Artykuł dr ChmielewskiejJakubowicz. ” Drugi szpital dziecięcy w Warszawie” (cz. 5)

 

W „Pamiętniku Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego”  , który jest rocznikiem zarządu Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego( ukazuje się od 1837 roku) w tomie CXXXIV nr2/1998 zawarty jest artykuł  „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie”, którego autorem jest dr Maria Barbara Chmielewska- Jakubowicz . To ciekawa opowieść o historii dawnego Szpitala im. Dzieci Warszawy przy ul. Siennej / Śliskiej . Pracowałam w nim przez 7 lat , uczyłam się tutaj pediatrii, podziwiałam moich nauczycieli i zostawiłam w nim część swojego serca. Zamieszczam tutaj odcinkami treść tego artykułu i mam nadzieję, że gdy zakończę , dla ułatwienia czytania ponownie wrzucę całość. Oto ciąg dalszy…Jest rok 1878…

 

Cz. 5. 

 

<<… W salkach chorymi dziećmi opiekowali się w ciągu dnia lekarze i posługaczki. Pielęgniarek do  pracy z dziećmi chorymi początkowo nie było. Pracę pielęgniarek- w obecnym rozumieniu- wykonywały młode, przyuczone do prostych zabiegów kobiety. W nocy przy chorych czuwali dobroczynni Żydzi, członkowie bractwa miłosiernego, którzy mieli niewiele wspólnego z opieką nad dziećmi, zwłaszcza chorymi. Nierzadko byli wśród nich żebracy, handlarze i miejscy tragarze….>>

 

 

 

 


Artykuł dr Chmielewskiej- Jakubowicz.” Drugi szpital dziecięcy w Warszawie” cz. 4

  

 „Pamiętnik Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego”  jest rocznikiem zarządu Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego .  Ukazuje się od 1837 roku. Artykuł  „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie”, którego autorem jest dr Maria Barbara Chmielewska- Jakubowicz  znajduje się w rozdziale Szpitale Warszawskie  w tomie CXXXIV: nr 2/1998. Oto ciąg dalszy…

 

 <<….Z opisów otwartego wówczas 20 łóżkowego szpitala wynika, że o ile rozplanowanie posesji było bardzo dobre, o tyle wnętrze szpitalne pozostawiało wiele do życzenia.

  Pod budynkiem głównym w podziemiach znajdowały się kuchnia, magiel, pomieszczenia dla służby skład bielizny, węgla i piwnice. Stąd zainstalowane były dwie windy do przewożenia posiłków na pierwsze piętro dla chorych, oddzielna winda dla sal ogólnych, oddzielna dla dzieci z chorobami zakaźnymi. Budynek główny był ogrzewany piecami kaflowymi, zaopatrzony dostatecznie w gaz, wodociągi, ale nie miał kanalizacji. Chore dzieci załatwiały swe potrzeby do kubłów w pomieszczeniach przylegających do salek ( na parterze i na piętrze), a kubły te  wynosiły i opróżniały posługaczki.

    Wejście do Szpitala było od ul. Śliskiej. Na parterze znajdowały się : kancelaria szpitala, sala posiedzeń lekarz, mieszkanie intendenta, sala operacyjna z 3- łóżkową salką pooperacyjną. Parter szpitala z pomieszczeniami o tak różnym przeznaczeniu, z wieloma krążącymi tu ludźmi, był rozsadnikiem licznych schorzeń. Jak pisał sam ordynator oddziału chirurgicznego, dr Adolf Poznański, „ róża i zakażenia przyranne były na porządku dziennym”.

    Na pierwszym piętrze znajdowało się pięć sal dla chorych dzieci z jednym wspólnym korytarzem: dwie sale dla dzieci z chorobami wewnętrznymi, dwie zaś dla chorych po zabiegach chirurgicznych. Piąta salka, do której prowadziły oddzielne schody, była przeznaczona dla dzieci z różnymi chorobami zakaźnymi, istniała więc tu możliwość infekowania się wzajemnie. Nierzadko zdarzało się, że dziecko przyjęte do szpitala z jednym schorzeniem umierało następnie z powodu innej choroby.

