List od Jacka. ” Strach”

I ostatni już odcinek historii z Chopperem, naczelnym australijskim gangsterem. Opowiada syn mojego brata  Zenona- Jacek Łukaszewicz. Dla tych, którzy nie czytali poprzednich odcinków wyjaśniam, że Jacek jest moim bratankiem, operatorem i reżyserem z Sydney i miał zrobić kolejny film…..

 

Album5książekXhopperRead.JPG

Album 5 książek Choppera. Zdjęcie z netu…

 

“ Strach “

 

Wpadłem na pomysł, aby jeden z epizodów filmy był na temat filozofii tatuaży itd.

Ostatni dzień zdjęć, już nic nie miałem do stracenia. Siedziałem w hotelu z

Choppem i po raz wtóry słuchałem tych samych opowieści.

– słuchaj Mark….częścią tego dokumentu będą tatuaże, więc muszę sfilmować

twoje….

Mark spojrzał na mnie, zapalił skręta.

– nie..

– czego się boisz?….tatuaże to ty, bez nich byłbyś półchoperem

tylko…kogo się boisz?….

– ja się nikogo nie boje…..

– to ściągaj koszule…

Skręciłem jego tors.

– ściągaj spodnie…

Całe nogi w tatuażach. Został w majtkach.

– ściągaj majtki….

– ściągać to ty sobie możesz, smarku….jak zobaczę siebie na filmie w

gaciach, to cię zabiję….

Na koniec miałem Choppa w gaciach.

Przyjechałem do studia nazajutrz. Jakimś pogrzebem powiało. Zaglądam do

montażowni – żywego ducha. Wchodzę do Lisy.

– kto umarł?….

Wyciągnęła kopertę z szuflady. Nigdy nie była skora do płacenia w takim

tempie. Wyjąłem kasety.

– tu masz ostatnie materiały….gdzie montażysta?…

– na razie wstrzymaliśmy produkcję….

– jak to, przecież to materiał na wczoraj….to złoto nie

materiał….słuchaj, ja zacznę montować…

– to nie o to chodzi…..

– a o co, o co chodzi?…

– chodzi o to, ze wczoraj przyleciała żona Choppa aby z nim pogadać. Po

pięciu minutach przyszedł do mnie Chop i powiedział, że żadnego filmu nie

będzie. Nie mieliśmy wyjścia. Zapłacił za nasze koszta i oddaliśmy mu cały

materiał….

– ….gdzie są kopie?…

– …nie ma….

– co znaczy nie ma?…

-….nie zrobiliśmy….

– ….podpisał zgodę?…..

– …nie podpisał….

Przez chwilę miałem wizję wydłubania jej oczu i naszczania w to tępe

bezmózgowie.

– oddaliście surówkę całą?….

Jacyś ludzie zaczęli się przewijać. Pochyliłem się nad nią i wyszeptałem.

– ….miałaś najlepszy materiał na hit pod każdym względem…..harowałem

jak wół….kretyna z siebie robiłem…wysłuchiwałem i tolerowałem jakieś

wyzwiska ćwierćinteligentów….robiłem to dla filmu, a nie dla jakiejś

twojej kasy….ten psychopata mało mnie nie zabił….

– ….on cię szanuje…..

– ….mam w dupie szacunek…..no i chuj….nie ma filmu….i ty jesteś

producentka?….ty jesteś tylko córcia swojego tatusia, ale bez jego

jaj….

-…Jacek, nie było innej możliwości….

– …bo co, baliście się, czego, kurwa, kogo?….

– …widzisz jak przyleciała żona Choppa, to on się przestraszył….”

 

 

List od Jacka. “ Uncle Chop Chop “

ChopperOpowiada.jpg

Z netu….Chopper….czołowy australijski gangster artysta i filantrop….

 

Jacek Łukaszewicz , mój bratanek kontynuuje swoją opowieść o ich spotkaniach i planach filmowych….

 

 

“ Uncle Chop Chop

 

Z ulgą skończyłem kolacje z Lisą.

Wczołgałem się do łazienki.

Wrzuciłem

obsrane gacie do pralki i wziąłem długą wannę pod prysznicem.

Zasnąłem. Śniło mi się, że grałem w ruletkę z Chopperem i zesrałem się ze

strachu.

– nie lubię tego chuja….

Chopper zaciągnął się cygarem, patrząc na okładkę filmu pod swoim tytułem.

Siedzieliśmy na dachu hotelu Intercontinental jakieś cztery dni po ruletce.

Zaśmiałem się…

– przecież to ty, Mark….

– jaki ja?….jaki ja?….nie widzisz kurwa, że ten chuj ma inny tatuaż niż

ja?….

