Kochani moi! Będzie długo, uprzedzam z góry, długo ale i ciekawie. Bo romantycznie zakochani tak czasami mają 🙂
Zdjęcie ze zdjęcia kalendarzowego Wajraka. Mój Ukochany….
Zakochałam się…
Pewnie ktoś zapyta- jak to możliwe, zakochanie w takim podwójnie balzakowskim wieku ?
A jeśli dodam, że nie tylko w moim wieku można, ale w dodatku mój obiekt zakochania ( tu pewnie się zadziwicie i pokręcicie niemo głowami z politowaniem), mój obiekt zakochania i westchnień to ….jeleń. Już słyszę Wasze szepty na boku- odbiło jej na starość, ani chybi….
A więc tak mili moi, trafiło mnie gdy przewróciłam stronę kalendarzowego Wajraka na luty tegoż roku. Wisi sobie toto spokojnie w maleńkiej łazieneczce, gdzie kieruję swoje pierwsze kroki przed świtem. Nic w tym dziwnego, że tam pierwsze kroki, ale ja tam zmierzam nie tylko w jednym prozaicznym celu , lecz także w innym o wiele ciekawszym. Biegnę tam, by się wpatrywać jak przysłowiowa sroka w gnat w fotografię pstrykniętą przez pana Wajraka ( w czołówce tego wpisu zamieściłam zdjęcie z tego zdjęcia) .
Jak widzicie, jest na nim jeleń. Po pierwsze- jego oczy. Codziennie patrzą na mnie tak samo, nie uciekają wzrokiem, nie rozglądają się za innymi kobietkami, nie strzelają na boki spojrzeniem. Są mi wierne, wielkie, delikatne, smętne, tęskne i w dodatku okolone cudnymi rzęsami i ta mordeczka, morduchna, przesłodka szczupła mordka pokryta delikatnym włoskiem. Nieco rozdęte chrapki na końcu , tak ten nosek, mówię Wam, jest doprawdy bajkowy. A nad tym uszeńka duże, pięknie rozstawione i postawione na baczność , nieomal czuję jak miękkie i ciepłe, a powyżej rogi. Rogi to cudo, istne dzieło sztuki rozłożyste rozkrzewione jak moje krzaczory na działce i bardzo symetryczne. Jak może dźwigać takie coś ta niewielka główka i szczupła szyja. Aż dziw mnie bierze co rano. Nie odrywając wzroku od mojego jelenia, mimochodem robię co trzeba i opuszczam świątynię dumania unosząc ze sobą ten obraz . I tak zaczyna się mój dzień, zawsze dobry, bo z jeleniem.
Przy okazji sobie rozmyślam o moim Wybranku i poczytuję o nim porannie i całodobowo w necie.
Ludziska powiadają o swoich pobratymcach- znaleźć jelenia, być jeleniem. Nie wiem skąd się wzięło takie określenie. Może od jeleniej łagodności, braku agresji ? Po prostu nie wiem i wujek gogle chyba też nie wie. Jedynie niektórzy specjaliści od duszy ludzkiej piszą, że jeleń to dziecięca naiwność i łagodna słodycz.
A może jego zwyczaje spowodowały, że tak się mówi . Bo piszą, że z natury lubi urzędowanie w dzień, ale gdy przeszkadzają mu ludzie lub drapieżniki, ustępuje pola hałaśnikom. Wówczas dni spędza ukryty w gęstych lasach i wychodzi dopiero wtedy, gdy jest spokojniej , czyli nocą. Wtedy przynajmniej ludzie raczej śpią . Jednym słowem jak może unika hałasu, zgiełku i zagrożenia. Unika , bo jest prawdziwym jeleniem.