    Oprócz budynku głównego na terenie znajdowały się zabudowania z mieszkaniem dla lekarza miejscowego, szwajcara, pralnia, suszarnie, izba dezynfekcyjna oraz obora, ponieważ szpital posiadał dwie krowy. Dalej, od strony ul. Siennej, znajdowała się kostnica….>>

  

Artykuł dr Chmielewskiej- Jakubowicz. ” Drugi szpital dziecięcy w Warszawie” cz. 3

 

„Pamiętnik Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego”  jest rocznikiem zarządu Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego .  Ukazuje się od 1837 roku. Artykuł  zatytułowany : „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie”, którego autorem jest dr Maria Barbara Chmielewska- Jakubowicz  znajduje się w rozdziale Szpitale Warszawskie  w tomie CXXXIV: nr 2/1998. Treść tego artykułu zamieszczam w odcinkach, by nie znużyć czytelnika a także wyodrębnić jakby poszczególne podrozdziały. A to odcinek 3

 

 

<< ….Zakupiono rozległy plac pomiędzy ulicami Sienną i Śliską i po wykonaniu planów architektonicznych rozpoczęto budowę  jednopiętrowego budynku z suterenami. Akt funduszu wieczystego i kamień węgielny złożono 10 kwietnia 1875 roku w obecności fundatorów i zainteresowanych osób. W trakcie kopania fundamentów znaleziono trupy niemowląt. Śledztwo wykazało, że obok, w małym drewnianym domku, mieszkała Skublińska, która przyjmowała noworodki „ na garnuszek” , a potem zamarzała je głodem. Zupełnie przypadkowo ustalono, że ten nowo wznoszony budynek szpitalny znajdował się obok domu dla podrzutków. Budowa szpitala trwała od 1876  do 1878 roku.

     Uroczystego otwarcia szpitala dokonano w lipcu 1878 w obecności prezydenta miasta Sokratesa Starynkiewicza, przedstawicieli Towarzystwa Dobroczynności, profesorów Wydziału lekarskiego Uniwersytetu Warszawskiego, członków Gminy Starozakonnych, delegatów szpitali, członków zarządu szpitala, członków rodziny fundatorów oraz zaproszonych gości, piastujących zaszczytne stanowiska w Warszawie. Opisy tych uroczystości znalazły się w ówczesnej prasie warszawskiej wraz z pokładanymi nadziejami na częściowe rozwiązanie problemów leczenia chorych dzieci na terenie miasta, zgodnie z treścią aktu fundatorów: „ dla leczenia dzieci żydowskich i innych wyznań”…..>>

 

 

SiennaTablicaOcalała,13.06.2013.JPG

 

Ocalałe z pożogi wojennej szczątki tablic z nazwiskami pozostałych  fundatorów obecnie umieszczone na ścianie hallu , naprzeciwko wejścia.

 

 

 

 

   

Artykuł dr Chmielewskiej- Jakubowicz. „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie”( 2 )

 

„Pamiętnik Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego”  jest rocznikiem zarządu Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego .  Ukazuje się od 1837 roku. Warszawa 1998

Artykuł „ Drugi szpital dziecięcy w Warszawie”, którego autorem jest dr Maria Barbara Chmielewska- Jakubowicz  znajduje się w rozdziale Szpitale Warszawskie  w tomie CXXXIV: nr 2/1998. A oto cd tego artykułu.

 

<<….   W drugiej połowie XIX wieku zaczynają pojawiać się pierwsze szpitale w miastach polskich pod zaborami. Pierwszy we Lwowie w r. 1845, liczący początkowo 16 łóżek, następny w Krakowie w 1874 r.- 34 łóżka, kolejny w Warszawie w r. 1869, przy ul. Aleksandrii ( później ul. Kopernika) i prawie równocześnie szpital dla dzieci w Poznaniu. Tak więc były już cztery szpitale dziecięce na ziemiach polskich.

     Jak doszło do budowy Szpitala im. Bersohnów i Baumanów ( po dziesięcioleciach Szpitala  im. Dzieci Warszawy- przyp. red. ) , jednego z najstarszych spośród 12 szpitali warszawskich, a drugiego szpitala dla dzieci na terenie Warszawy? Aby odpowiedzieć na to pytanie, należy cofnąć się o sto kilkadziesiąt lat i uświadomić sobie, jak kształtowała się życie ludności Warszawy w tym okresie. Liczyła ona wówczas ponad 300 tys. mieszkańców, przy czym ludność żydowska stanowiła znaczną część i była w większości wielodzietna i uboga. Chorujące dzieci żydowskie w zatłoczonych mieszkaniach nie znajdowały pomocy w lecznictwie szpitalnym, gdyż Szpital Starozakonnych na Czystem nie przyjmował dzieci, a przy ul. Aleksandrii ( później ul. Kopernika-przyp red. ) nie było dość łóżek dla wszystkich zgłaszających się chorych mieszkańców. Koniecznością stało się więc wybudowanie specjalnej placówki w celu leczenia dzieci żydowskich, by przy dużej rozrodczości i znacznej umieralności ratować ich życie.

