Podróż do Ciechocinka.
Pomimo , że już grudzień, a Ciechocinek bezlistny i bezkwiatowy, lubimy tu wracać o tej porze roku.
W tym roku pogoda okazała się dla nas wyjątkowo łaskawa, bo dosłownie w przeddzień wyjazdu na szczęście opadł z sił szalony wicher zwany orkanem o ładnym imieniu –Ksawery.
Przemierzając autobusem poznaną już kiedyś drogę, jak zwykle czekałam na spotkanie z Płockiem.
Widok ze starego mostu na Wiśle na to pięknie położone miasto jest niezapomniany.
Nad wysoką skarpą nadrzeczną wypiętrzają się skupione na niewielkim obszarze wieże kościelne i domostwa , które oglądane z tej projekcji tworzą jakby niewielką wysepką na horyzoncie….
Potem trasa wiedzie wzdłuż Wisły, i niebawem po prawej stronie szosy , za wysokimi krzewami, miejscami otwiera się obraz wielkiej wody.
To spiętrzone wody tej rzeki, ujęte zaporą we Włocławku tworzą zalew ochraniający Ciechocinek przed wiosenną powodzią .
Miejsce to pomimo uroku, jest mroczne we wspomnieniach.
Wraca tamten październik, dzień 19, roku 1984.
I zda się unosi się znad tych wód duch obecnie Błogosławionego Księdza Jerzego Popiełuszko. Tak niedaleko jest miejsce, gdzie z zapory bezwzględni zwyrodniali mordercy ze Służby Bezpieczeństwa wrzucili jeszcze żywego, straszliwie skatowanego kapłana w odmęty spiętrzonej Wisły, przyczepiając mu do nóg dwa wielkie kamienie….
Był skromny, delikatny ,wątłej postury ale wielki duchem i niewygodny dla władz Polski tamtego czasu ten Kapelanem „ Solidarności „ .
Dobrze Go pamiętamy z czasów żoliborskich mszy za ojczyznę, które On celebrował, i do zgromadzonych tłumów mówił cichym, jakby nieśmiałym głosem swoje wielkie słowa:
„Zło dobrem zwyciężaj”.
Wieści o powtarzających się prześladowaniach Księdza przez SB , roznosiły się niewidoczną falą wśród tłumów, bo przecież oficjalne media jak zwykle kłamały….
I kiedyś , gdy wracaliśmy z teatru, zobaczyliśmy mnóstwo ludzi zmierzających do Kościoła , gdzie pełnił posługę kapłańską. Poszliśmy za nimi. W kościele trwały modły o szczęśliwe odnalezienie zaginionego Księdza. Wiadomo było tylko, że odprawił mszę w Bydgoszczy , wracał do domu i coś musiało się stać na trasie….
Modlono się przez trzy dni i trzy noce, i pomimo, że nadzieja słabła, jeszcze tliła się jej iskierka…I gdy dotarła wiadomość o znalezieniu Jego ciała, które wydobyto z dna tego zbiornika , ciała straszliwie zmasakrowanego wszyscy płakaliśmy …
A potem był pogrzeb, zebrały się wielkie tłumy, które wypełniały okoliczne ulice i place, ludzie stali na dachach domów, my byliśmy przy ulicy dawnej Stołecznej, obecnie Ks. Jerzego Popiełuszki, odległej od Kościoła o chyba z pół km, gdyż bliżej już się dojść nie dało….
Ale pora otrząsnąć się z tych wspomnień, dość takich czarnych myśli przywołanych widokiem tego zbiornika wodnego, nieustannych pytań czy esbecy byli ludźmi czy bestiami, bo obojętny autobus niesie nas dalej.
I wkrótce już widać zabudowania Ciechocinka, po lewej stronie estakada nowej autostrady i już majestatyczne tężnie witają….