Czytam dalej, że śpi króciutko, bo jedynie 60-100 minut na dobę. Mój Boże, jak to możliwe, że tyle wystarczy. Oj przydałoby się tak nam, ludziom , np. studentom w czasie sesji, gdy na chybcika zakuwają – dobrze pamiętam ten czas, chociaż odległy o mile świetlne. Albo dyżurantom medycznym, kiedy to wystarczyłaby nieomal chwila snu na odpoczynek a nie ta bezsennościowa pobudzeniowa bomba adrenalinowa, uruchamiana z tej okazji, która w człowieku jeszcze buzuje przez następny dzień , nie pozwala spać by nagle wygasnąć drugiego dnia przynosząc ogólne sflaczenie. Ale wówczas przychodzi następny dyżur. I koło się kręci. Syn mówi, że też tak ma, więc pewnie wszyscy, którzy pracują nocami tak mają. Tak więc przydałoby się być jeleniem i mieć jego króciutki wzmacniający sen…
Kolejny jeleni plusik to absolutny wegetarianizm. Być jeleniem, to nie polować, jeno łagodnie wyszukiwać pędów, liści, pogryzać korę , chociaż z bólem serca, bo drzewka żal, wynajdywać owoce, trawkę skubać , czasem podkraść zboże , wykopać ziemniaczka czy buraka i schrupać na surowo. Zimą natomiast gdy tamtego wszystkiego mało, mchem się posilić, pomiętolić z lubością w pysku to włochate gąbczaste. Pychota. Wymarzone byłoby takie życie. I spacery wzmacniające kondycję byłyby konieczne a nie tylko wyprawy po gazetę i jedzenie sklepowe ( brr) a potem, to już zamiast deseru byłyby zachwyty nad wagą łazienkową i nad kreacjami z młodości pasującymi jak ulał i w dodatku przemiana materii owocowałaby ładną poranną kupką ( chociaż jak na razie z tym nie mam problemów, ale gdyby były, to właśnie roślinna recepta jelenia jak znalazł) .
Czytam dalej, że jeleń nie jest samotnikiem. Po prawdzie, nie bardzo pasowałoby mi życie w grupie, kiedyś lubiłam, ale przeszło gdy PESEL spoważniał. Tak więc taka nazywana przez myśliwych ( brr- z trudem napisałam to odrażające słowo ) ale to oni nazywają taką grupę jeleni chmarą. Jedyne co by mi odpowiadało, i pewnie Wam, kochani, że temu stadu przewodzi kobieta. Nazywana jest łanią licówką która jak widomo nam też, zawsze ma przy sobie młodziutkie cielę. Mój Boże, jak ja uwielbiałam mieć małe dzieci, gdyby nie mój zawód i pewne dolegliwości zdrowotne, miałabym ich całe dziesiątki J. Małe tak, bo ze starszymi więcej kłopotu. Jelenie wyrostki, jak mają w zwyczaju, poszłyby wcześnie na swoje. I byłoby ok. Z małym mogłabym przewodzić stadu. J
I nie przeszkadzałoby mi, że nasza ukochana ostatnia „dobra zmiana” nazywałaby mnie feministką, wegetarianką lub tajemnie obco ale też fascynująco brzmiącym określeniem gender ( na szczęście ostatnio zapomniano jakoś o tym , chwała bogu, ciekawe kiedy to słowo ożyje, bo mnie np. jakoś podnieca ). Na szczęście nie nazwą mnie cyklistą, bo uwielbiam per pedes- chociaż to ostatnie też jakoś dziwnie się kojarzy. Zresztą wszystko może się kojarzyć ….
Jednak jest coś w jelenim życiu , co by mi nie odpowiadało. To rykowisko. W drugiej połowie września mojego łagodnego jelenia dosiadałby demon chuci. Na szczęście musiałabym przetrwać tylko 3- 5 tygodni opętania mojego ukochanego. Wolałabym tego nie oglądać . Widok to iście żałosny, takie opętanie. Bidulek wtedy nic nie je, jedynie żłopie wodę , tapla się w błocie a potem bezwstydnie ociera o drzewa ( jak się dowiedziałam, pasożytów ze skóry się pozbawia- to rozumiem) . Ale dlaczego wtedy ryczy jak szalony , ryczy tak, że cała okolica drży w posadach. W dodatku w tym stanie pobudzenia walczy z innymi panami. A potem gdy ten stan amoku mija ( nie wiem czy po spełnieniu z jakąś jelenią kobietą, czy tylko wymęczony przez demona), wychudzony o 10 a nawet 20% , ucieka w gęstwiny, gdzie ma swoje ostoje, i liże rany.