       Właśnie wtedy pojawił się człowiek światły, myślący dalej niż kres jego życia, znany przemysłowiec warszawski Majer Bersohn ( 1787-1873). Potentat finansowy, obywatel ziemski, społecznik, filantrop. W testamencie swym w roku 1872 zapisał znaczą sumę na fundusz wieczysty na utworzenie nowego szpitala dla dzieci. Do jego idei przyłączyli się bracia Bersohnowie i przekazali dalsze dotacje na ten cel. Następnie córka Bershonów Paulina i jej mąż Szymon Baumanowie dołączyli pewne kwoty pieniędzy na budowę szpitala……>> cdn.

 

BersohnMajerGrĂłbPOL_JCP_grob_majer_bersohn.jpg

 

Grób Majera Bershona, fundatora tego szpitala

 

 

BaumanPaulinaGrĂłb.JPG

Grób Pauliny Bauman,  córki Majera Bershona, fundatora tego szpitala

 

SalomonMichałBaumanGrób.JPG

 

Grób Salomona Baumana, fundatora tego szpitala

 

Zdjęcia z Wikipedii, fundatorzy są pochowani na Cmentarzu Żydowskim w Warszawie.

Artykuł dr Chmielewskiej Jakubowicz. „Drugi szpital dziecięcy w Warszawie” cz.1.

 ” Pamiętnik Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego” jest  rocznikiem  zarządu Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego.   Ukazuje się od 1837 roku. Artykuł ” Drugi szpital dziecięcy w Warszawie”  znajduje się w rozdziale : Szpitale Warszawskie w tomie  CXXXIV: nr 2/1998. Jego autorem jest dr  Maria Barbara Chmielewska- Jakubowicz , 

 

” Drugi szpital dziecięcy w Warszawie” ( 1 ).

 

 << Zagadnienie lecznictwa dziecięcego praktycznie do XIX wieku nie istniało. Dzieci ludzi bogatych leczone były sporadycznie przez lekarzy internistów, młodsze zaś przez lekarzy położników. Natomiast chorujące dzieci biedoty miały z góry wypisany wyrok na życie. A właśnie te najczęściej zapadały na zdrowiu z powodu biedy, głodu, żyjąc w zatłoczonych, wilgotnych mieszkaniach, w złych warunkach sanitarno- epidemiologicznych.

     Istniejące od lat domy dla podrzutków, dzieci niechcianych, panieńskich, okrytych hańbą, przyjmowały te istoty, nierzadko upośledzone fizycznie czy umysłowo. Te zakłady filantropijne lub organizowane przez fundacje religijne ( zakony) czy społeczne były ubogie, cieszyły się złą sławą. Z powodu skąpych środków finansowych dzieci żyły w brudzie, niedostatku, wśród szerzących się chorób zakaźnych. Następowały liczne masowe zgony wśród wychowanków.

     Wysoka śmiertelność, niedożywienie, złe warunki bytowe przy wzrastającej liczbie porzucanych dzieci w wiekach XVII i XVIII stawały się zagadnieniem społecznym nie tylko w Polsce, ale także w wielu krajach europejskich. Dotychczasowe domy dla podrzutków, zakłady u zakonnic dla sierot starano się przekształcać w oddziały szpitalne w celu leczenia dzieci.

     Pierwszy szpital dla dzieci powstał w Londynie w 1779 roku, a więc już w końcu XVIII wieku , w ślad za nim w Paryżu ( 1802) i tak w rozwoju pediatrii od początku XIX wieku prym wiodła Francja. Następne szpitale dziecięce powstawały w Wiedniu ( 1837) , Sztokholmie ( 1845) , Padwie ( 1882), Petersburgu i w innych miastach europejskich….>>

O dr Marii Barbarze Chmielewskiej- Jakubowicz.

Ale zanim rozpocznę wrzucanie tekstu artykułu dr Baśki,  warto zapoznać się z sylwetką autorki.

W internetowej Gazecie Stołecznej z dnia 18.06.1996,  przeczytałam o  rodzicach Marii Barbary Chmielewskiej-Jakubowicz :

Matka Baśki, Halina była pediatrą .

