A Gorzów czekał…

środa, 11 stycznia 2012 7:17

Moje miasto rodzinne, Gorzów, w którym się urodziłam i dojrzewałam, opuściłam po maturze. I nawet nie chciałam tutaj przyjeżdżać. Czas miniony zamknęłam jakby „w starym pudle i ukryłam na strychu „. Zresztą w tym mieście nie pozostał nikt z mojej rodziny. Nawet na cmentarzu nie było grobów moich bliskich .

 

Żyłam teraźniejszością i przyszłością. Lubiłam poznawanie nowych stron, ludzi, klimatów. Nie wracałam do tych samych miejsc, stale dążyłam do przodu …

 

Dopiero potem nadszedł taki czas, o którym opowiada wiele starzejących się osób. Czas, gdy krystalizuje się świadomość upływu lat i widać już, że życia przed sobą jest coraz mniej.

I wtedy rodzą się refleksje, rozmyślania o tym, co minęło.

I nagle chce się wrócić do źródła. Tam, gdzie się człowiek urodził i dojrzewał.

 

I wtedy odwiedziłam Gorzów. Po 40 latach nieobecności.

Pomysł przyjazdu uwolnił tęsknotę za wzgórzami morenowymi przy trasie kolejowej, miastem częściowo wspinającym się na swoje wzgórza a także do nich przytulonym i leniwie odpoczywającym nad swoją Wartą .

To miasto dostało od losu szczególny dar. Bo rzeka tutaj jest ogromna, jakby swoją nieomal macierzyńską obfitością chciała przygarnąć miasto i mieszkańców.

Chciałam też zobaczyć  stare uliczki, chodniki z wielkich płyt granitowych, które może pamiętały ślady moich dziecięcych stóp oraz kamienice, gdzie minęło moje dzieciństwo.

 

Opracowałam plan pobytu. Byłam tam tylko 2 dni, ale znalazłam to wszystko o czym marzyłam.

To niezwykłe, jedne z największych w życiu wzruszające doświadczenie. Powrót do domu. Teraz wysyłam tam ciepłe myśli. Bo wiem, że mój Gorzów, tak dawno opuszczony czeka….

 

I zabrałam stamtąd wiele zdjęć. Czyż to miasto nie jest piękne?

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *