Dr Chmielewska Jakubowicz.

Artykuł dr Marii Barbary Chmielewskiej Jakubowicz zatytułowany „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie „ został opublikowany w tomie CXXXIV nr 2/ 1998 „Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” . Jest to rocznik zarządu Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego który ukazuje się od 1837 roku.

Ponieważ to czasopismo  jest dostępne w necie jedynie odpłatnie, zamieszczam  w tym blogu cały tekst artykułu, dzieląc go na jakby zamknięte tematycznie odcinki. Na zakończenie, jeśli mi się uda, podam całość w jednym wpisie…

 Oto ciąg dalszy… Poprzednie odcinki można znaleźć w tym blogu w zakładce „ Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz”.

 

 

PrzychSzp.JPG

 

Opisywany tutaj już nieczynny szpital. Jak na razie mieszczą się tam przychodnie specjalistyczne, ale do dalej z nim się stanie? To bardzo atrakcyjne miejsce  w  samym sercu Warszawy, przy ul. Siennej. Zdjęcie własne z 2013 r.

 

 

 

Cz.35

 

<

     Specjalistyczną przychodnię przyszpitalną zorganizowano w 1963 r. Usytuowano ją w części baraku drewnianego, w kilku pomieszczeniach do tego celu przeznaczonych. Od początku do chwili obecnej (inf. Z 1998 r.- przyp red.) przychodnia spełnia bardzo ważną rolę w kontynuowaniu kontroli i opieki nad ozdrowieńcami wypisanymi z oddziału neuroinfekcji, po ostrym okresie wirusowego zapalenia wątroby oraz wypisanych z oddziału zakażeń jelitowych, a także dzieci kierowanych przez lekarzy rejonowych lub z innych szpitali na konsultacje. Pielęgniarką odpowiedzialną za całokształt pracy w przychodni początkowo była siostra Alicja Durka, a następnie siostra Elżbieta Sasor.

      Początkowo w przychodni pracowało 5- 6 lekarzy przez kilka godzin tygodniowo ( lekarze z oddziałów) , a ostatnio 9-10 lekarzy oddziałowych. Współpraca oddziału i przychodni to ciągłość obserwacji chorych, a następnie ozdrowieńców, niekiedy wieloletnia. Kontrolnych badań dzieci bywa dziennie od 30 do kilkudziesięciu, tak więc od 1963r. udzielono porad ponad 400 tys., nie licząc ostatnio wykonywanych szczepień przeciw w.z.w. B oraz okresowo, przed nasileniem zachorowań, przeciw grypie.

      Nie od razu miał swoje stanowisko w szpitalu lekarz zakładowy. Chorego pracownika w pierwszych latach badał lekarz dyżurny lub z oddziału czy przychodni. Wydawał zlecenie ewentualnego zwolnienia lub kierował do poradni rejonowej czy też na badania specjalistyczne. Lekarz zakładowy dr Danuta Miłkowska kontroluje okresowo stan zdrowotny pracowników szpitala, kontroluje wykonywanie okresowych badań ( na nosicielstwo, RTG), niekiedy kieruje wprost do szpitala. Problemem ostatnich lat jest stwierdzenie przebycia wszczepiennego zapalenia wątroby ( w.z.w. B), przewlekłego zapalenia wątroby po postaci subklinicznej, nie zdiagnozowanej w odpowiednim czasie. Te osoby lekarz zakładowy kieruje do kontroli w Poradni Chorób Zawodowych przy Szpitalu Zakaźnym nr 1 przy ul. Wolskiej. Tam są okresowo kontrolowane, leczone, kierowane do sanatorium do Długopola, mają do emerytury przyznaną rentę III lub II grupy, w zależności od stopnia zaawansowania zmian w wątrobie.( art. opublikowany w 1998 roku- przyp. red.)…..>>

 

przed wymienioną tutaj  dr Miłkowską, lekarzem zakładowym była internistka dr Maria Glazur. Z jakiś powodów pewnie finansowych, sama zrezygnowała. Potem ja pełniłam tę funkcję, gdyż zanim zostałam pediatrą w tym szpitalu pracowałam w internistycznej przychodni na żoliborskim osiedlu Wrzeciono, uznano że mam jakieś uprawnienia.

Po pracy w oddziale tego szpitala dwa lub trzy razy w tygodniu udawałam się do baraku, gdzie mieściły się przychodnie . Wbrew pozorom była to praca odpowiedzialna, gdyż do mnie należało kwalifikowanie nowoprzyjmowanych do pracy ludzi. Nie zapomnę młodego przystojnego chłopaka, który oznajmił, że jest zdrowy. Jakież było moje nieprzyjemne zdziwienie, gdy odkryłam na górnej części jego uda wielką ziejącą ranę. Okazało się, że jest w trakcie leczenia onkologicznego. Właściwie nie powinnam go zakwalifikować do pracy. Byłam bardzo przejęta i żal człowieka się zrobiło. Więc pognałam z tym problemem do dyr szpitala, którym wtedy była dr Barbara Przetakiewicz i wspólnie ustaliłyśmy że będzie jednak u nas pracował  z jakimiś zastrzeżeniami. Tak, były to czasy, gdy człowiek człowiekowi pomagał jak mógł.

