Dziecięce zabawy.

SAM_9005.JPG

 

 

SAM_9006.JPG

 

 

SAM_9017.JPG

 

 

SAM_9022.JPG

 

 

SAM_9025.JPG

 

 

SAM_9026.JPG

 

 

Patek ma  dwa lata i pięć miesięcy. Wstaje zwykle razem z babcią tuż po świcie. Jest rześki i w odróżnieniu od babci pełen energii. Od pewnego czasu pierwszym jego zajęciem są „puzelki”. Przynosi pudło, rozkłada się na dywanie i wielkim zapałem, cierpliwością , skutecznością i radością dobiera wszystkie elementy.

   A ja patrzę i cofam się w czasie. Jest początek lat 50 ubiegłego wieku, mam może 4 lata, dwie lalki- jedną  szmacianą a drugą z brudnoróżowej gumy i klocki.  Wcale się nimi nie zachwycam. Bo należy z nich układać rysunek. Każda ścianka jednego z 8 klocków jest pokryta papierem z fragmentem wzoru który układa się w jakiś rysunek. Zajęcie to nieciekawe, właściwie dla mnie trudne, nie warte wysiłku. Wolę zabawy w dom na leżących w krzakach sąsiadującego z naszą kamienicą parku przewróconych nagrobkach poniemieckich. Ale zanim wyjdę z domu, rysuję na brzuchu szmacianej lalki kreski imitujące operację a potem nacinam. Wysypują się trociny. Jestem przerażona….

Takie mamy  dzieciństwo, powojenne,  szarobure, ukryte za żelazną kurtyną. Podczas gdy w świecie już dawno znają inne zabawy , zajęcia rozwijające inaczej wyobraźnię .

I czytam w necie, że dawno, dawno temu, bo w 1763 r. pewien londyński kartograf i grawer John Spilbury zauważył, że uczniowie mają problem w opanowaniu geografii. I wtedy wymyślił puzzle. Na cienkich deskach mahoniowych naklejał drukowane mapy i wycinał wzdłuż granic państw. Od tej pory ta forma pomocy naukowych rozpowszechniła się w całej Anglii i była stosowana także do nauczania innych przedmiotów. Stopniowo utrudniano zadanie ich układania, dzieląc na liczniejsze elementy i bardziej finezyjnie wycinając kształty. Obecnie największe puzzle na świecie- wpisane w 2011 r do Księgi rekordów Guinnesa  ułożyło 1600 studentów z Wietnamu . Składały się z 551 232 elementów o wymiarach 2,5×2,5 cm a obraz zajął powierzchnię 14,85×23,2 m.

Poza puzzlami płaskimi są produkowane także trójwymiarowe i kuliste.

    Nie wiem i nie znalazłam w necie info nt puzzli w Polsce.

Gdy dzisiaj patrzę na tego niewielkiego jeszcze młodzieńca, bo jak wspomniałam niespełna 2,5 letniego, który od rana prosi o „ puzelki” , z zapałem dobiera elementy  i w szybkim tempie układa całość, widzę wielką różnicę pomiędzy pokoleniami. To przepaść.

I myśl przychodzi – co z niego wyrośnie, czy nie zagubi zdolności i zapału. Ale trzeba myśleć pozytywnie, wszak i my jakoś wyrośliśmy i życie już właściwie na nami.  

I druga myśl przychodzi,  że właściwie nieważne są zdolności , umiejętności , wykształcenie czy gonitwa z sukcesem.

Bo najważniejsze jest to co ponadczasowe.

Być Dobrym Człowiekiem, najważniejsze jest….

 

SAM_9029.JPG

 

 

SAM_9031.JPG

 

 

SAM_9034.JPG

 

 

SAM_9035.JPG

 

Dzień Zaduszny…

 

PB282326.JPG

 

 

W Dzień Zaduszny żyję wśród duchów moich Bliskich. Czuję, że są obok, wyzwoleni z ziemskich cierpień, a więc szczęśliwi.

