Przy granicy z Rosją drzemie małe polskie miasteczko , a groźni bolszewicy czuwają za miedzą.
To Raków. Miejsce urodzenia pradziadka-Bolka Rodziewicza i Babci-Stanisławy Rodziewicz i Tomasza Łukaszewicza i ich syna, mojego Taty- Wacława.
Ta podwileńska gałąź moja mocno się trzyma swojej ziemi. Czerpie z niej miłość do ojczyzny, nienawiść do zaborców, poetyckie wzloty i romantyczne spojrzenia.
W tym miasteczku wszyscy się znają i wydaje się, że są zamknięci w swoim kresowym świecie i może nawet nie czekają na jakieś nadzwyczajne wydarzenia. Chłopcy mają swoje krasne dziewczyny, miłe i znajome.
Wszystko jest ułożone , w jakiś sposób przewidywalne i oswojone.
I właśnie rozpoczyna się niezapomniany rok 1926.
Nadchodzi styczeń wlokąc za sobą syberyjskie wielkie mrozy . I przyfruwa radość z ferii szkolnych .
Nowa mieszkanka Rakowa, Stefa Jakubiec, młodziutka nauczycielka urodzona na obcej ziemi, w dalekich górach , która porzuciła rodzinne strony , od września 1925 roku pracuje w miejscowej szkole . Jest tak zajęta nowym środowiskiem, swoją pracą i gromadzeniem funduszy na pomoc rodzinie, że chyba nawet nie myśli o sprawach swojego serca.
I wówczas do Rakowa wpada na ferie młodzieniec, Wacław Łukaszewicz, który jeszcze się uczy w Szkole Technicznej w Wilnie. Właśnie się grzeje w domowym ognisku, konsumując smakołyki, którymi raczy go Mama. Gdzieś w Wilnie jest jego świat- kolorowy ciekawy ozdobiony pięknymi pannami, które krążą jak barwne motyle wokół wychowanków Szkoły Technicznej. Raków to tylko cicha, spokojna i miła rodzinna przystań.
Ale teraz jest karnawał, czas potańcówek w miejscowym kasynie Wojsk Ochrony Pogranicza.
Zapraszane są miejscowe nauczycielki i różni miejscowi młodzi ciekawi chłopcy.
Stefa się ociąga, ale wreszcie namówiona przez koleżankę, jeszcze nieświadomie podąża ku przeznaczeniu.
Wacława chyba też wyciągają koledzy, mimo, że nie ma ochoty, bo zna miejscowe dziewczyny i żadna nie wydaje mu się dość ciekawa. Nie to co wileńskie panny, myśli, idąc ospale w stronę kasyna.