– to przenośnia….metafora….

– ty mi nie pierdol…..reżyser i aktor mieszkali u mnie w domu, aktor w

rolę się wczuwał, czy coś takiego…później dali mi pół bańki za

konsultacje….

– no, to jesteśmy bogaci….

– tak, kurwa, ale tą kasę rząd chciał ukraść….

– no i co zrobiłeś?….

Chopper pociągnął whiskey i zaciągnął się papierosem.

-….oddałem….

– jak to oddałeś?….

– oddałem na szpital dziecięcy w Melbourne….

– pół banki?….

– no…i kilka miesięcy później była wielka gala dla sponsorów

szpitala….

– no, to byłeś vipem….główny sponsor, Judym, Patch Adams, filantrop: Mark

Brandon “Chopper” Read….

– ….nie dostałem zaproszenia…..dyrektor szpitala przeprosił, ale

wspomniał, że mężczyzna bez uszu z moją przeszłością nie bardzo komponuje

się….

– no i co?….

– ,,,,gówno….dzieci mnie polubiły…..teraz biegają za mną po ulicach i

przez ten pierdolony film wołają za mną: wujek Chop Chop, uncle chop

chop….

Zaśmiałem sie.

– …to nie jest śmieszne….ale rząd centa nie zarobił….”

 

List od Jacka Łukaszewicza. ” 60 Minut na Godzinę”

ChopperOkładkaAlbumuWywiadZSzaleńcem.jpg

Chopper z netu. Zdjęcie okładki z albumu „Wywiad z szaleńcem”

Kolejny odcinek opowieści bratanka o spotkaniu z najsłynniejszym australijskim gangsterem ale też showmanem i …filantropem Chopperem. 

Mała informacja dla tych, którzy zajrzeli tu po raz pierwszy- syn mojego nieżyjącego już brata- Zenona, Jacek Łukaszewicz, ukończył wydział operatorski i reżyserski w Sydney i mieszka tam stale za wyjątkiem krótkich wypadów do Polski i gdzieś w świat daleki…..

 

“ 60 Minut na Godzinę

 Chopper umarł w zeszłym roku na raka żołądka, czy jelit –  czy coś takiego.

Kilka tygodni przed jego śmiercią byłem w Melbourne i odwiedziłem go u

niego w domu w Collingwood. Wynędzniały był,  rosnące wzdęcie ponad

brzuchem deformowało jego tatuaże. Był w wielkim bólu, ale tak naprawdę to

irytowało go to, że coś tam w sobie nosi, czego nie może zwalczyć.

– gdybym mógł to gówno zabić, to wpakowałbym sobie cały magazynek w

brzuch….

– boli cię….

– to ból dla dzieci…..

Żona Choppa nalała dwie pełne szklanki, zabrała butelkę i wyszła.

Chopper wychylił łyczkiem,  wyjął piersiówkę i zalał nią szklanę, po czym zapalił

skręta.

– lekarz mi powiedział, że nie mogę pić i palić…..bo to szkodzi….pytam

go ile mi czasu zostało?…. zamyślił się i powiedział, że cztery tygodnie

przy chemio i radio terapii, albo trzy tygodnie bez….

Wychylił szklankę, dmuchnął we mnie dymem ze skręta i nalał sobie kolejkę.

Zapaliłem papierosa.

– nie żałujesz naszego filmu?….

– teraz tak, ale wtedy wiesz jak było…za tydzień mam spowiedź w „60

Minutes”…mój ostatni występ przed śmiercią….obejrzyj Jacek….poszczasz

się ze śmiechu….

– postanowiłeś wszystko powiedzieć?….

– wszystko powiedziałem tylko tobie, ty gnojku…nie gniewaj się….im

powiem to, co chcą usłyszeć….napijmy się….

Mark powiedział mi wszystko.

To był skomplikowany projekt.

   Po pierwszym tygodniu Chop mnie zaakceptował, w drugim tygodniu zapomniał o kamerze i całym złomie. W trzecim i czwartym tygodniu opowiedział mi wszystko.

Wszytko znała tylko jego żona.

Wypiliśmy skocza.

– nie gniewam się….znam cię na tyle, że jestem już nieczuły dla

wygody….

– skąd wiedziałeś, że lubię Pink Floyd?….

– twoje zdrowie, uncle chop chop….

– gdybym mógł się ruszyć, to bym ci przypierdolił za tego wujka….

– pamiętasz nasza ruletę?…

– no….spodobałeś mi się, bo miałeś jaja….

-….tak, ale obsrane….

– wiem, poczułem zapach curry, którą zjedliśmy przed rozmową….