I maleńki wojenny braciszek- Wacuś, rezolutny 4 latek , z wielkim trudem wychowywany przez samotną stale pracującą Matkę, która została w ciąży gdy  na początku II wojny światowej Ojca zamknięto w obozie koncentracyjnym. To dziecko ulicy opłakiwane  przez Matkę i moje serce zostało skoszone w 1944 roku w ciągu dwóch dni przez czerwonkę przywleczoną przez sowietów …

I są obok moi Rodzice,  którzy dożyli z trudem bardzo sędziwego wieku i zmarli po prostu „na starość „ …ich prochy na Cmentarzu w Komorowie odwiedzimy dzisiaj…pomilczymy przez chwilę i wrócimy do codzienności…

i Teściowie, którzy przegrali walkę z chorobami, chociaż mogli jeszcze pożyć. Niedawno mieliśmy spotkanie z Lidzbarkiem Warmińskim, gdzie wylądowali po wojnie, i smutki i radości przeżyli i odpoczywają na wzgórzowym  cmentarzu, wśród wielkich drzew i ciszy…

 i Paweł , jedyny brat Mirka, którego życie tak nagle przerwał pijany kierowca . Pochylimy się nad grobem Cmentarza przy Kościele św. Katarzyny i jak zwykle zapytamy dlaczego Boże  Go zabrałeś zostawiając bezradną Rodzinę. A może Ciebie, Boga to w ogóle nie interesuje, a może Ciebie, Boże nie ma….

i wreszcie mój starszy brat- Zenon- żeglujący pod prąd oczekiwań Rodziców, parający się piórem , dziennikarz, literat, krytyk literacki. Gdy nie mógł się odnaleźć w nowym świecie , odszedł właściwie nagle 3 lata temu i teraz świeczkę mogę jedynie zapalić w portalu nekrologi, bo Zielona Góra zbyt daleko, by na grobie….

I są oni Wszyscy, wokół nas i żyją wiecznym życiem, dopóki my żyjemy i jedynie geny, które nam przekazali mogą świadczyć- to nasi najbliżsi…

 

Psie macierzyństwo…

Dzisiaj jak zwykle przywitała mnie Leza, czyli Fortaleza od miasta w Brazylii, gdzie wieść o białym piesku przyszła i ochota, by takiego zaprosić do swojego domu.

Mały, gdy usłyszał, że ktoś wszedł, gwałtownie umknął.

Zapytałam więc Lezę, gdzie twój synek. Od razu zrobiła w tył zwrot i pognała do pokoju. Po chwili wyszli obydwoje zza fotela…Maluszek właśnie ukończył 5 tygodni, ma już 5 zębów ostrych jak szpileczki, ale na szczęście nie są to jedynki, więc mama łaskawie pozwala mu na ssanie swojego cycka, bo pewnie nie gryzie zbyt silnie…Leza wskoczyła na kanapę, by zażyć chwili spokoju, a Porto Pollo  przysiadł przed kanapą i zrobił uroczyście siusiu. W tym temacie już wydoroślał, nie  siusia na miękkie wspólne legowisko ale bardzo chętnie na podłogę. Ponoć należy mu położyć gazetę i wtedy zrozumie, że tylko tam wolno. Potem gazetę trzeba stopniowo przesuwać w stronę drzwi wejściowych by potem już wypuszczać w wiadomym celu na podwórko. Zobaczymy jak będzie przebiegała edukacja. Na razie jest rozkoszny taki jaki jest.

Ogródek już poznał, bo wczoraj był tam po raz pierwszy, najpierw bał się trawy, która go łaskotała w brzuszek, ale potem radośnie ganiał za piłeczką.

Gdy jego mama się wylegiwała  kanapie, Porto przytruchtał do mnie i gdy znalazł miękką skarpetkę na mojej nodze zaczął ją  podgryzać.

Po chwili mama zeszła łaskawie na podłogę a wtedy maluch pognał w jej kierunku i przyssał się do piersi…fajnie tak obserwować jak rośnie i rozwija się mały piesek….i czułość ogarnia, widząc, jak dość wiekowa, bo 9 letnia matka po raz pierwszy poznała smak macierzyństwa i zdaje egzamin na szóstkę!

 

 

SAM_8680.JPG

 

 

 

SAM_8717.JPG

 

 

SAM_8735.JPG

 

 

SAM_8788.JPG

 

 

SAM_8791.JPG

 

 

SAM_8797.JPG

Z Ewą….

 

SAM_8802.JPG

 

 

SAM_8819.JPG

 

 

SAM_8825.JPG

Potem Leza powędrowała na legowisko, był mały mógł spokojnie konsumować, a sama pozowała do zdjęcia….

 

SAM_8827.JPG

 

 

 

Gdy Leza pobiegła by mnie pożegnać, mały się gramolił za nią- dzielnie sobie daje radę…

 

 

 

SAM_8870.JPG

 

Mała domowa radocha…

 

SAM_7246.JPG

 

 

 

 

Dzisiaj o 3 nad ranem przybył do naszego a właściwie domu naszych dzieci nowy psi obywatel.