„ W 1927 r. zawarła związek małżeński ze Stefanem Chmielewskim , doktorem filozofii i magistrem prawa. Po roku urodziła się im córka Maria Barbara . Małżonkowie urządzają mieszkanie przy Długiej 42, wychowują córkę. Tak mija ponad dziesięć lat do wybuchu II wojny. Praca zawodowa po dziesięć godzin na dobę . Leczenie dzieci w jednej z najbiedniejszych dzielnic miasta – Starówce – niedożywionych, stłoczonych, często w izbach bez kanalizacji, przy niedostatku łóżek w szpitalach – nie było łatwe dla młodej lekarki….”

W portalu „Powstańcze biogramy” znajduję kilka lakonicznych słów o ich córce, Marii Barbarze Chmielewskiej- Jakubowicz-  naszej dr Baśce:

„Ur. 1928.06.20 w Warszawie imiona rodziców- Stefan, Halina

Przed Powstaniem Warszawskim mieszkała: Warszawa ul. Długa 42/15

Sanitariuszka, oddział „Bakcyl” (Sanitariat Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej) – Grupa „Północ” – szpital polowy ul. Długa 42

Szlak bojowy:

Stare Miasto do 2.09.1944 r. 

Potem  wyszła z Warszawy z ludnością cywilną.”

W tych  suchych informacjach  ukrywa się prawdziwy dramat tej młodej dziewczyny jej ukochanego miasta i mieszkańców Warszawy….

 

Idę tropem dziejów dr Baśki. W rozmowie telefonicznej  potwierdza informację nt jej dzieciństwa w kamienicy przy ul. Długiej i młodości przerwanej wojną , okupacją niemiecką a potem tragedią Powstania. Zapytana o to, co mogłaby opowiedzieć o  pracy  w czasie Powstania, odpowiada ze zmienionym głosem w którym wyczuwam jakieś drżenie.  Tak, byłam sanitariuszką….przez wiele dni , do początku września przebywałam w podziemiach szpitala , nieustannie dyżurując, miotając się pomiędzy rannymi, usiłując im pomóc, zmienić opatrunki, których brakowało, asystowałam przy amputacjach kończyn i wszędzie była tylko krew, krew , ropa i jęki rannych….straszliwe to doświadczenie dla młodej osoby ….Może jeszcze kiedyś zapytam o Jej odczucia nt sensu tego Powstania…

I widzę Warszawę, mordowaną, paloną,  burzoną, tysiące trupów w ruinach , wypędzenie tych, którym udało się przeżyć….a w internecie tylko napisali  „Potem  wyszła z Warszawy z ludnością cywilną.”…..

 

 

Artykuł dr Marii Barbary Chmielewskiej- Jakubowicz. Kilka słów o autorce( 2 )

 

Dopiero teraz , gdy nawiązałam kontakt z dr Moniką Czachorowską , dowiedziałam się , że dr Baśka, bo tak ją nazywałyśmy, żyje i można z Nią pogadać.

Dr Monika, która ma z nią stały kontakt przestrzegała mnie, że Baśka jest chimeryczna ( o czym zresztą wiedziałam), obecnie w dość kiepskiej formie fizycznej, ale zachowała wielką jasność i lotność umysłu. Zadzwoniłam więc z niejakim lękiem, mając w sobie niepokój, że nie zechce ze mną rozmawiać, może nie przypomni mnie albo nie wyrazi zgody na publikację spisanych przez Nią dziejów szpitala . Okazało się, że moje lęki były nieuzasadnione. Po tylu latach doskonale mnie pamiętała, wiedziała, że mam dużo dzieci , że kiedyś nawet zorganizowała spotkanie koleżeńskie w swoim mieszkaniu przy ul. Zajęczej, na którym też byłam. Tak więc opowiedziałam Jej o moich poszukiwaniach śladów naszego szpitala, o tym, że znalazłam o Niej informacje w necie ( o których napiszę później ) i przedstawiłam swój plan zamieszczania jej art. w moim blogu. Szkoda, by pozostał gdzieś w niedostępnej zwykłym ludziom bibliotece. Początkowo chciałam założyć odrębny blog pod Jej nazwiskiem, ale napotkałam jakieś niespodziewane przeszkody techniczne, więc zrezygnowałam i dobrze zresztą . Mój pomysł zaakceptowała w pełni, pozostawiła mi tzw.  wolną rękę w podejmowaniu decyzji, jednym słowem uzyskałam Jej aprobatę . Nie ukrywam, że sprawiło mi to wielką radość, bo materiał jest znakomity i niebawem przystąpię do wrzucania go fragmentami.

Ostateczną rozmowę odbyłam z Panią Dr Moniką Czachorowską, zaakceptowała  mój pomysł  i zgodziła się, by tutaj również się znalazł  Jej bardzo ciekawy artykuł….ale to będzie później….