Czasami byłam wzywana w czasie dnia pracy  gdy zaniemógł ktoś z personelu  ( co opisywałam poprzednio w części blogu ” na medycznej ścieżce”). Przyczyną jednego takiego wezwania było zasłabnięcie pani salowej. Gdy bardzo przejęta pognałam do piwnicznych pomieszczeń , gdzie rezydowała ,  zastałam ją leżącą na stosie czystej pościeli w stanie znacznego upojenia alkoholowego. Nic się nie zmieniło od tej pory, mimo, że minęło już prawie 40 lat – ludziska piją alkohol na umór a lekarze są wzywani zamiast nieść pomoc faktycznie chorym….

 

 

Przych.JPG

 

Po lewej gmach szpitala i niski 

 

 

budyneczek przychodni przyszpitalnej. Zdjęcie własne z 2013 roku,

 

Przych1.JPG

 

 

Przychodnia.JPG

Tu była przychodnia przyszpitalna…jest jeszcze takie miejsce nieopodal Dworca Centralnego….

   

 

 

Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz.” Drugi szpital dziecięcy w Warszawie” ( 34 )

 

Artykuł dr Marii Barbary Chmielewskiej Jakubowicz zatytułowany „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie „ został opublikowany w tomie CXXXIV nr 2/ 1998 „Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” . Jest to rocznik zarządu Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego który ukazuje się od 1837 roku.

Ponieważ to czasopismo  jest dostępne w necie jedynie odpłatnie, zamieszczam  w tym blogu cały tekst artykułu, dzieląc go na jakby zamknięte tematycznie odcinki. Na zakończenie, jeśli mi się uda, podam całość w jednym wpisie…

 Oto ciąg dalszy… Poprzednie odcinki można znaleźć w tym blogu w zakładce „ Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz”.

 

 

 

Cz.34

 

<<…..   W początkowych latach pracy szpitala, gdy odsetek zgonów wynosił od 0,4 do 3,5% , sekcje dzieci zmarłych w szpitalu wykonywała na miejscu dr  Kazimiera Gajl- Pęczalska w salce prosektoryjnej, znajdującej się obok portierni. Po kilku latach, w miarę zmniejszania się liczby zgonów dzieci, zaprzestano wykonywania sekcji na miejscu. Po uzgodnieniu  między szpitalami kierowano zwłoki do prosektorium innego szpitala dziecięcego ( przy ul. Litewskiej lub Działdowskiej), skąd otrzymywano gotowe wyniki badań sekcyjnych. Ostatnio zgony w szpitalu należą do rzadkości ( artykuł został opublikowany w 1998 roku- przyp. red.)….>>

 

Dobrze pamiętam ten niewielki mroczny baraczek obok portierni. W czasach gdy pracowałam w tym szpitalu ( 1975- 1981) była to kostnica i sala sekcyjna. Zgonów wtedy było kilka, bo dobrze działające oddziały intensywnej opieki- m. in w Klinice przy ul. Marszałkowskiej z reguły nie odmawiały nam, gdy prosiliśmy o przyjęcie dziecka z zaburzeniami oddychania i/lub krążenia. Ale zanim przyjechała karetka reanimacyjna, sami prowadziliśmy akcję reanimacyjną przy pomocy prymitywnego aparatu Ambu. Czasami trwało to wiele godzin. W tym czasie należało przygotować dokumentację chorego dziecka, oczywiście wcześniej się dodzwonić do lekarza tamtego oddziału i uzyskać zgodę, potem do pogotowia ratunkowego i równocześnie zajmować się tym pacjentem i pozostałymi hospitalizowanymi dziećmi oraz tymi, które się zgłaszały do Izby Przyjęć. Wprawdzie dyżurowało dwóch lekarzy, ale pogodzenie tych zajęć nie było łatwe. Nie zapomnę , gdy przypadkowo popatrzyło się w okno, można było zauważyć, że wstaje świt…Tak więc udało się uratować większość bardzo ciężko chorych dzieci, o czym się dowiadywaliśmy , dzwoniąc po kilku godzinach do oddziału reanimacyjnego, by zapytać o naszego pacjenta. Z tym oddziałem mieliśmy dobry kontakt. Lekarze wiedzieli, że kwalifikujemy tam tylko dzieci naprawdę tego wymagające. Nie zapomnę pewnego straszliwego dyżuru, gdy wstępnie mi odmówiono, tłumacząc że nie ma miejsc, a po pewnym czasie otrzymałam telefon, że udało się zorganizować jeszcze jedno stanowisko z odpowiednią aparaturą – bo to dla Siennej …w całej tej rozpaczliwej sytuacji nagle zrobiło się nam ciepło, że nie jesteśmy  sami. Dziecko przeżyło…..ale wracając do sekcji. Nie zapomnę pięknej kilkunastoletniej dziewczynki z długimi warkoczami, która dotarła do naszego szpitala z bardzo gwałtownie przebiegającą sepsą oczywiście z ropnym zapaleniem opon mózgowo- rdzeniowych. Jak zwykle bardzo się staraliśmy uratować to dziecko. Jednak wylewy krwi na skórze narastały w oczach i niestety szybko  doszło do zatrzymania krążenia i oddechu . Podjęta akcja reanimacyjna nie przywróciła akcji serca…Następnego dnia zmarłe dziecko leżało nagie na zimnym kamiennym stole…w czasie sekcji uwidoczniono w miejscu gdzie są nadnercza, były dwa wypełnione krwią woreczki, bez śladu tkanki gruczołowej.