Całkiem niedawno okazało się, że  ulubiony rodzinny  piesek, a raczej suczka o imieniu Fortaleza, zwana popularnie Lezą ( od nazwy brazylijskiego miasta Fortaleza, gdzie miały miejsce ważne wydarzenia rodzinne, które pewnie kiedyś już opisałam) , właśnie po raz pierwszy zostanie mamą. 

Tatusiem najprawdopodobniej  jest wieloletni wielbiciel Lezy, przystojny i miły mieszkaniec Jastarni, dumnie reprezentujący kilka ras ( chociaż z przewagą genów rudawobeżowego jamnika) o imieniu Tofik.

Leza wczoraj  jeszcze nas  odwiedziła z okazji 14 urodzin Michała, była radosna, jak zwykle skłonna do zabawy, a dzisiaj już jest poważną mamą swojego jedynaka.

Tak więc Michał otrzymał od niej prezent urodzinowy, jak mówi najpiękniejszy. Maleńki pieseczek jest uroczy, rześki i już podbił nasze serca….

Czyż nie mam racji?

 

Na zdjęciach pieskowych jest Jula, muszę jeszcze sfotografować  Michała, bo się może obrazić. Więc na razie go przepraszam, że tak wyszło….

 

A zapomniałam dodać, że maluch nazywa się Polo …

 

 

SAM_7267.JPG

 

 

SAM_7281.JPG

 

 

SAM_7283.JPG

 

 

SAM_7289.JPG

 

 

SAM_7284.JPG

Patryk już nie jest poganinem…

SAM_6501.JPG

 

 

W niedzielę  nasz najmłodszy wnuk, Patryk wreszcie dostąpił Chrztu św.   Nasze dzieci były chrzczone w okresie niemowlęcym, ale wnuki już różnie. Półtoraroczna Julka w czasie chrztu, w kościelnej ciszy nagle wrzasnęła- głupi jesteś. To było do księdza, który polał wodą  jej głowę  . Już wtedy mówiła , więc jasno wyraziła swoją opinię. Jak się okazało, nie był to dobry wiek dziecka dla takiego obrzędu.

22 miesięczny Patryk jeszcze nie mówi ale  był przygotowany przez rodziców na takie niespodzianki. Wiedział, że ksiądz będzie mu namaszczał czoło olejami świętymi i polewał wodą. Skąd o tym wiedzieliśmy? Otóż zapytany o to  przez nas  potakiwał z powagą swoją jasną główką.  Niestety zachorował kilka dni wcześniej, w tym dniu miał gorączkę, którą opanowywano odpowiednimi lekami. Pomimo tego Chrzest się odbył na mszy o godz. 11. Tę godzinę zaplanowała jego mama, gdyż jest to pora jego snu i nawet jak nie śpi to  traci wrodzoną żywotność…Tak więc był niemrawy, blady zwisał na ramieniu rodziców,  co babcię przerażało….a w dodatku w zamieszaniu domowym wszyscy zapomnieliśmy by zabrać mu wodę do picia…

Na szczęście  wszystko się odbyło zgodnie z planem, ojciec chrzestny stanął na wysokości zadania, gdyż otrzymał polecenie odpalenia świecy od wielkiej wysoko ustawionej innej. Z trudem, ale wielkim zawodowym opanowaniem  ową świecę wreszcie zapalił  a jego matka odetchnęła z ulgą, że ręka mu nie drżała i że się ostatecznie nie zwalił z podestu.

Po powrocie do domu , napojeniu Patryka , chłopiec odzyskał werwę i urzędował wśród biesiadników….już nie poganin, jak kiedyś mówiła opiekunka naszej najstarszej córki- Justyny.

I w ten oto sposób Patryk stał się pełnoprawnym członkiem kościoła i pewnie doczeka , że instytucja ta stanie się przyjazna dla ludzi.

A gdy jego babci już nie będzie, może  poczyta to, co teraz napisała ….