– to czemu się zgodziłeś na film?….

– bo ty się zesrałeś bez mrugnięcia oka….a dla mnie to są jaja….

– ….jesteś sadysta….

– nigdy nie zabiłem nikogo, kto by na to nie zasłużył….dobrze wiesz…..

Upiliśmy się jak te mopsy, po czym razem z jego żoną położyliśmy Choppa do

wyra i to był ostatni raz kiedy go widziałem żywego.

Tydzień po jego śmierci wyemitowano specjalne jedno godzinne 60 Minutes.

Oczy Choppa na ekranie spowiadające się z morderstw nigdy nie udowodnionych, wpatrzone we wszystko rozumiejącą królową 60 Minutes, przypomniały mi rosyjską ruletkę.

Zeszczałem się ze śmiechu…..”

 

 

List od Jacka. ” Ruletka”

Chopper.jpg

Zdjęcie z netu. Chopper, największy australijski gangster…

 

Mój bratanek, Jacek Łukaszewicz opowiada o spotkaniu z Chopperem- oto cd.

 

“ Ruletka .

 

Kończyłem śniadanie z Lisą.

– dobra, masz wszystko, ale jak się nie spodobasz Chopperowi, to

wypadasz….

– zobaczymy…

Nie wiedziałem jak go ugryźć na początek. Na pierwszy wywiad wybrałem starą

cegielnię. W takich miejscach chłopcy grali w rosyjska ruletkę.

Chopper nie lubił cyrku, wiec poszedłem sam z kamerą, światłem i dźwiękiem. Wcześniej

kupiłem w sklepie pistolet, zabawkę, taki bębenkowiec. Ustawiłem „złom”,

pojawił się Chopper. Usiadł przy stole, wyciągnął piwo, whiskey i skręta

wielkości cygara.

– piwo?…

– może jak skończymy, w pracy nie piję….

– whiskey?….

– nie, no mocnych trunków w ogóle nie pijam….

– no to piwo….

Rzucił we mnie puszką. Dobre, zimne. Chopper wypił whiskey, zapalił skręta

i dmuchnął we mnie.

– no, to słucham….co cię interesuje?….co chcesz wiedzieć?….

Spojrzałem na jego mordę i pomyślałem, że te moje pytania nieprzespanej

nocy są gówno warte, bo nic mi nie powie. Popiłem papierosa piwem,

wyciągnąłem zabawkę i położyłem bębenkowca na stole.  Zerknął – jakiś

dziwny błysk. Chopper z zabawką w ręku, to dla niego kolejne pięć lat.

– co to jest?…

– to jest pistolet na kapiszony…..

– widzę…

– chcę zagrać z tobą….

Ten błysk, to było odbicie mojego światła w srebrnym uśmiechu Choppera. Po

butelce whiskey, kilku piwach, trzech cygarach i sześciu kapiszonach

wiedziałem wszystko o rosyjskiej ruletce.

– ….ale skąd wiedziałeś, kiedy odejść od stołu?….

Chopper oślepił mnie swoim uśmiechem.

– wyłącz to gówno, synku….

Wyłączyłem kamerę, światła, ale zostawiłem dźwięk. Chopper łyknął kolejną

whiskey i był już trochę wstawiony, ale dopiero wtedy był sobą. Wyjął

pistolet i położył na stole. Z drugiej kieszeni wyjął jedną kulę i postawił

obok bębenkowca.

– no, to teraz możemy zagrać….

Spojrzałem na jego oczy bazyliszka.

– nie…no słuchaj….ja nie potrafię….

– zaraz cię nauczę, synku…nie bój się, to nie boli….

Po czym włożył kulę do bębenka, zakręcił i zamknął. Położył rewolwer na

stole.

– kto kręci?….

– słuchaj, Mark, już wszystko wiem….zostawmy to….

– gówno wiesz…boisz się synku….gówniarzu pierdolony…chcesz kręcić

coś, czego nie rozumiesz…..mam nadpiłowany rewolwer….zawsze wiem, kiedy

kula jest w lufie…teraz też wiem….

Zakręcił. Lufa gdzieś obok. Zakręcił raz jeszcze. Padło na niego. Przyłożył

rewolwer do skroni. Po chwili uśmiechu położył broń na stole.

– …ale są wyjątki….

Wziął rewolwer i przystawił mi do czoła. Chwyciłem poręcze krzesła do bólu.

 

– ….jest kurwa pierdolona kula w lufie, czy nie jest?….mów,

szczeniaku….jest, czy nie jest?….

To niemożliwe, pomyślałem.

– …jest, czy nie?…

– …nie….nie ma kuli w lufie…..

Chopper przyłożył sobie bron do skroni i pociągnął za spust.

– ….no, to teraz możemy pogadać….słucham?….

– …na dziś wystarczy….muszę porozmawiać z Lisą….

Zadzwoniłem do Lisy.. Telefon zajęty. Dzwoni Lisa.

– cześć Jacek, no, będę za pięć minut…..idziemy na kolacje…..

Minutę później pojechaliśmy do jakiejś knajpy.

– no i jak?….słyszałam, że zdjęcia dobre….

– jakie kurwa zdjęcia?….słuchaj, ja nie będę tego robił….dzisiaj prawie

się posrałem….

– tu jest plan, kontrakt, bilety, kasa na wydatki itd.….

– Lisa, weź kogoś innego….

– co ty, popierdoliło cię?….dzwonił Chopper i powiedział, że jeśli ty nie

będziesz tego robił, to nie będzie dokumentu….powiedział, że nie srasz ze

strachu….

….

 

List od Jacka Łukaszewicza… Tatuaże

Jakoś zaprzestałam wrzucania tu listów od Jacka. Chciałam wziąć oddech. Może jednak nie miałam racji, bo pewnie już wszyscy zapomnieli kim dla mnie jest Jacek. Otóż jest synem  mojego nieżyjącego brata, Zenona. Mieszka w Australii gdzie ukończył studia operatorskie i reżyserskie. Kiedyś udało nam się nawiązać kontakt ( o czym pisałam) i otrzymałam od Niego listy z tekścikami, które dla mnie są jak perełki…..oto jeden z ostatnich

 

ChopperGangsterTatuaże.jpg

zdjęcie z netu. To znany w Australii ale i na świecie gangster, o którym mowa w tekście poniżej….

 

 

 

“ Tatuaż 

 Nie rozumiem potrzeby posiadania tatuaża.

Tatuaże kojarzą mi się z jakimś brudnym zapachem, a ciało kobiece powinno pachnieć czystością jakąś tam.  

Mój wujek Antek miał kilka tatuaży na przedramieniu, wyblakły niebieski tusz i cienie twarzy we mgle. Jakoś mi się podobało, ale wujek Antek był  Janosik z miniaturką, a teraz są miniaturki pod przykrywką Janosika. Jest w tym jakaś sztuka, ale nie rozumiałem przesłania.

      Obudził mnie telefon – Lisa – producentka. Jej rodzina posiada jeden z najstarszych teatrów w Sydney. Wystawiają różne rzeczy, nawet te, które nie mają nic wspólnego ze sztuką, ale zawsze robią kasę.

Właśnie zorganizowali turnee pt. Wild Colonial Cycos. Dwóch gości na scenie. Jeden, to były rugbista, Jacko,  który miał szansę na zrobienie kariery w Hollywood, ale był kretynem i drugi to Chopper, czyli Mark Brandon Read – największy postrach świata przestępczego w Melbourne w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Większość czasu spędził w więzieniach, cały wytatuowany, obciął sobie uszy, morderca, stręczyciel, w miarę inteligentny z prymitywnym poczuciem humoru. Uwielbiany przez wszystkich, urósł do rangi charyzmatycznego szowmana, który ku uciesze widowni, przez godzinę opowiada epizody ze swojej przeszłości.

Ziewnąłem telefonem.

– cześć Lisa….

– Jacek, cześć, co teraz robisz, masz chwile, przyjadę po ciebie, będę za pięć minut…

Zanim zdążyłem coś powiedzieć, usłyszałem samochód Lisy na zewnątrz. Taki świetny garbus z lat 60tych. Weszła Lisa.

– nie gotowy?….

– co się stało?….

– chodź, zapraszam na śniadanie….

Śniadanie Lisa zamówiła.

– masz coś przeciwko kryminalistom?…

– to zależy co masz na myśli….

– no w ogóle, czy masz jakieś opory moralne aby na przykład pracować z nimi…..

– ….chcesz zrobić dokument o Chopperze……

– skąd wiesz?….

– bo dziś macie premierę i wyrwałaś mnie z wyra….

– ….no widzisz….zdjęcia cztery tygodnie od dzisiaj wieczór….

–  za dwa tygodnie mam kilka reklam…..

– zapłacę ile zechcesz….

Perspektywa zrobienia filmu o Chopperze zapachniało Martinem Scorsese. Zadzwoniłem do reklam.

– …..niestety, ważne sprawy rodzinne…..tak, oczywiście….przyślę swojego operatora….no to pa…

Spojrzałem na Lisę i już wiedziałem, że to jej ojciec – ojciec chrzestny rodziny – finansuje ten kryminał. Dla Billa pracowałem, kiedy Lisa bawiła się w piaskownicy. 

– ….dobra zrobię to, tylko widzisz, ale ja niewiele o nim wiem….tylko to co wszyscy….

Lisa była świetnie wyszkolona przez ojca. Wyjęła kasetę i jakieś rękopisy.

– tu jest materiał wyjściowy dla ciebie….rozmowa z Chopperem wczoraj w naszej knajpie i jakieś listy prywatne….

– wiem, cała kafeja to jeden wielki ukryty mikrofon….

– no właśnie….musisz to przesłuchać i przeczytać do wieczora….co potrzebujesz?….

– asystenta, dźwiękowca, asystentkę i security….

– to juz masz….co potrzebujesz?….

– ….słuchaj musisz mi załatwić wszystkie wejścia wszędzie….muszę mieć dostęp do Choppera 24/7…..muszę po prostu przez miesiąc z nim mieszkać…..potrzebuję jakieś dwa koła gotówki w małych banknotach i po pięć biletów na każdy show podczas turnee…..

– on się nie zgodzi….poza tym nie lubi ludzi z akcentem….znam twój styl….on ci przypierdoli, a na to Bill nie pozwoli….

– masz długopis?….

– mam….

– no to pisz….

I podałem Lisie kilka nazwisk operatorów. 

– każdy z nich zrobi jak będziesz chciała….

Spojrzała na mnie bezradnie.

– muszę zadzwonić do Billa….

– on już podjął decyzje…nie budź go…

– …dobra…masz wszystko, co chcesz…załatwię z Chopperem, ale jak mu się nie spodobasz, to wypadasz….

– ….on się we mnie zakocha….

 

No i wieczorem zaczęliśmy produkcję. Teatr pęka w szwach. Na zewnątrz potężny billboard. Na pierwszym tle Chopper nagi od pasa w górę ze splecionymi rękami i za nim w tle kretyn Jacko. Węszę jak pies z kamera na rozgrzewkę. Podczas przerwy autografy i spotkania z bohaterami w ich garderobach. Wejść mogli ci uprzywilejowani, którzy wydali przynajmniej 200 bucksów na jakieś gówna i stoją w kolejce. Oczywiście miałem wejście wszędzie. Podchodzi do mnie jakaś panienka różnych obyczajów z plastyczną chirurgią włącznie. 

– słuchaj….ty, weź mnie na zaplecze do Choppa i Jacko….nie mam kasy na plakaty itd, a Choppa kocham….

– mogę cię zaprosić do nich, ale mam urwanie głowy….widzisz…musze kręcić…..

– …zrobię co będziesz chciał…..

Spojrzałem na jej sutki truskawkowe pod koszulką.

– no to chodź….

Poszła za mną jak baranek. Wyszliśmy na zewnątrz. Tłumy, dym z papierosów, piwo. 

– słuchaj potrzebuję krótki wywiad…coś powiedz od siebie, dlaczego tu jesteś itd….

– dobra….gdzie mam stanąc?….

– pod tym Choppem….stań w takiej pozie jak on za tobą….skrzyżuj ręce…tak będziesz stała podczas wywiadu, a teraz zdejmij koszulkę….

– tu, teraz?….

I ku radości zgromadzonych gapiów, panienka zdjęła koszulkę, przyjęła odpowiednią pozę i zaprowadziłem ją na zaplecze. Rzuciła się na Choppa i poprosiła o autografy. Zdjęła koszulkę. Chopp na jej lewej piersi, Jacko na prawej grubym flamastrem się podpisali. Panienka wychodzi. Biegnę za nią.

– gdzie idziesz?….

– do tatuażowni….chcę mieć Choppa i Jacko na zawsze….”

 

 

 

List od Jacka. ” Fryzjer”

IMG_0336.jpg

Kadry z filmu Jacka…przyleciało z Sydney…

 

Kolejna historyjka napisana przez bratanka, Jacka Łukaszewicza. Zapraszam…..”

 

  “Fryzjer”

 „Napisałem krótką etiudę pt.: “Filip’.

Przed wyjazdem z Paryża musiałem zrobić jakiś krótki film, aby zaliczyć rok.

Napisałem to na siłę, bo nie miałem pomysłu.

Krótka historyjka jakiegoś gościa zagubionego gdzieś w swojej piaskownicy. Potrzebowałem statystów do scenki nad rzeczką. Potrzebowałem dwóch wędkarzy, ale takich jakich pamiętałem z Łagowa. Przejrzałem katalogi statystów, tudzież aktorów charakterystycznych. I nic.

Nikogo w Paryżu nie ma z Łagowa.

No i poszedłem do Kościoła. Na Rue St Honoere w centrum kasowym znajduje się Kościół który należy do Polski. Lubiłem czasem przesiadywać w kafei po drugiej stronie ulicy i obserwować rodaków kloszardów. Kościół był zamknięty nocą, więc koledzy spali na schodach. Co jakiś czas przyjeżdżała jakaś Nyska z ofertę pracy za dwieście franków w kamieniołomach. Poszedłem do kościoła i wmieszałem się w tłum.

Po kilku minutach znalazłem gości z Łagowa. Lezki z więzienia, zęby przedwojenne, zarost sprzed wojny i włos wojenny. Podchodzę.

– cześć, macie może ognia?…

– a masz może fajkę?….

Wyciągam Guluasy.

– proszę bardzo…

– no, nareszcie dobre fajki…drogie, kurwa….

– a ile płacisz w sklepiku…15 franków….ja sprzedaję po pięć, ale mam tylko pięć paczek….możecie mieć….

– no to przynieś jutro….

Następnego dnia kupiłem pięć paczek Guluasów po 15 franków. Razem 75 franków – kilka dni mojego życia. Pojechałem do kościoła. Władek i Zbyszek już czekali.

– cześć, masz?, spytał Władek.

– mam….macie kasę?…

– mamy 20 franków, mówi Zbyszek.

– to macie tylko na cztery paczki….

– słuchaj, daj tą jedną paczkę na kredyt, my uczciwi jesteśmy…

Spojrzałem na nich i zobaczyłem  swój strach w ich oczach.

– no to mamy 20 franków, żeby się upić….

– tutaj jest taki sklepik….

I kupiliśmy wino, którego najnędzniejszy kucharz wstydziłby się dodać do czegokolwiek. Władek uciekł od żony z Krakowa i siedzi w Paryżu bez ważnej wizy i paszportu. Szuka jakiejś pracy aby zarobić na bilet do peerelu. Zbyszek to była recydywa, nie ma żadnego dokumentu i w ogóle chce wrócić do Polski. 

– robię krótki film, potrzebuję was jako statystów do sceny nad rzeczką….

– jak to, do filmu?….

– to taka etiuda studencka….

– ale film?….

-…no tak można powiedzieć….nie mam kasy, nie mogę wam zapłacić, ale gwarantuję dobrą zabawę i picie i żarcie całodzienne.

– co mamy robić?….

– za tydzień przyjadę po was vanem, pojedziemy nad rzeczkę, dostaniecie wędki i będziecie pili polskie piwo….

– czyli na ryby jedziemy?….a ubranie?…

– tak jak jesteście….no to jesteśmy umówieni…

Tydzień później jestem pod kościołem. Szukam moich ludzi. Podchodzi do mnie dwóch gości w garniturach, lakierach, ostrzyżonych i ogolonych pachnących kradzioną wodą po goleniu. 

– dzień dobry panie Jacku…jesteśmy gotowi….

– panowie, co kurwa jest, przecież nie jedziemy na wesele….

– no ale do filmu….

– panowie, kto was tak kurwa ostrzygł?….

– tam na siódmym stopniu, na schodach mieszka fryzjer z Polski…mówił, że ładnie będzie….daliśmy mu paczkę fajek….

– panowie, nic nie możemy robić….macie tu 50 franków i doprowadźcie się do poprzedniego porządku na przyszły tydzień….

– przepraszamy….chcieliśmy dobrze, mówi Waldek.

– to ten kurwa fryzjer, mruknął Zbyszek.

Tydzień później jestem pod kościołem. Szukam moich ludzi. Podchodzi Waldek.

– a gdzie Zbyszek?

– nie ma….

– co znaczy nie ma….byliśmy umówieni….

– policja go zabrała rano….blue police….

– to znaczy imigracyjna?….

– raczej tak, ale tak naprawdę, to Zbyszek połamał fryzjera….

– gdzie go zabrali?…

– fryzjera do szpitala….

– Waldka gdzie zabrali?….

– tu za rogiem jest prefektura….

No i poszedłem na policję.

 

List od Jacka. „Lekcja geografii”

Oto kolejny list od Jacka. trochę zagmatwana treść, ale po wnikliwym przeczytaniu zabawna. Zapraszam…..

DSC03066.jpeg
Chłopaki pod swoim LO w Zielonej Górze, po latach ……

 

 

“Lekcja geografii historycznej”

 

W wolną sobotę wieczór skończyłem nagrywanie drugiej strony ostatniej płyty Beatlesów z Trójki, kiedy przyszedł Tomek.

–  cała strona?

– zmieściła się na jednej szpuli.

– świetnie, przegramy u Golego. 