I musieliśmy się pogodzić z tym, że nie mieliśmy szans, by wygrać  z drapieżnym  złym Losem czy Stwórcą, który zesłał te straszliwe bakterie. Taka przegrana to traymatyczne doznanie dla całego personelu tego szpitala, które kładło się cieniem  na naszej pracy i życiu, także rodzinnym. Wracałam do domu do swoich dzieci, do codziennych problemów życiowych a przed oczami miałam stale  obraz tego dziecka…i pomimo upływu prawie 40 lat tak jest nadal….

 


 

 

 

 

 

 

 

Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz.” Drugi szpital dziecięcy w Warszawie”( 33 )

Artykuł dr Marii Barbary Chmielewskiej Jakubowicz zatytułowany „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie „ został opublikowany w tomie CXXXIV nr 2/ 1998 „Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” (rocznik zarządu Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego który ukazuje się od 1837 roku) i opowiada o historii dawnego szpitala Bergshonów i Baumanów przy ul. Siennej .

Ponieważ to czasopismo  jest dostępne w necie jedynie odpłatnie, zamieszczam  w tym blogu cały tekst artykułu, dzieląc go na jakby zamknięte tematycznie odcinki. Na zakończenie, jeśli mi się uda, podam całość w jednym wpisie…

 Oto ciąg dalszy… Poprzednie odcinki można znaleźć w tym blogu w zakładce „ Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz”.

 

 

 

Cz.33

 

<<….    Niezwykle cenna była zawsze pomoc lekarzy specjalistów- konsultantów, którzy służyli swą wiedzą i doświadczeniem w trudnych sytuacjach diagnostycznych. Przyjeżdżali na wezwania telefoniczne bardzo szybko: dr Jerzy Saper, dr Stefan Żarski- neurolodzy; dr Irena Ratajska, dr Maria Góralówna, dr Bolesław Potyrało- laryngolodzy;  dr Tadeusz Faryna, dr Teresa Majlert- chirurdzy; lek .stom. Anna Trzcińska najczęściej wykonywała ekstrakcje zębów, a laryngolodzy tracheotomię.

     W latach siedemdziesiątych w koniecznych przypadkach  wykonywane były u dzieci biopsje wątroby. Wykonywała je prof. dr med. Wanda Poradowska w Klinice Chirurgicznej Instytutu Matki i Dziecka, następnie w Szpitalu Zakaźnym nr 1 dr Tatiana Barszczowa. Dzieci zawożono karetką i po biopsji przywożono do szpitala. Z czasem jedną salkę na pierwszym piętrz przystosowano do zabiegów chirurgicznych i biopsję wykonywał już na miejscu konsultant chirurg, dr Teresa Majlertowa…..>>

 

Właśnie w czasie gdy zaczęłam pracować w tym szpitalu uruchomiono salkę operacyjną. Tam dr Majlertowa wykonywała biopsje wątroby u naszych pacjentów.  Lekarze byli dumni, że wreszcie nie trzeba przewozić dzieci do innych szpitali na to badanie. Biedne były dzieciaki, u których wirusowe zapalenie wątroby przechodziło w stan przewlekły i można było nawet podejrzewać marskość wątroby. Nie było odpowiednich leków ( zresztą i teraz jest ich niewiele) a o przeszczepach wątroby chyba jeszcze nikt w świecie nawet nie słyszał. Dzieci chore przewlekle były jakby przedwcześnie dojrzałe mentalnie, piętno szpitalne odbijało się na ich psychice, miały mądrość i wiedzę starych ludzi. Po raz pierwszy się widziałam takie dzieci, na szczęście na tle innych leczonych w tym szpitalu było ich niewiele. Z tym problemem na wielką skalę spotkałam się później, gdy pracowałam w CZD . Tam większość hospitalizowanych pacjentów stanowiły dzieci przewlekle chore na nerki. Do tego nie można było się przyzwyczaić. Zawsze miałam ściśnięte serce….

Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz.” Drugi szpital dziecięcy w Warszawie” ( 32 ).

Artykuł dr Marii Barbary Chmielewskiej Jakubowicz zatytułowany „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie „ został opublikowany w tomie CXXXIV nr 2/ 1998 „Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” . Jest to rocznik zarządu Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego który ukazuje się od 1837 roku.

Ponieważ to czasopismo  jest dostępne w necie jedynie odpłatnie, zamieszczam  w tym blogu cały tekst artykułu, dzieląc go na jakby zamknięte tematycznie odcinki. Na zakończenie, jeśli mi się uda, podam całość w jednym wpisie…

 Oto ciąg dalszy… Poprzednie odcinki można znaleźć w tym blogu w zakładce „ Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz”.

 

 

 

Cz. 32

 

<<….  W aptece szpitalnej pracowała od początku mgr Matylda Ufnalska, następnie przez długie lata kierownikiem była mgr Helena Hoffmanowa, a po jej przejściu na emeryturę mgr Joanna Dejewska i mgr Ewa Germak. W miesiącach stanu wojennego apteka przeżyła prawdziwy zalew leków zagranicznych z darów. Aby móc je stosować, obłożono się słownikami różnych języków do tłumaczenia prospektów. Leki te miały, niestety, stosunkowo krótkie terminy ważności, ale w owym czasie były dużą pomocą w leczeniu chorych.

     Z przygotowywaniem leków przez pracowników apteki i kierowaniem dla chorych do oddziałów wiąże się sprawa leczenia krwią i środkami krwiopochodnymi. Centrum krwi w szpitalu zorganizowała dr Eugenia Stankiewicz. Zajmowała się ona zamawianiem i sprowadzaniem krwi i plazmy ze Stacji Krwiodawstwa dla szpitala. Po dokładnej próbie krzyżowej i próbie biologicznej reakcji ujemnych prawie nie było. Latami prowadziła ona centrum bardzo sprawnie , a dokumentacja tych transfuzji była pedantycznie dokładna. Po jej odejściu z pracy centrum przejęły lekarki: Czachorowska, Więckowska, Jakubowicz. Z biegiem lat zmniejszono wskazania do przetaczań krwi. W koniecznych  sytuacjach załatwia to lekarz oddziałowy lub dyżurny….>>

 

 

Kiedy przybyłam do tego szpitala, tj. w roku 1975 krew przetaczano tylko w wyjątkowych przypadkach, kiedy nie udawało się wyrównać niedokrwistości podawaniem preparatów żelaza.

Opowiadano, że przyczyną  było pewne tragiczne wydarzenie z tym związane. W tamtych czasach nie było rozwiniętej serodiagnostyki, badań krwi od dawcy w kierunku obecności różnych wirusów, jak chociażby wirusa zapalenia wątroby czy innych substancji szkodliwych.

Wspominano dorodną kilkuletnią dziewczynkę, którą szczęśliwie udało się wyciągnąć z bardzo ciężkiego zapalenia opon mózgowo rdzeniowych i mózgu. I wobec głębokiej niedokrwistości, podano jej krew. Została wypisana do domu w doskonałej formie ale po pewnym czasie przywieziono ją ponownie do tego szpitala z objawami  zapalenia wątroby. Choroba miała przebieg gwałtowny i pomimo wysiłków wielu ludzi , dziecka nie udało się uratować.

Jednoznaczną  przyczyną zakażenia tym wirusem było  niewątpliwie przetoczenie zainfekowanej nim krwi….

Od tej pory w tym szpitalu  znacznie ograniczono wskazania do transfuzji…

Nawet gdy po latach o tym mi opowiadano , łza się nam wszystkim kręciła w oku. …

 

       

 

 

Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz.” Drugi szpital dziecięcy w Warszawie” ( 31 ).

Artykuł dr Marii Barbary Chmielewskiej Jakubowicz zatytułowany „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie „ został opublikowany w tomie CXXXIV nr 2/ 1998 „Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” . Jest to rocznik zarządu Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego który ukazuje się od 1837 roku.

Ponieważ to czasopismo  jest dostępne w necie jedynie odpłatnie, zamieszczam  w tym blogu cały tekst artykułu, dzieląc go na jakby zamknięte tematycznie odcinki. Na zakończenie, jeśli mi się uda, podam całość w jednym wpisie…

 Oto ciąg dalszy… Poprzednie odcinki można znaleźć w tym blogu w zakładce „ Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz”.

