Widok ze wzgórza, gdzie Raciążek. Blado błękitna wstążka Wisły przecina lasy
Ciechocinek w dali
Gdy miałam kilkanaście lat, odwiedziłam Rodziców, którzy przebywali na leczeniu sanatoryjnym w Ciechocinku.
Nie interesowała mnie historia tych ziem, ale lubiłam wypatrywać ciekawe miejsca, wędrówki i w ogóle rozglądanie się po świecie. Ciechocinek nie bardzo mnie zaciekawił . Bo teren monotonny, depresyjny nawet niektóre ładne budowle sanatoryjne obejrzałam jednym okiem.
Rozglądając się po smętnym widnokręgu nagle ujrzałam znaczne wzniesienie , jakby cypel samotny zielony czy wielki okręt wcinający się w tę ponurość krajobrazu. Niewiele myśląc pomaszerowałam w tym kierunku.
Na rubieżach Ciechocinka , gdy mijałam ostatnie domostwa, i wspinaczka na wzgórze była niebawem, nagle pojawiły się sady. Wielkie mnóstwo drzew owocowych , jabłoni obsypanych kolorowymi owocami . Żadnych domów wokół, teren bez ogrodzenia wydawał się bezpański. Nie wiem czy był bezpański, ale ja niewielka nastolatka tak to odbierałam. Wydawało się, że jestem w Tajemniczym Ogrodzie, którą to książką była wtedy zauroczona, co mi pozostało do dziś. Nie zapomnę tego zjawiskowego widoku opuszczonych sadów, które układały się u podnóża owego cypla. Weszłam pomiędzy drzewa, z nabożnym skupieniem i poczuciem że dotykam jakiejś tajemnicy. Jabłka leżały na ziemi, podnosiłam i chrupałam zachwycając się ich smakiem i wonią.
Ale cel wędrówki był jeszcze przede mną, więc opuściłam to zaczarowane miejsce i wdrapałam się na stromy i wysoki brzeg tego cypla.
I nagle otworzyła się przede mną inna, magiczna kraina. Na grzebiecie wzgórza rozsiadło się niewielkie miasteczko i sennie oglądało okoliczne miejscowości położone w dole. , jak Ciechocinek czy Nieszawa. Nagle się budziło, gdy słońce wpadało do rzeki i wówczas wielkie lśnienie tylko było i zachwyt jaka piękna jest tutaj Wisła…
Łazikowałam sobie po tym do patelni podobnym terenie, zaglądałam w różne zakamarki aż wreszcie dotarłam na miejscowy cmentarz a potem rozsiadłam się na ceglanym murku zburzonego przed laty bardzo starego zamku. Było sennie i rozkosznie. Jednak trzeba było się zebrać w sobie i energicznie wyruszyć w drogę powrotną, bo być może niepokoili się o mnie Rodzice. Tą wyprawę z dzieciństwa mam stale zapisaną w pamięci, a w niewielkiej kolekcji podobnych wydarzeń zajmuje jedno z pierwszych miejsc….Tęskniłam za tamtym czasem, miejsce, słonecznym lenistwem i wstęgą złożoną z samych błysków na Wiśle…
Bo bardzo wielu latach, chyba 50, udało mi się tam wrócić . Zaprosiłam na tę wyprawę towarzyszy sanatoryjnych . Oczywiście już nogi nie te co kiedyś, nie wytrzymałby takiej trasy pieszej, więc pojechaliśmy samochodem.
Raciążek okazał wielką łaskawość, bo pokazał się w całej krasie i był taki sam jak kiedyś- uroczy…Wszyscy byli nim zachwyceni, bo miejsce przepiękne.
Oczywiście odwiedziliśmy kościół z XVII wieku, cmentarz z niezapomnianym grobem pszczelarza , który otrzymał kamienny ul na wieczne czasy….i wreszcie ruiny zamku. Poczytałam na jego temat i o nim wspomnieć teraz. W miejscu, gdzie teraz ruiny stanął w XIII wieku gród drewniano ziemny wzniesiony prawdopodobnie przez biskupów kujawskich. Miejsce wybrano nieprzypadkowo, bo z uwagi na położenie było łatwe do obrony i widok stamtąd był na daleki horyzont. Jednak to nie pomogło, gdyż w 1330 roku wprawdzie po długim i powtórnym oblężeniu gród został zdobyty przez Krzyżaków.
Prawdopodobnie biskupom zależało na posiadaniu w pobliżu Włocławka, kolejnej własnej rezydencji. Na pewno zamek wzniósł biskup Maciej z Gołańczy, który zmarł w 1364 roku, a jego następcy zamek rozbudowywali, dodali też oni mury na obwodzie posesji wzdłuż krawędzi zbocza a potem wieżę.
To tutaj odbywały się rokowania z Wielkimi Mistrzami w czasie poprzedzającym wielką wojnę z zakonem krzyżackim. Przebywała tu Jadwiga i Władysław Jagiełło, pertraktując zwrot ziem polskich ( bobrzyńskiej i dobrzyńskiej).
W XVI wieku rozbudowano zamek i przekształcono wnętrza tak, by powstała późnorenesansowa rezydencja o charakterze obronnym. Dodano wieżę bramną przy suchej fosie.
Jednak u schyłku XVII wieku zamek został opuszczony, a zabudowania gospodarcze rozebrano.
W początkach XVIII wieku Felicjan K. Szaniawski wzniósł drewniany budynek poza terenem zamkowym a w 1720 biskup Krzysztof Antoni Szembek na zniszczonych murach głównego budynku zamkowego wzniósł pałac barokowy.
Po rozbiorze Polski, w r. 1804, władze pruskie rozpoczęły rozbiórkę pałacu by wykorzystać jego materiał budowlany.
W latach 1978- 1985 prowadzono na tym terenie badania i w efekcie zabezpieczono ruiny jako trwały obiekt turystyczny.
Trudno było się oderwać od tego magicznego miejsca, wzgórza jak samotny okręt na równinie i wiślanym horyzontem. Ale niestety czas wyprawy minął. Wróciliśmy więc na smętne równiny, unosząc pod powiekami zapamiętane widoki, zdjęcia w aparacie fotograficznym czekały.
Tak, Raciążek jest miejscem do którego będziemy wracać, bo warto, bo magiczne, niepowtarzalne. Jeśli nie w realu, to jedynie wirtualnie.