ZK-147 zamerdał ogonem rozbiegówki furczącej na zakończenie taśmy Orwo.

 Tomek usiadł.

 

– Fredzia wróciła…widziałem ją na śmietniku dzisiaj.

– znów będzie wesoło – ile?

– jak zawsze składamy się po piątce

– ostatnio było po trzy….

– ale to na powitanie – musi być po pięć

– a może ją uprowadzić?, Tomek…

– ona się nie boi – pamiętasz jak nam opowiadała, że dostawała telefony z pogróżkami….

– nie bardzo…..

– bo miałeś zatoki – dostałeś datkę ( objaśnienie poniżej)

– no wiem, nie musisz mi przypominać….

– ktoś ci musi przypominać, bo jak cię zapyta za trzy miesiące…to musisz pamiętać….

– no dobra, mów….

– dzwoni do Fredzi. Telefon. Odbiera jej syn,  Edek. W słuchawce jakieś wypociny syczące żądzą zemsty pachną. 

– dobre, no i co?….

– nic, Edek mówi, mamo, do Ciebie….po czym podchodzi Fredzia do telefonu. 

– wiem, co chcesz powiedzieć, mówi Fredzia….nie męcz się…. 

– umrzesz, umrzesz…

– poznaję cię przez ten zniekształcony bełkot ignoranta, Wojtuś….wiem, że masz datki i przygotuj się lepiej….ty też umrzesz, tylko trochę później….pozdrów mamę…

– no i co?, pytam

– jajco, Goly wkuwał swoje datki przez rok, a ona zapytała go o ostatnią lekcję….

– czyli po piątce….kto wręczy?

– Grześ, bo się dobrze prezentuje z Ewą….

–  a potem?

– jak zawsze, skałki  , datki i kolejna zrzutka.

– zbankrutujemy wszyscy, a tetetka?

– poczekamy….i tak musimy jechać do NRD po szyny…w Składnicy nie ma….”

 

Po przeczytaniu tego listu poprosiłam Jacka o wyjaśnienia a oto odpowiedź:

” – Trójka to program 3 polskiego radia dzięki któremu odkryliśmy Beatlesów kilka lat po ich rozpadzie.

-Tetetka to hobby kolejowe miniaturowe takiego rozmiaru. 

-Fredzia to Profesor Alfreda Dobosz – wykładowczyni geografii miała trzy słabości. Jedna zawodowa, jedna sadystyczna i ta trzecia lustrzana.

 

Słabość zawodowa:

Pani Alfreda była urodzoną turystką. W związku z czym wybrała sobie profesję adekwatną do poślubienia Pana jakiegoś pracującego w ministerstwie kultury, czy coś takiego. W związku z czym po każdej podróży przywoziła ze sobą worek skałek, a la scena z “Misia”. No i oczywiście musieliśmy zgadywać z jakiego okresu na przykład pozalogicznego pochodzą te kamienie. No i same tróje.

 

Słabość sadystyczna:

Datki. Zapisana nieobecność. Przepytanie trzy miesiące po dacie w ramach tematu. Uczniowie byli przywożeni ze szpitala na noszach, aby nie mieć datek. 

 

Słabość lustrzana:

To była słabość cudownie pachnąca, bajeczna i kolorowa.  Kosztowała nas mniej więcej dwieście złotych na miesiąc. Po wręczeniu bukietu kwiatów, Fredzia zwykle mówiła. Dziś nie będzie skałek, datek, tylko moja opowieść. Po czterdziestu pięciu minutach zastanawiałem się, czy nie lepiej rzeczywiście wydać na większe bukiety….

 

W końcu znalazłem się po drugiej stronie geografii w Liverpool.

Siedziałem w ławce z kolegą, tu urodzonym, wychowanym itd. od jakiegoś tam zesłanego ( do Australii- przyp. ZK) piątego pokolenia. Nachylam się nad nim podczas wykładów :

– słuchaj, co to jest z tą waszą najwyższą górą – jakaś kozyjosko, czy coś….skąd to się wzięło, ta nazwa,,,,

– nie wiesz? – moja babcia opowiadała, że dawno temu wszedł na tą górę Aborygen z jakiegoś plemienia i tam zamarzł na śmierć. Znaleźli jego szczątki po jakimś czasie i ochrzcili tę górę mianem Kozjosko – czyli tego Aborygena.

Powtórzyłem tę historię wyrywkowo na mieście – większość przytaknęła,

i tak zostałem pierwszym, drugim polskim „Aborygenem „ po Kościuszce.”

 

 

 

Fajny ten list, szczególnie gdy się rozczytać. Nauczycielka  geografii Jacka niezwykła niezapomniana…..

