takie jak ręczniki, mają znaczenie symboliczne w wielu ceremoniach  i rytuałach na Ukrainie.

Haft wg wierzeń ludowych wiązał się z wierzeniami , mitami i przesądami, w tym również dotyczącymi ochrony przed złymi mocami jak również  płodności.

Teraz gdy pomyślę-  Lwów- mam przed oczami zdjęcia , które tutaj zamieściłam  –  chorągiew ze lwowskiej cerkwi z pięknymi krzyżykami oraz dzieciaki pląsające pod cerkwią z bliżej nam nie znanego powodu, w towarzystwie rodziców i pod uśmiechniętym okiem  kapłanów.  Dzieciaki mają bluzki i koszule zdobione haftem krzyżykowym. Udało mi się uchwycić takie ozdoby tylko u pojedynczego dziecka. I widać to na zdjęciach. Bałam się wykonywać zdjęcia , bo nie znałam miejscowych zwyczajów …..I gdy pomyślę Lwów, widzę dwie młodziutkie dziewczyny na Wileńskich polskich kresach , pochylone nad płótnem, w migotliwym światełku lampki , wyczarowujące haftowane kolorowe szlaki.

Krzyżykowe szlaki ……

 


 

 

Jeszcze zdjęcia ze Lwowa…

 

Lwów, panorama z wieży ratuszowej. Zdjęcie z Wikipedii.

 

 

 

 

XVI wieczna Kamienica Królewska na Rynku. Należała do Jakuba Sobieskiego, a potem do króla Jana III Sobieskiego. Aktualnie jest tam Muzeum Historyczne. Szkoda, że nie było czasu na zwiedzanie, ale może i lepiej, bo na pewno starannie pozacierano ślady Polskiego Lwowa. Niestety, Ukraińcy nie są obiektywni w ocenach historii Lwowa. Ale może w tym wypadku nie mam racji. Warto odwiedzić to Muzeum, by się przekonać…..

 

 

 

Czarna Kamienica w Rynku. Opisałam ją w poprzednim tekście. Jest niezwykła. Jej elewacja lśni czarną połyskliwą głębią..