Artykuł dr Marii Barbary Chmielewskiej Jakubowicz zatytułowany „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie „ został opublikowany w tomie CXXXIV nr 2/ 1998 „Pamiętnika Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” . Jest to rocznik zarządu Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego który ukazuje się od 1837 roku.
Ponieważ to czasopismo jest dostępne w necie jedynie odpłatnie, zamieszczam w tym blogu cały tekst artykułu, dzieląc go na jakby zamknięte tematycznie odcinki. Na zakończenie, jeśli mi się uda, podam całość w jednym wpisie…
Oto ciąg dalszy… Poprzednie odcinki można znaleźć w tym blogu w zakładce „ Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz”.
Opisywany tutaj już nieczynny szpital. Jak na razie mieszczą się tam przychodnie specjalistyczne, ale do dalej z nim się stanie? To bardzo atrakcyjne miejsce w samym sercu Warszawy, przy ul. Siennej. Zdjęcie własne z 2013 r.
Cz.35
<
Specjalistyczną przychodnię przyszpitalną zorganizowano w 1963 r. Usytuowano ją w części baraku drewnianego, w kilku pomieszczeniach do tego celu przeznaczonych. Od początku do chwili obecnej (inf. Z 1998 r.- przyp red.) przychodnia spełnia bardzo ważną rolę w kontynuowaniu kontroli i opieki nad ozdrowieńcami wypisanymi z oddziału neuroinfekcji, po ostrym okresie wirusowego zapalenia wątroby oraz wypisanych z oddziału zakażeń jelitowych, a także dzieci kierowanych przez lekarzy rejonowych lub z innych szpitali na konsultacje. Pielęgniarką odpowiedzialną za całokształt pracy w przychodni początkowo była siostra Alicja Durka, a następnie siostra Elżbieta Sasor.
Początkowo w przychodni pracowało 5- 6 lekarzy przez kilka godzin tygodniowo ( lekarze z oddziałów) , a ostatnio 9-10 lekarzy oddziałowych. Współpraca oddziału i przychodni to ciągłość obserwacji chorych, a następnie ozdrowieńców, niekiedy wieloletnia. Kontrolnych badań dzieci bywa dziennie od 30 do kilkudziesięciu, tak więc od 1963r. udzielono porad ponad 400 tys., nie licząc ostatnio wykonywanych szczepień przeciw w.z.w. B oraz okresowo, przed nasileniem zachorowań, przeciw grypie.
Nie od razu miał swoje stanowisko w szpitalu lekarz zakładowy. Chorego pracownika w pierwszych latach badał lekarz dyżurny lub z oddziału czy przychodni. Wydawał zlecenie ewentualnego zwolnienia lub kierował do poradni rejonowej czy też na badania specjalistyczne. Lekarz zakładowy dr Danuta Miłkowska kontroluje okresowo stan zdrowotny pracowników szpitala, kontroluje wykonywanie okresowych badań ( na nosicielstwo, RTG), niekiedy kieruje wprost do szpitala. Problemem ostatnich lat jest stwierdzenie przebycia wszczepiennego zapalenia wątroby ( w.z.w. B), przewlekłego zapalenia wątroby po postaci subklinicznej, nie zdiagnozowanej w odpowiednim czasie. Te osoby lekarz zakładowy kieruje do kontroli w Poradni Chorób Zawodowych przy Szpitalu Zakaźnym nr 1 przy ul. Wolskiej. Tam są okresowo kontrolowane, leczone, kierowane do sanatorium do Długopola, mają do emerytury przyznaną rentę III lub II grupy, w zależności od stopnia zaawansowania zmian w wątrobie.( art. opublikowany w 1998 roku- przyp. red.)…..>>
przed wymienioną tutaj dr Miłkowską, lekarzem zakładowym była internistka dr Maria Glazur. Z jakiś powodów pewnie finansowych, sama zrezygnowała. Potem ja pełniłam tę funkcję, gdyż zanim zostałam pediatrą w tym szpitalu pracowałam w internistycznej przychodni na żoliborskim osiedlu Wrzeciono, uznano że mam jakieś uprawnienia.
Po pracy w oddziale tego szpitala dwa lub trzy razy w tygodniu udawałam się do baraku, gdzie mieściły się przychodnie . Wbrew pozorom była to praca odpowiedzialna, gdyż do mnie należało kwalifikowanie nowoprzyjmowanych do pracy ludzi. Nie zapomnę młodego przystojnego chłopaka, który oznajmił, że jest zdrowy. Jakież było moje nieprzyjemne zdziwienie, gdy odkryłam na górnej części jego uda wielką ziejącą ranę. Okazało się, że jest w trakcie leczenia onkologicznego. Właściwie nie powinnam go zakwalifikować do pracy. Byłam bardzo przejęta i żal człowieka się zrobiło. Więc pognałam z tym problemem do dyr szpitala, którym wtedy była dr Barbara Przetakiewicz i wspólnie ustaliłyśmy że będzie jednak u nas pracował z jakimiś zastrzeżeniami. Tak, były to czasy, gdy człowiek człowiekowi pomagał jak mógł.
Czasami byłam wzywana w czasie dnia pracy gdy zaniemógł ktoś z personelu ( co opisywałam poprzednio w części blogu ” na medycznej ścieżce”). Przyczyną jednego takiego wezwania było zasłabnięcie pani salowej. Gdy bardzo przejęta pognałam do piwnicznych pomieszczeń , gdzie rezydowała , zastałam ją leżącą na stosie czystej pościeli w stanie znacznego upojenia alkoholowego. Nic się nie zmieniło od tej pory, mimo, że minęło już prawie 40 lat – ludziska piją alkohol na umór a lekarze są wzywani zamiast nieść pomoc faktycznie chorym….
Po lewej gmach szpitala i niski
budyneczek przychodni przyszpitalnej. Zdjęcie własne z 2013 roku,
Tu była przychodnia przyszpitalna…jest jeszcze takie miejsce nieopodal Dworca Centralnego….