Jesteśmy wychowani w tradycji katolickiej i pomimo agnostycyzmu odczuwamy ważność tych obrzędów. Teraz doświadczyliśmy  tego wyraźnie. Przyszła jakaś ulga, poczucie spełnionego obowiązku i spokój…

 

 

 

 

SAM_6522.JPG

Panowie już rozrabiają. Po lewej najstarsza wnuczka- Weronika , potem nasza druga córka- Ewa, ciocia chłopaków

 

 

 

Idzie nowe pokolenie a z nim nadzieja…

 

 Gdy zajęcia moich wnucząt osiągnęły apogeum rozhulania, jedynym ratunkiem okazała się nasza cyfrowa naziemna telewizja. I nie mam zamiaru jej reklamować, ale program ABC  spłynął mi jak  nieba. Na szczęście akurat pojawiły się na ekranie smerfy, więc była to pełnia szczęścia. Rodzice ograniczają dzieciakom czas spędzany przed telewizorem, ale u babci- hulaj dusza. Tak więc  moje domowe smerfy zasiadły przed TV , starszy , prawie sześciolatek na fotelu smętnie przykrytym jakąś kapą na okoliczność obecności dwóch małych rozrabiaków, by uniknąć plam z soku, długopisów, zupek i temu innych barwników, a młodszy grzecznie obok na stołeczku.

Potem już tylko obserwowałam ich miny, chociaż przyznam, że smerfy na ekranie były zajmujące.

I tak sobie rozmyślam oglądając te zdjęcia. Nie ma jak dzieciństwo. Wszystko jest ciekawe, pasjonujące, nowe.

Podczas gdy  niespełna dwuletni Patek gapił się w ekran jak sroka w gnat, prawie sześcioletni Wiktorek w pewnym momencie pokazał szczerbę pomiędzy  górnymi zębami, bo jest właśnie  na etapie wymiany mleczaków na stałe, potem postanowił zająć się pracą twórczą, wydobył aparat fotograficzny babci za jej zgodą i dokumentował to co na ekranie.

I tak rośnie młode pokolenie , dla którego już pewnie żadnych tajemnic nie będzie. Ani TV, ani aparaty fotograficzne czy komputery i internety nie są czymś niezwykłym i zadziwiającym jak dla babci urodzonej w ubiegłym wieku.

A co będzie dalej z  nami, z naszą Polską, z ich Polską? Tego nie można sobie nawet wyobrazić.

Więc postanawiam się już nie lękać  wydarzeń politycznych, dostawać palpitacji serca, a nawet się wstydzić za wybrane ponoć demokratycznie władze , których przedstawiciele   rozzuchwaleni do granic ostatecznych ( chyba) dają pokaz głupoty, naiwności i rozbestwienia.

Afera taśmowa- podsłuchowa  która nas tak przeraża będzie dla tych młodych  pewnie bajką o Czerwonym Kapturku.

Tak więc, panowie to nic, nic to… idzie nowe pokolenie…..a z nim nadzieja, że świat się zmieni….piszę to mając jednak pewne wątpliwości….czy zmieni się na dobre….tego nie wiem….

Dlatego w poczuciu całkowitej bezradności wobec wydarzeń w naszym kraju i na świecie i uspokojona tą bezradnością  wracam do moich smerfów….

 

 

 

 

 

SAM_6148.JPG

 

 

 

 

 

 

Dziecięca radość mimo wszystko…

 

Dziecięca radość mimo wszystko

Dorosły w takiej sytuacji cierpi, narzeka, osiada w swojej energii a dziecko…pięciolatka złamała łapkę , założono jej ciężki gips, ponoć mniej dotkliwy niż te nowoczesne, lekkie, plastikowe. Nie wiem na czym ma polegać przewaga tradycyjnego, może mniej parzy w upały, ale jego ciężar jest straszliwy jak na siły takiego małego dziecka.

Mała jednak jest nadal radosna. Gdy jej  babcia nieomal  umierała z lęku, że dziecko wodą gips zaleje, że wymachuje łapką obciążoną i może bark uszkodzić. Jednak rodzice pozwalali na igraszki wodne swoich pociech co utrwaliłam na zdjęciach.

      Tak, nie bez powodu natura przydzieliła rolę posiadania i wychowywania dzieci ludziom młodym. Starość jest lękliwa, ostrożna i wycofana…

      Złamanie u niewielkiego dziecka jest z reguły tzw. „złamaniem zielonej gałązki”. W tym wieku relatywnie okostna jest grubsza niż kość i zwykle nie uszkodzona ochrania ją przed przemieszczeniem. Jednak także przy takim rodzaju złamania  zakłada się gips na minimum 4 tygodni….