 

 

 

 

Cz.31

 

  <<…   Pracownią radiologiczną kierowały lekarki radiolodzy: Alina Kulesza, Krystyna Jakubowska oraz przez kilka dziesiątków lat, do przejścia na emeryturę, Kazimiera Jędrzejewska…>>

 

 

Bardzo dobrze zapamiętałam dr Kazimierę Jędrzejewską. Ta niewielka, pulchna,  miła , osoba znakomicie wpisała się w nasz dyżurkowy kawowy nastrój. Przedtem pracowała w dużym, klinicznym zakładzie radiologicznym, ale musiała zrezygnować z realizacji swoich ambicji zawodowych z powodu małopłytkowości, prawdopodobnie popromiennej. Odwiedzałyśmy ją czasami w dziupli, gdzie urzędowała, zawsze służyła pomocą, poradami, oceniała zwykłe zdjęcia radiologiczne klatki piersiowej wykonywane w  przypadku podejrzenia zapalenia płuc, czy wady serca, ale też skomplikowane obrazy radiologiczne czaszki, gdy wykonywaliśmy odmę czaszkową. O tym zabiegu , jego technice, pisałam wcześniej w dziale ” Na medycznej ścieżce”.  Przypominam tylko, że w tych  latach 70 ubiegłego wieku nie były jeszcze dostępne badania USG nie mówiąc już o TC czy rezonansie….

Dr Kazia opowiadała o córce swojej siostry, która właśnie rozpoczynała swoją karierę aktorską. Jeszcze w czasie studiów grała w kilku dobrych sztukach, ale w 1976 roku, rok po ukończeniu studiów,  kreowała główną męską rolę w sztuce” Portret Doriana Graya” reżyserowanej przez Andrzeja Łapickiego w Teatrze Małym w Warszawie. Ta dziewczyna nazywa się Krystyna Janda. Kazia opowiadała o niej, o  jej mężu- Andrzeju Sewerynie i rocznej wówczas córeczce- Marysi Seweryn. Od tej pory postać tej artystki  postrzegam jakby przez pryzmat jej cioci, której postać ociepla wizerunek tej niezwykłej ale dość drapieżnej aktorki…

Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz.” Drugi szpital dziecięcy w Warszawie”( 30 ).

Artykuł dr Marii Barbary Chmielewskiej Jakubowicz zatytułowany „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie „ został opublikowany w tomie CXXXIV nr 2/ 1998 „Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” . Jest to rocznik zarządu Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego który ukazuje się od 1837 roku.

Ponieważ to czasopismo  jest dostępne w necie jedynie odpłatnie, zamieszczam  w tym blogu cały tekst artykułu, dzieląc go na jakby zamknięte tematycznie odcinki. Na zakończenie, jeśli mi się uda, podam całość w jednym wpisie…

 Oto ciąg dalszy… Poprzednie odcinki można znaleźć w tym blogu w zakładce „ Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz”.

 

 

Cz. 30

 

 <<….Laboratorium szpitala zorganizowała w r. 1953 dr Maria Macierewicz, z pomocą dr Hanny Horbowskiej i mgr Krystyny Sierpińskiej. Następnym kierownikiem laboratorium była dr Hanna Horbowska, a po jej odejściu do Stacji Sanitarno- Epidemiologicznej kolejni kierownicy zmieniali się kilkakrotnie w krótkich odstępach czasu.

 Jednak laboratorium – z bardzo dobrze wykwalifikowanymi laborantkami, pracującymi przez wiele lat- wykonywało codziennie niezwykle dokładnie, szybko i sprawnie setki badań analitycznych , bakteriologicznych, biochemicznych i serologicznych. Były to miliony badań w ciągu 44 lat.

     Oprócz wymienionych już pracowników z wyższym wykształceniem pracowały tu: Zofia Gorzelak, mgr Eugenia Burek, mgr Hanna Grzelak, mgr Halina Bujalska, mgr Żuławnik. Przez wiele lat pracowały w szpitalu już dawno zmarłe : mgr Barbara Lachowicz, mgr Janina Bilińska, mgr Jadwiga Tyrman, dr Barbara Rau i dr Krystyna Iłowiecka, które wdrożyły dużo wysiłku i serca w diagnozowaniu chorych dzieci, przy wprowadzaniu z biegiem lat coraz nowocześniejszej aparatury, wykonując badania według coraz bardziej zmodernizowanych światowych norm….>>

 