Nie chciałabym być u boku mojego Ukochanego gdy zakochany przeżywa istne męki Tantala. To spektakl dla mnie właściwie odrażający . Nie rozumiem z jakiego powodu, jak pisze w necie Jan Adamski z powodu niejasnego ( zgadzam się w pełni) , ludziska z małych miasteczek i wsi, w latach 60 czy 70 ubiegłego wieku, zdobili swoje domostwa obrazami z widoczkiem jelenia na rykowisku, stojącego na tle gór, jezior czy rzek. Były to dzieła domorosłych malarzy a całości kiczu dopełniały zwykle bardzo zdobne, złotem powlekane , bywało że kosztowne ramy. Jeleń na rykowisku stał się symbolem kiczu i złego smaku, Chociaż teraz jak widzę w necie są pasjonaci, zbieracze tamtych obrazów. I fajnie, tylko na boga, gdzie oni to wieszają, lub wolę makatki kuchenne z pięknie wyszywanymi „złotymi „ zdaniami. Ale koniec tej przydługiej kiczowatej dyskusji ogłaszam, bo pora kroczyć dalej w moją opowieść.
Biednego mojego rozszalałego nagle jelenia opuszczam więc , ale nadal rozmyślam szykując się do wspomnianej ucieczki- wycieczki. Już chyba lepiej mają ludzie, bo swoje podboje miłosne raczej czynią w ukryciu, tajemnicy i gdy wszystko idzie dobrze, wracają do domu skruszeni. Chyba , że nie wracają, albo przypadkowo zostają namierzeni. Może jednak lepsze już życie z jeleniem. Wszystko jasne , otwartym tekstem pisane . Jest czas rykowiska i już. Koniec kropka. Jak uważacie?
By przetrwać te parę tygodni amorów Ukochanego Jelenia, wybrałam ustronne miejsce dla siebie. Z pewnością tam nie spotkam kolejnego pobudzonego faceta jeleniowego, chociaż muszę to jeszcze sprawdzić…Otóż w połowie września, uprzedzając jeleniego czy jeleniowego demona seksu, poleciałabym nad Morze Śródziemne. Dobra to pora, już nie za gorąco a woda jeszcze ciepła. Nie wybrałam Malty choćby z powodu, że tam ichnia „ dobra zmiana „ już wycięła prawie wszystkie drzewa a mieszkańcy skądinąd gorliwie religijni ( na niewielkiej swojej wyspie mają tyle kościołów ile dni w roku i wystrojeni bywają tam często) równocześnie polują na ptaki ( widziałam miejsca na gołych skałach, z zaroślami gdzieniegdzie, z tabliczkami obrazującymi myśliwego ze strzelbą i z psem , usiane łuskami- okropność mówię Wam). A teraz Malta to nazwa powtarzana w publikatorach, gdzie różne szyszki będą radzić i wybierać. Tak więc, nie polecę na Maltę ale np. na ukochaną kiedyś Sardynię. Ta włoska wyspa, o której kiedyś tu pisałam, zachwyca uratowaną zielenią, jest usiana zachowanymi nuragami z zamierzchłych czasów ( jest ich kilka tys.) czyli wieżami gdzie lokowano zwłoki, by wyschły na wietrze a także wdrapywali się tam żywi by bronić krainę przed złymi obcymi. Na Sardynii też strzelali do odpoczywających w przelotach ptaków, ale przynajmniej je zjadali, bo byli głodni- to jeszcze jakoś, chociaż z trudem mogę zrozumieć, a nie jak Maltańczycy , którzy robili to dla zabawy. Tak, będę się wylegiwała na złotym piasku , wystawiała ciało na łagodne wtedy już słońce i poddawała pieszczocie bardzo słonej wody. A potem połażę po okolicy wśród niesamowitych tworów skalnych, wyrzeźbionych przez wiatr i wodę. Posiedzę pod wielkim skalnym żółwiem, lub innym takim….potem będzie najprawdziwsza włoska kawka, sjesta poobiednia pod wielkimi tamaryszkami rosnącymi sobie zadziwiająco bujnie na słonym piasku plaży….
Opalona, wygładzona, odmłodzona wrócę gdy przestanie szaleć mój jeleń.
A zapytacie skąd wówczas wezmę dziecko, gdy ominie mnie okres godowy.
Będę nowoczesną jelenią panią. Po prostu zafunduję sobie in vitro…
Koniec tej gadaniny, biegnę do lustra, może mój nosek się wydłużył i rozdęły chrapki i właśnie się pojawiają pierwsze gładziutkie na nim włoski….
Jeszcze kilka informacji nt jeleni, które nie zmieściły się w konwencji mojej poprzedniej opowieści, bo nie fruwają frywolnie. Te informacje są stabilne i poważne, co musicie mi , Kochani wybaczyć. Czasami trzeba mieć poważną minę a nie wypisywać głupotki jedynie czasem przeplatane faktami.
Otóż :
1. Jelenie żyją 12-15 lat, ale zdarzają się 20 letni starcy.
Dziewczyny jelenie dojrzewają wcześnie, bo już w 2 roku życia, ale chłopaki później , bo w 5- 7 swojej wiośnie. Nie komentuję tego, bo chciałoby się napisać, że u ludzi jest z reguły podobnie, chociaż lata się liczą inaczej.
Po 234 dniach od owego sławetnego rykowiska , powiązanego z wiadomą konsumpcją , któraś ze szczęśliwych nałożnic rodzi ślicznego dzidziusia. Może być jedynakiem albo bliźniakiem. Dzieciątka mają piękne żółtobiałe plamki na bokach, które zanikają jesienią , a po kilku dniach od momentu przyjścia na świat są już na tyle silne, że wędrują za swoją mamą i towarzyszą jej aż do okresu przedszkolnego, tj do 3 roku życia. Mamuńka karmi je swoim smakowitym ? mleczkiem przez 8-10 miesięcy
2. Poroże jeleni to nie tylko ich uroda. Im który ma większe i im bardziej rozkrzewione, tym bardziej szaleją za nim ich kobiety. To widoma oznaka wysokiego poziomu testosteronu a także najlepszego zestawu genów. Więc panie jeleniowe nie muszą wybierać, zastanawiać się wielce, czy takie ryczadło się nada na tatusia jej dziecka, tylko patrzy na rogi. Nie to co u nas. Żona mówi do męża- musimy się rozstać, dlaczego pyta mąż- nie mogę już dalej żyć z rogaczem, odpowiada ona. Krzywię się czytając taki dowcip. Zupełnie nie koresponduje z moim jeleniem z kalendarza, który jest łagodny i wierny. Nie rozumiem, dalej nie rozumiem, dlaczego my, ludzie źli z gruntu rogaczem nazywamy tego , którego żona „idzie w długą”. Że naiwny może? Nie wiem? Doprawdy nie wiem….
Poroże jelenia , jego duma, rośnie wraz z narastającym poziomem testosteronu, o czym już pisałam, ale gdy w marcu, czy kwietniu jego poziom naturalnie spada, poroże stopniowo wygładzone przez czas i ocieranie o gałązki, odpada. Mówi się wtedy, że jeleń je zrzuca. Porzuca tym samym swoją dumę, z którą obnosi się w sierpniu i w czasie rykowiska. Dorosłe osobniki potrafią zrzucać swoje” korony” już w lutym, a młodziutkie w maju lub czerwcu, lub rok po urodzeniu. Ponoć ludziska w marcu tłumnie penetrują gęstwiny leśne, by znaleźć te trofea, choć czasem znajdują je na zwykłej leśnej drodze.
