Po prawie miesięcznej przerwie przedstawiam kolejny odcinek artykułu mojej starszej koleżanki zwanej przez nas Baśka. Ona związała z nieistniejącym już Szpitalem im. Dzieci Warszawy przy ul Siennej/ Śliskiej całe swoje życie zawodowe, a ja miałam przyjemność z Nią pracować w latach 1975-1981. To było Miejsce Niezwykłe, położone w samym sercu Warszawy , z wielką historią, wspaniałymi Pracownikami sukcesami zawodowymi i łzami porażek . Praca tam była dla mnie zaszczytem . Stale świeże pulsujące we mnie wrażenia z tego okresu mojego życia zapisałam w końcowej części rozdziału tego blogu zatytułowanego „Na medycznej ścieżce” . Jeśli ktoś zechce tam ze mną wrócić, zapraszam….
( do opisania kolejnych ponad 20 lat spędzonych w Centrum Zdrowia Dziecka jeszcze nie dojrzałam, czas ten nie nadszedł i nie wiem jeszcze, czy nadejdzie)…
Tak więc wracam do artykułu dr Marii Barbary Chmielewskiej Jakubowicz zatytułowanego „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie „ . Jest to bardzo dokładnie zebrana i napisana z czułością osoby , która spędziła w nim całe swoje lekarskie życie , historia dawnego szpitala Bergshonów i Baumanów a potem im. Dzieci Warszawy przy ul Siennej. Artykuł ten został opublikowany w tomie CXXXIV nr 2/ 1998 „Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” ( rocznik zarządu TLW , który ukazuje się od 1837 roku! ).
Ponieważ to czasopismo jest dostępne w necie jedynie odpłatnie, zamieszczam w tym blogu cały tekst artykułu, dzieląc go na jakby zamknięte tematycznie odcinki. Na zakończenie, z szacunku dla autorki, jeśli mi się uda, podam całość w kilku większych wpisach …
Oto kontynuacja poprzednich odcinków, które można znaleźć w tym blogu w rozdziale„ Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz”. ….
dr Baśka pisze:
<<…. Po kilkuletniej pracy w oddziałach szpitalnych i po uzyskaniu pierwszego lub drugiego stopnia specjalizacji pediatrycznej część lekarzy starała się o wyjazd przez „ Polservice” do krajów Afryki. Powodem była możliwość wyższych zarobków, nadzieja na późniejsze zakupienie mieszkania, samochodu lub działki rekreacyjnej, a także chęć przeżycia afrykańskiej przygody i poznania pracy w innych warunkach. Dla tych, którzy wyjeżdżali do pracy w krajach Trzeciego Świata, szpital latami utrzymywał etaty. Niektórzy powracali, niektórzy zmieniali miejsce zatrudnienia, zachowując ciągłość pracy. Tylko dwie lekarki, po kilkuletniej pracy w Algierii, nie wróciły do zawodu, chorowały i wkrótce zmarły.
Z personelu pielęgniarskiego do innych krajów wyjeżdżały pojedyncze osoby. Na ogół gdy odchodziły ze szpitala, zmieniały zawód na inny, pracując w różnych gałęziach gospodarki, np. w handlu, gdzie znacznie lepiej zarabiały i nie miały dyżurów nocnych.
Część pracowników z grona lekarzy, pracowników z wyższym wykształceniem czy pielęgniarek odchodziła na emeryturę z własnej woli, a część dyrekcja zwalniała, angażując na ich miejsce młode kadry.
Niektórzy odchodzili przedwcześnie na zawsze.
Wielkim wstrząsem dla nas wszystkich był nagły zgon młodziutkiej pielęgniarki Barbary Sobolewskiej, w czasie pełnienia nocnego dyżuru latem 1954r. przyszły obie z siostrą Alą wieczorem na dyżur nocny. Nad ranem Basia zmarła. Jej siostra była w szoku. Doktor Gecow tuliła ją, nie mogąc uspokoić. Staliśmy wszyscy bezradni w obliczu śmierci młodej dziewczyny. Miała wtedy 22 lata.
Pielęgniarka Ela Marszałek ( 42 lata) latem 1981r. w drodze do pracy upadła nagle na przystanku autobusowym na Bielanach i zmarła po kilku miesiącach w szpitalu w Otwocku ( z rozpoznaniem przerzutów do kręgosłupa). Aby pojechać na pogrzeb do Otwocka w pierwszych dniach stanu wojennego , trzeba było mieć specjalne pozwolenie.
Pożegnanie pielęgniarki Wiesławy Komsty- Lipki było zupełnie niezwykłe. Ponieważ pogrzeb miał się odbyć poza Warszawą, pracownicy zgromadzili się w kostnicy szpitala przy ul. Banacha. Siostra Lipka była bardzo operatywna, inteligentna, przez wszystkich lubiana. I tam, w kostnicy, wśród otwartych trumien, ostatnie słowa pożegnania mówiła Jej ordynator dr Czachorowska, potem odmawiano wspólnie znane modlitwy i śpiewano pieśni religijne.
Kolejno odchodzili pracownicy administracji: p. Burgmajster, p. Bendlewicz, mjr Domanaki i bibliotekarka p. Orłowska. Odchodziły także wieloletnie pracownice laboratorium szpitala : mgr Barbara Lachowicz, mgr Janina Bilińska, mgr Jadwiga Tyrman, dr Barbara Rau i wieloletnia kierowniczka apteki szpitalnej , mgr Helena Hoffmanowa. Żegnaliśmy wieloletnich konsultantów specjalistów, którzy służyli nam swoją wiedzą i pomocą: dr med. Tadeusza Farynę- chirurga, doc. Dr med. Marię Góralówną- laryngologa, dr med. Teresę Iwanowską- dermatologa, a także piętnastu naszych lekarzy, koleżanki, z którymi przez wiele lat toczyliśmy wspólną walkę o życie chorych dzieci. Na cmentarzach warszawskich żegnaliśmy bliskie nam osoby, w trumnach lub urnach, w obrządkach różnych wyznań lub bezwyznaniowo. Głęboko przeżywaliśmy te rozstania. Tylko w ostatniej drodze dr Anki Gecow we Francji nikogo z nas nie było.
Mówiąc o odchodzeniu ludzi zasłużonych, należy poświęcić słów kilka Edwardowi Borowskiemu, który wiele sił i zdrowia oddał pracy w szpitalu przez trzydzieści kilka lat. Przeszedł na wcześniejszą emeryturę ( rentę) , a był w szpitalu „ od zawsze”. Dźwigał ciężary, był wszędzie, gdzie go potrzebowano, i reperował wszystko. Pan Edzio oficjalnie był na etacie stolarza, ale znał tu każdy zawór i każdą śrubkę. Człowiek „ złota rączka”- przychodził natychmiast, popatrzył i naprawiał. Jego odejście z pracy długo odczuwaliśmy we wszystkich miejscach w szpitalu. Cichy, spokojny, zawsze służący pomocą- pozostał w dobrej pamięci wielu pracowników….>>