Autorka w tym miejscu nie wymienia mgr Ireny Jagielak. Często dyżurowałyśmy razem. Nieodmiennie towarzyszyła nam w pracach oddziałowych, była bardzo zainteresowana stanem naszych wspólnych pacjentów i skrupulatnie, jak i inne pracownice laboratorium , wykonywała  swoją pracę. Poza innymi badaniami, których wyniki należało mieć na cito, do najbardziej wyczerpujących należało pobieranie krwi włośniczkowej co kilka minut w ciągu całej doby u dzieci z sepsą . Nie było metod i aparatury diagnostycznej, która usprawniałaby i uwiarygodniałaby uzyskany wynik. Tak więc krew pobierano do włosowatej szklanej rureczki i łamano ją w odpowiednich odstępach czasu. Określano czas, kiedy pojawił się w rurce skrzep. Po uzyskaniu tego wyniku my  modyfikowaliśmy dawki heparyny…było to było prymitywne, ale uratowaliśmy wiele dzieci z zespołęm wykrzepiania często towarzyszącego posocznicy, tj zakażeniu całego ustroju bakteriami ( ten stan teraz częściej nazywa się sepsą)….Irenka była zawsze pogodna, wesoła, miała talent by poprawiać nam nastrój i podtrzymywać na duchu. Podobno jeszcze teraz, już będąc na emeryturze fruwa po świecie…oj niespokojny, radosny to człek…

Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz.” Drugi szpital dziecięcy w Warszawie”( 29 )

 

Artykuł dr Marii Barbary Chmielewskiej Jakubowicz zatytułowany „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie „ został opublikowany w tomie CXXXIV nr 2/ 1998 „Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” . Jest to rocznik zarządu Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego który ukazuje się od 1837 roku.

Ponieważ to czasopismo  jest dostępne w necie jedynie odpłatnie, zamieszczam  w tym blogu cały tekst artykułu, dzieląc go na jakby zamknięte tematycznie odcinki. Na zakończenie, jeśli mi się uda, podam całość w jednym wpisie…

 Oto ciąg dalszy… Poprzednie odcinki można znaleźć w tym blogu w zakładce „ Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz”.

 

 

 

 

 

Cz.29

 

<<…. Izba przyjęć to „ wrota” szpitala, to pierwsze miejsce kontaktu chorego dziecka z pielęgniarką, niejednokrotnie dziecka ciężko chorego ( nieprzytomnego, w drgawkach) i zszokowanych rodziców. Przełożona ustawiała w izbie przyjęć zawsze najlepsze pielęgniarki w pracy trzyzmianowej. Pielęgniarki odpowiedzialne za całokształt funkcjonowania izby przyjęć były najbardziej sumienne, najlepiej przygotowane zawodowo, energiczne, taktowne kobiety. Danuta Lenart, Janina Peciakowa, Maria Kwiatkowska przez długie lata odpowiadały za całość pracy izby przyjęć.

Lekarz dyżurny badał, sam pobierał badania, w zależności od wskazań : krew, mocz, kał, wymazy z nosa, gardła. Punkcji lędźwiowych wykonywano 15-20 na dobę. Pielęgniarka musiała wszystko dokładnie oznakować i dostarczyć do laboratorium. Dawało to możliwość szybkiego diagnozowania pacjenta.

     W szpitalu całodobowo dyżurowały zawsze trzy osoby.

Lekarz dyżurny izby przyjęć badał dziecko, pobierał niezbędne badania pomocnicze i kwalifikował do danego oddziału bądź dawał odmowę do domu lub kierował do innego szpitala, np. do oddziału chirurgii dziecięcej, w zależności od konieczności i ustalonego rozpoznania .

Lekarz „ wewnętrzny” sprawował opiekę nad dziećmi w oddziałach i zmianą personelu pielęgniarskiego oraz kontrolą całości terenu.

Lekarz lub magister z laboratorium miał obowiązek wykonywania badań diagnostycznych – niezależnie od dnia i nocy i natychmiastowego dostarczania ich wyników lekarzom dyżurującym.

Współpraca na dyżurach była bardzo dobra…..>>

 

To są już czasy, kiedy pracowałam w tym szpitalu( lata 1975-1981).  O dyżurach lekarskich, Izbie Przyjęć i jej dwóch wspaniałych pielęgniarkach pisałam już w dziale Na medycznej ścieżce. To one uczyły nas, młodych lekarzy prawdziwej praktycznej medycyny, dyskretnie wspierały gdy ocenialiśmy stan dziecka, umiejętnie pomagały w czasie wykonywania badań. Wspominam to miejsce ciepło, mimo wielu traumatycznych tam przeżyć zarówno pacjentów jak i personelu medycznego….ponadto nieomal uczestniczyliśmy w życiu synów tych pań. P. Janka Peciak pokazywała nam złoty medal syna, Janusza, słynnego pięcioboisty a p. Basia odznaczenia pływackie swojego syna, wtedy mistrza młodzików w pływaniu…..

  

Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz. ” Drugi szpital dziecięcy w Warszawie” ( 28 )

Artykuł dr Marii Barbary Chmielewskiej Jakubowicz zatytułowany „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie „ został opublikowany w tomie CXXXIV nr 2/ 1998 „Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” . Jest to rocznik zarządu Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego który ukazuje się od 1837 roku.

Ponieważ to czasopismo  jest dostępne w necie jedynie odpłatnie, zamieszczam  w tym blogu cały tekst artykułu, dzieląc go na jakby zamknięte tematycznie odcinki. Na zakończenie, jeśli mi się uda, podam całość w jednym wpisie…

 Oto ciąg dalszy… Poprzednie odcinki można znaleźć w tym blogu w zakładce „ Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz”.

 

Cz.28     

 

<<….Przełożona pielęgniarek siostra Janina Drągowska i kierownik administracyjny Józef Oser byli prawą i lewą ręką dr Pomerskiej w kierowaniu szpitalem jako całością.

Przełożona pielęgniarek należała do osób  niesłychanie wymagających. Żądała dokładności w wykonywaniu zleceń, przestrzegania czystości, żelaznej dyscypliny zawodowej. Bardzo leżało jej na sercu stałe podnoszenie kwalifikacji zespołu pielęgniarskiego. Pielęgniarki szpitala w latach 60 , nie przerywając codziennej pracy, zdały 15 egzaminów maturalnych ( głównie na stanowisku pielęgniarek oddziałowych). Te, które nie miały ukończonej szkoły pielęgniarskiej,  a tylko kilkumiesięczne kursy, zdawały egzaminy państwowe. Przełożona bardzo zabiegała o to, by mieć zespół z pełnym uprawnieniami zawodowymi…..>>

 

 

Nie zapomnę tych drobnych, młodzieńczych pielęgniarek, które spotykałam na dyżurach nocnych. W każdej wolnej chwili siadały z podręcznikiem w dłoni i zakuwały wiedzę medyczną. Potem przychodziły dumne, że zdały maturę i są pełnoprawnymi pracownikami. Cieszyliśmy się razem  z nimi i byliśmy dumni, gdy zmieniały swoje dwa cienkie poprzeczne paski na czepku na jeden szeroki podłużny.

 

 

 

Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz. ” Drugi szpital dziecięcy w Warszawie” ( 27 )

Artykuł dr Marii Barbary Chmielewskiej Jakubowicz zatytułowany „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie „ został opublikowany w tomie CXXXIV nr 2/ 1998 „Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” . Jest to rocznik zarządu Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego który ukazuje się od 1837 roku.

Ponieważ to czasopismo  jest dostępne w necie jedynie odpłatnie, zamieszczam  w tym blogu cały tekst artykułu, dzieląc go na jakby zamknięte tematycznie odcinki. Na zakończenie, jeśli mi się uda, podam całość w jednym wpisie…

 Oto ciąg dalszy… Poprzednie odcinki można znaleźć w tym blogu w zakładce „ Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz”.

 

 Cz. 27

 

 <<…. Stopień doktora medycyny uzyskało sześciu lekarzy: dr med. Irena Pawela, dr med. Monika Czachorowska, dr med. Romualda Szlachetka- z zagadnień neuroinfekcji, a także trzech lekarzy : dr med. Halina Oziemska, dr med. Ryszard Dębski i dr med. Anna Jung- z zagadnień klinki wirusowego zapalenia wątroby. Była jedna praca habilitacyjna dr med. Danuty Łukaszewicz- Dańcowej nt. porażeń nerwu twarzowego u dzieci.

    Odbyło się ponad 100 lekarskich egzaminów na specjalizację pierwszego i drugiego stopnia z pediatrii oraz z zakresu mikrobiologii, analityki, radiologii i neurologii.

    Lekarze szpitala wraz z pracownikami laboratorium oraz innymi osobami współpracującymi ( np. konsultantami) ogłosili drukiem ponad 200  prac naukowym w piśmiennictwie lekarskim krajowym i zagranicznym.

     Szpital zakaźny spełniał przez wiele lat rolę placówki szkoleniowej dla lekarzy z innych szpitali, klinik, poradni dziecięcych. Odbywało tu staże szkoleniowe ponad 1500 lekarzy w ramach pierwszego i drugiego stopnia specjalizacji z warszawy, z innych miast i województw kraju, a także jedna lekarka Chinka i jeden lekarz z Ghany- dr Kissi, świetnie władający językiem polskim….>>

 

Nie znam dokładnych tytułów prac doktorskich napisanych przez lekarzy mojego dawnego ukochanego szpitala przy ul. Siennej, powinnam zadzwonić do tych, którzy jeszcze żyją i zapytać. Dr Baśka ( tak nazywaliśmy dr Marię Barbarę Chmielewską Jakubowicz, autorkę tego opracowania) wymienia m.in. dr Romkę Szlachetko. O Niej już wspominałam w części blogu, gdzie opisuję moją medyczną ścieżkę. W czasach, gdy pracowałam razem z Nią widziałam z jakim trudem pracuje nad doktoratem. Przy intensywnej pracy w oddziale Neuroinfekcji, licznych dyżurach Romka dziergała swój doktorat. Zaraz po wykonaniu wszystkich swoich obowiązków oddziałowych, w każdej wolnej chwili znikała w naszej ciupeńkiej  szatni z naręczem historii chorób dzieci leczonych w tym oddziale. Historie te układała na parapecie i przeglądała, wczytywała się, coś tam notowała. Podziwiałam Jej samozaparcie się i mrówczą nieomal pracowitość. Wyobrażam sobie, że pewnie nocami siedziała nad opracowywaniem tego materiału. Chyba wszyscy lekarze wymienieni przez dr Baśkę pracowali tak samo nad swoimi doktoratami. Bo byli aktywni zawodowo, mieli rodziny więc robili to kosztem własnego czasu. Ponadto wykorzystywali własne doświadczenia zawodowe, gdyż pisali o pacjentach i chorobach którymi się zajmowali. Jakże różne bywały sytuacje innych ludzi, którzy byli na stypendiach doktoranckich, kiedy to nie tylko pisali doktoraty na zamówienie, ale też dostawali za to pieniądze…Doktoraty będące jakby podsumowaniem własnej pracy, wiedzy praktycznej sprawdzonej miały dla mnie wartość niezwykłą. I nie piszę tego tego bezpodstawnie, bo sama tego doświadczyłam. I pozostaje nie duma że ma się tytuł przed nazwiskiem, ale jakby poczucie spełnionego obowiązku z pożytecznej dla innych pracy…

 

 

 

Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz. ” Drugi szpital dziecięcy w Warszawie” ( 26 )

Artykuł dr Marii Barbary Chmielewskiej Jakubowicz zatytułowany „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie „ został opublikowany w tomie CXXXIV nr 2/ 1998 „Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” . Jest to rocznik zarządu Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego który ukazuje się od 1837 roku.

Ponieważ to czasopismo  jest dostępne w necie jedynie odpłatnie, zamieszczam  w tym blogu cały tekst artykułu, dzieląc go na jakby zamknięte tematycznie odcinki. Na zakończenie, jeśli mi się uda, podam całość w jednym wpisie…

 Oto ciąg dalszy… Poprzednie odcinki można znaleźć w tym blogu w zakładce „ Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz”.

 

Cz.26

 

<<…..  Przygotowywanie się do drugiego stopnia specjalizacji pediatrycznej nie było łatwe, ponieważ zgodnie z programem kierownika specjalizacji lekarz musiał być oddelegowany do kliniki, najczęściej przy ul. Litewskiej lub Działdowskiej, by odbyć 9-miesięczne szkolenie w zakresie kardiologii, nefrologii, pulmonologii dziecięcej. Należało zaliczyć trzy miesiące delegacji w klinice chirurgii dziecięcej, najczęściej w Instytucie Matki i Dziecka, a także trzy miesiące w oddziale noworodkowym w Klinice Położniczej przy ul. Karowej. Niektórzy musieli odbyć jedno- lub dwumiesięczną pracę w oddziale dermatologii dziecięcej.

Oczywiście w okresie” oddelegowania’ lekarz miał obowiązek pełnienia normalnych dyżurów w szpitalu macierzystym,  a także obowiązek zdawania co miesiąc  kolokwium u kierownika specjalizacji z poszczególnych działów pediatrii. Po zdaniu egzaminu przed komisją, składającą się z profesorów warszawskiej pediatrii, lekarz uzyskiwał specjalizację drugiego stopnia.

Część lekarzy opuszczała szpital, by poprawić swe warunki bytowe….>>

 

 

Oj wiem coś o tych trudach zdobywania specjalizacji. I nie pochłanianie ogromu wiedzy, studiowanie wielu podręczników przy normalnej pracy, dyżurach i obowiązkach domowych, nie zdawanie w końcu egzaminu ale oddelegowanie z macierzystego oddziału  na wymagane staże było wielkim problemem. Muszę się przyznać, że część tych szkoleń odbywałam wirtualnie. Otóż mój ordynator podpisywał fikcyjnie lub szczątkowo odbyte staże albo tylko dyżury ludziom z innych oddziałów a z kolei ordynator stażysty podpisywał nam. Proceder ten nie był godny pochwały. Ale takie były realia.

I niestety , mimo, że od czasów kiedy ja zdobywałam specjalizacje minęły dziesiątki lat , nic się nie zmieniło w tym temacie…oddelegowanie jest takim problemem, że znam ludzi, którzy przez wiele lat nie są w stanie przystąpić do egzaminu specjalizacyjnego bo stale brakuje im niezbędnych szkoleń w oddziałach poza macierzystym….