. 3. Ludzie nie byliby ludźmi, gdyby nie podpatrzyli i nie wykorzystali obserwacji corocznie odradzającego się poroża jeleni .
Ponad 2000 lat temu Chińczycy podawali mężczyznom sproszkowane poroże jako medykament na jego płciowe ułomności. Leczyło ono nie tylko niemoc seksualną, ale też likwidowało bóle kręgosłupa . Jak mniemam , pewnie były to bóle związane z osteoporozą o czym jeszcze wtedy ludziska nie wiedzieli. I zalecając spożywanie sproszkowanego poroża nieświadomie dostarczali nie tylko testosteron , przydatny płci męskiej cierpiącej z powodu andropauzy, leczący też ich osłabłe wtedy kości ale wielkie ilości wapnia i innych minerałów zgromadzone w dojrzałym zwieńczeniu jeleniej głowy też były superlekiem.
Zajęli się tym problemem także polscy badacze. Pani Jolanta Podsiadła przeprowadziła z nimi wywiad i oto co napisała potem. ( podaję w skrócie).
Ponieważ poroże należy do najszybciej regenerujących się organów u ssaków, potrafi rosnąć nawet 2 cm na dobę, rozpoczęli badania nad komórkami macierzystymi tam znalezionymi. Było to 12 lat temu. Poroże otrzymywali z ogrodu zoologicznego we Wrocławiu i badali w laboratorium AM w tymże mieście. Po 2 tygodniach wyprowadzili „pierwszą w świecie stabilną linię komórek macierzystych „ i nazwali je MIC-1 ( nazwa pochodzi od imion naukowców) jednocześnie opatentowali je. W ten sposób powstał bank tych komórek co umożliwiało dalsze badania. Ze zdziwieniem zauważyli szybkie tempo ich namnażania, zdolność do całkowitej regeneracji oraz całkowitą obojętność immunologiczną co powoduje, że po podaniu nie odrzuca ich żaden organizm . Ich szczególna właściwość to pobudzanie innych komórek do wzrostu a także „ samoleczenia”.
Wobec tego naukowcy uznali, że te komórki macierzyste mogą mieć zastosowanie nie tylko w kosmetologii, ale i w ortopedii , neurologii czy w okulistyce ( regeneracja rogówki)
4. I nadeszła pora na legendy
Jeszcze w czasach przedchrześcijańskich, wśród ludów zamieszkujących basen Morza Śródziemnego urodziła się legenda o Jeleniu z krzyżem. Podchwycił ją i rozpropagował zakon benedyktynów a następnie inni. W ten sposób powstawały opowieści o patronach myśliwych jak św. Hubert czy św. Eustachy a także następująca historia. Myśliwy ściga jelenia, a ten nagle się odwraca i wszyscy widzą krzyż pomiędzy jego rogami. A jeleń mówi ludzkim głosem. Tu należy postawić kościół. I ludzie posłuszni rozkazowi, kościół stawiali. I tak powstały kościoły na św. Katarzynie w Górach Świętokrzyskich ( znany nam, dobrze znany i lubiany), kościoły na Mazowszu, w Jeleniej Górze, gdzie wg legendy z jeleniem się spotkał Bolesław Krzywousty. …
I pora zakończyć moją i internetową opowieść. Bo właśnie poczułam przymus odwiedzenia łazieneczki . Właściwie nie mam typowego powodu. Po prostu muszę z wiadomej już Wam przyczyny kolejny raz zerknąć na kalendarz i popatrzeć w oczy Ukochanego 🙂 Jest, kochani moi, jest i czeka. Jeleń ze zdjęcia, moja ostatnia miłość…dobry dzień się rozpoczyna, dzień z jeleniem …
Zdjęcie z netu. Dzieciątko….
Zdj z netu. Kicz z lat 70 XX wieku…
Sardynia, opisana w tekście nuraga. Zdj. własne
Sardynia. grób gigantów. Zdj. własne
Sardynia. Niezwykłe twory skalne. Zdj. własne
Sardynia. Tamaryszki na plaży Zdj własne