Wszystko zależy od … motyla
Ta opowieść nie jest tylko moim wyobrażeniem, czy jakąś bajeczką. To jest prawda, zauważona przez poważne naukowe głowy. Aż dziw, że nie opisali tego zjawiska Starożytni. Może mieli umysły zajęte czymś innym, a może widzieli – tylko wydawało im się to takie zwykłe.
A tymczasem to zjawisko jest niezwykłe i wszystkich nas dotknęło. Ale o tym będzie potem….więc ab ovo.
W 1898 roku Jacques Salomon Hadamard (1865 –1963) – bardzo poważny matematyk francuski, zajmujący się teorią liczb, mechaniką teoretyczną, geometrią, teorią poznania, teorią całkowitych funkcji analitycznych, równaniami różniczkowymi i równaniami fizyki matematycznej – znany z teorii liczb pierwszych … uff, dość wymieniania tych sucho i nijako dla mnie brzmiących terminów – zaczął obserwować poruszające się gładkie kule (bile) po powierzchni równie gładkiej i cokolwiek by to znaczyło – i tak nie rozumiem 🙂 – powierzchni o ujemnej krzywiźnie. Otóż wbrew przewidywaniom naukowca trasy tych kul – okazały się niestabilne tak – że kule zaczęły się oddalać od siebie.
Podaję ten opis z Wikipedii niewiele rozumiejąc, ponad to, że ów słynny matematyk był tym zadziwiony a także zadziwiali się inni o tęgich matematycznych i fizycznych głowach, nie bardzo rozumiejąc zjawisko. Było to powodem ich licznych teorii i niejakiego zamętu.
Wiedzę uporządkował – nazywając ją teorią chaosu – niejaki Edward Norton Lorenz (1917-2008) – amerykański matematyk zajmujący się od 1960 r. komputerowym prognozowaniem pogody. Stworzył on w tym celu układ 12 równań wyrażających relacje między temperaturą, ciśnieniem, prędkością wiatru, itd. Sądził – jak większość ówczesnych naukowców – że prawie dokładne dane wejściowe dają prawie dokładne wyliczenia prognozy,
To przekonanie okazało się jednak całkiem błędne – wynik diametralnie odbiegał od przewidywanych na podstawie symulacji. Matematyk ów, zauważył bowiem, że wyniki są zaskakująco czułe na minimalną zmianę warunków początkowych – i był pierwszym meteorologiem, który odkrył, że nie sposób przewidzieć pogody na dłużej niż kilka dni naprzód, bo równania opisujące stan atmosfery są chaotyczne. W 1963 r. opublikował wyniki swoich prac.
Ów Lorenz obrazowo mawiał, że „nawet machnięcie skrzydeł motyla w Brazylii może wywołać tornado w Teksasie.”
Od tej pory butterfly effect został rozpowszechniany i rozumiany też w aspekcie zdarzeń życiowych, pozornie zwykłych – które potrafią zmienić całe życie ….niektórzy mawiają, że gdy nagle jeden tylko motyl zatrzepoce skrzydłami potrafi zywołać nawet burzę piaskową w odległym miejscu na ziemi.
To Cud jednego motyla, tylko jednego i jego zachowania….
Tej nieprzewidywalności wszystkiego doświadczamy na co dzień także w czasie panującej pandemii COVID-19. Stąd różne prognozy a co za tym idzie zda się chaotyczne, często zmieniające się poglądy i zalecenia. Żyjemy Kochani w świecie który jest nieprzewidywalny, niepoliczalny matematycznie – nawet gdy modele są idealne …. wszystko zależy od tego, że gdzieś tam zatrzepotał motyl…..
Tak tak, moi Drodzy. Wszystko mamy poukładane, zaplanowane, oczekiwane – dzień po dniu płynie nasze życie – zda się swoim utartym korytem, jesteśmy pewni, że nasz czas jak pociąg przyssany do swoich torów nie zboczy z drogi, radujemy się że plan doskonały a sukces na wyciągnięcie ręki, czasem pogrążamy się w smucie bo widzimy czarną przyszłość, kochamy i jesteśmy kochani, oczekujemy lepszego, spodziewamy się gorszego. Wszystko na nic.
Nie myślmy w kategoriach że coś jest pewne. Żyjmy chwilami zatrzymując te dobre, zapominając złe. Bo gdzieś tam daleko zerwie się do lotu motyl, zatrzepocze skrzydełkami .
Bo gdy motyl zatrzepocze skrzydłami….
Nie muszka bo ma maleńkie skrzydełka i prawie niewidoczne w locie, nie bzyczący komar, bo przypomina raczej śmigłowiec – tylko motyl – piękny, delikatny i zwiewny. To on przyczyną, że dalekie plany, poczucie stabilności życia i jego przewidywalności – nagle rozpada jak domek z kart, czy budowla z klocków z której usunięto jakiś element. I płaczemy i miotamy się bezsilnie. Na nic. Już nic nie można. Stało się. Nieodwracalne…..Gdy zatrzepoce skrzydełkami motyl – nasze życie które płynęło jakiś uporządkowanym torem, mijaliśmy kolejne stacje a w domu ktoś czekał, planował, obiad dymił na stole a w wazonie kwiaty – nagle osłupiałe się zatrzymało. I zwiędły w wazonie czekające powitania kwiaty, obiad zamienił się w szaroburą breję, matka tkwiąca z uporem w oknie nie wypatrzyła syna czy córki, narzeczony czy narzeczona nie doczekała. Zmieniło się wszystko. Niektórym zawalił się bezpieczny świat. Bo były szpitale, bo były narkotyki na dworcach czy ulicach kupowane, wykradane czy zarabiane przez chude cherlawe ciało które kiedyś dostało po raz pierwszy dawkę narkotyku…. Nasz chłopak nagle poszedł za inną i runęło nasze myślenie o wspólnej drodze życiowej, rozwoju naukowym ale nagle się okazało – też za sprawą trzepotu motyla – że spotkaliśmy nowego człowieka z którym wiedliśmy ciekawe, pełne życie, nawet czasem kolorowe. Zakładaliśmy rodziny, rodziliśmy dzieci, dzieci rodziły dzieci i tak . I było pięknie, inaczej niż sobie wyobrażaliśmy kiedyś, inaczej – ale pięknie.
Może się nie zastanawialiśmy nad tym do tej pory. A może tak. Ale czy chcemy czy nie, czy pragniemy czy nie, motyl gdzieś tam daleko na nas czeka. I w chwili gdy mu się po prostu zechce nagle polecieć w błękit – zatrzepocze skrzydełkami….
I wtedy nastąpi rozprzestrzeniający się w świecie efekt, dotrze do nas i wszystko nam się zmieni.
I stanie się cud odnowy ….
Cud soczystego pełnego życia….
Tylko czekajmy cierpliwie….