    Żywotność i radość dzieci daje nam, dorosłym siłę. To fakt, że my się nimi opiekujemy, ale one  ponownie uczą nas jak widzieć świat. Ich świat jest ciekawy, prosty , bez obłudy, bez udawania. Jeśli są chore, to cierpią prawdziwie, ale wystarczy tylko iskierka zdrowia a już się cieszą….zawsze tak myślałam, patrząc na moich małych pacjentów….

 

SAM_6212.JPG

 

 

SAM_6209.JPG

 

 

SAM_6247.JPG

Matura, matura….

 

cĂłrka Ewy -Julka l.14.JPG

 

 

 

 

Jeszcze niedawno miała 14 lat, jak na tym zdjęciu.

Nasza Julka.

Trzecia wnuczka.

Dzisiaj właśnie jedzie do swojego LO przy ul. Smolnej i przystąpi do pisania matury z języka polskiego.

Życzymy wszystkim młodym połamania!!!

Chcę być dorosłym…

Chcę być dorosły

 

 

 

Z tym najmłodszym wnukiem spędzam znacznie więcej czasu niż z pozostałą siódemką. Mam więc możliwość delektowania się jego rozwojem , pomysłami i uśmiechami. Pomysły są takie same ,  jakie mają dzieciaki w tym wieku, ale zawsze śmieszą i radują serce babci.

Patryk czyli Patek lub Patuś ma 15 miesięcy i chętnie sam się bawi. Poza klockami, które układa w piramidki, samochodzikami i piłką , którą zadzierzyście kopie lubi zabawy w dorosłych. Takie odkrywanie świata i radowanie się nim zdarza się tylko w dzieciństwie. Może czasem to przetrwać do wieku dojrzałego, ale raczej rzadko.

Siedziałam sobie zadowolona, że zapadła cisza i usiłowałam nad parującą herbatą poczytać książkę, ale po chwili się zaniepokoiłam, bo cisza była podejrzana. Zawołałam, ale on jeszcze mówić nie umie, jedynie na Wiktora mówi Korkor , więc się nie odezwał. Oderwałam się więc od tych miłych czynności i poszłam go szukać. Okazało się, że zadekował się w garderobie i był bardzo zajęty przymierzaniem buta swojego taty. Był bardzo zadowolony, gdy go znalazłam i zaraz dumnie wyczłapał na korytarz….…

 

 

But2.JPG

 

 

but4.JPG

 

 Potem przywlókł plecak Wiktora i usiłował go założyć na plecy. Musiałam oczywiście trochę pomóc, ale sprawiałam mu tym wielką radość.  I tutaj również udało mi się wykonać kilka zdjęć. Oto one…

 

 

ChcęByćDoroły.JPG

 

 

ChcęByćDorosły2.JPG

 

 

ChcęByćDorosły2a.JPG

 

 

ChcęByćDorosły3.JPG

 

 

ChcęByćDorosły3a.JPG

Oczywiście wszystkie ta zajęcia były krótkotrwałe, bo taki maluch szybko się męczy jedną czynnością. Najdłużej oglądał swoje ulubione książeczki z krową kaczką psem kotem naśladując dźwięki, które wydają te zwierzątka.

Na szczęście są teraz specjalne nakładki na krzesło, które są bezpiecznym siedziskiem dla malucha, więc razem rozpoczęliśmy celebrę konsumowania  obiadu….zdjęć z tego wydarzenia nie załączam, bo są całkowicie zapaprane zupką….

Najmłodszy wnuczek.

Najmłodszy wnuczek

 

Spośród 8 naszych wnucząt, najmłodszy jest Patryk.

Właśnie ukończył 15 miesięcy.

To tak niewiele zwłaszcza w porównaniu z naszymi dziesiątkami.

Ale przebywając z nim, po raz kolejny się zdumiewam się nad dynamiką wzrostu małego dziecka. W tym pierwszym roku życia dziecko dosłownie się zmienia w oczach.

 Od maleńkiego  nibyślimaczka do całkiem rosłego młodziana sprawnie wdrapującego się krzesło i stół oraz sprzęt w ogródku kiedyś zwanym jordanowskim ( teraz nie wiem jak się nazywa taki placyk z instalacjami dla dzieci).

I ciałko już coraz większe i rozumek prawie jak dorosłego. No, jeszcze mowa się czai gdzieś w tej małej główce, ale potrafi gestami, minami wyrażać swoje pragnienia, oczekiwania.

Gdy opuszczałam mieszkanie córki, Patryk nie chciał się pożegnać, siedział z ponurą miną. A jego mama powiedziała, że on zaraz się rozpłacze, bo nie lubi gdy ktoś wychodzi z domu….