A dla Was Kochani, dociekliwych choć nie za bardzo a przede wszystkim cierpliwych kilka słów o tej górze oraz zdjęć.

Oczywiście z Wikipedii. Przy okazji sama się dowiedziałam. Na wszelki wypadek gdybym usłyszała będąc jakimś cudem w Australii – góra kozyjosko…

 

 

Mount_Kosciuszko01Oct06.JPG

 

Góra Kościuszki Australia. Aż dziw, że tam też śnieg, ale wtedy gdy u nas lato…

TriangułSzczyt.JPG

Triangul na szczycie Góry Kościuszki w Australii

TablicaInfoSzczyt.JPG

 Tablica na szczycie Góry Kościuszki w Australii…

Poza zdjęciami, skrót tekstu z Wikipedii poniżej…..

Góra Kościuszki jest  najwyższym szczytem  Australii ( 2228 m. n. p. m. ), położonym w Parku Narodowym Kościuszki Gór Śnieżnych

 

Odkryta i zdobyta w 1840 roku przez polskiego podróżnika Pawła Strzeleckiego i dla uczczenia pamięci gen Tadeusza Kościuszki jego imieniem.

 

Jednak dla Australijczyków nazwa jest trudna do wymówienia i na klawiaturach nie mają takich znaków jak „Ś”. Stąd ostatecznie używana jest tam nazwa Mount Kosciuszko co w wymowie mieszkańców brzmi „ kozyjosko”

 

I w dodatku prawie nikt nie wie skąd się wzięła taka nazwa. Jak pisze Jacek zwykle myślą o tajemniczych Aborygenach….

 

 

List od Jacka. „Moje kino.”

StaryRynekRatuszZGóra.jpg

Nie znalazłam zdjęcia kina o którym jest króciutka opowieść, która poniżej, więc Rynek i Ratusz.

W Zielonej Górze urodził się Jacek, lubi tu wracać. ..to urocze miasto…

 

 I kolejny list  od bratanka, Jacka Łukaszewicza….filmowca urodzonego w Zielonej Górze a od lat młodzieńczych mieszkańca Sydney

 

 

„Moje kino…

Cztery lata temu mój były wykładowca, a teraz kolega Jurek Domaradzki zrobił film pt. : “Piąta pora roku”. 

Dwa lata później byłem w Zielonej .

Lubię snuć się po deptaku. Mijalem Kino Nysa – moje Kino w którym się wychowałem. Wcześniej o tym nie myślałem.

Moją uwagę zwróciła ręcznie napisana kartka: “ dziś o 16 odbędzie się projekcja filmu pt: ”Piąta pora roku” w reżyserii Jerzego Domaradzkiego. Wszedłem do kasy. W okienku siedziały dwie starsze Panie pochłonięte rozmową o historii – jakoś wydały mi się znajome…

Kupiłem bilet, ale projekcja nie gwarantowana, bo musi być minimum pięciu widzów. Wróciłem przed czwartą i projekcja odwołana.  Dokupiłem więc cztery bilety i znalazłem się w świecie mojego dzieciństwa. Z tym, że teraz sala była pusta. 

Więc bawiłem się zmianą miejsc od pierwszego rzędu do balkonu. Na balkonie oglądałem fragmenty filmu oprawionego w moje kino.

W pewnym momencie usłyszałem magiczny dźwięk terkotania rolki filmowej na projektorze.

Poszedłem na górę i pan kinooperator – pan Tadeusz – wyprosił mnie, bo dla nieupoważnionych wstęp wzbroniony. Wróciłem po pięciu minutach z poczęstunkiem i przegadaliśmy cały film w projektorni.

Moje Kino było moim kinem na dwie godziny. 

Przyszedł mi pewien pomysł do głowy.

Po piętnastu biletach udało mi się przekonać pana Tadeusza na udział w moim filmie ‘Kino”.

W sumie pięć dni zdjęć – tutaj ( w Sydney- przyp. Z.K.) do tej pory bym czekał na pozwolenie różnych instytucji. 

Prześlę Cioci link za kilka tygodni.”

List od Jacka. Historia jednego zdjęcia.

I Jacek list napisał „…. wiosna, cieplejszy wieje wiatr, wiosna, znów nam ubyło lat, wiosna, wiosna

wkoło itd….

Te miniaturki, jak Ciocia je nazywa, to rzeczywiście takie Paciorki Jednego

Różańca. Wobec tego coś będę bazgrolił dalej….”

 

IMGP1913.jpeg

Jacek po prawej….

 

 

Jacek Łukaszewicz

Historia jednego zdjęcia

 

” W 1995 roku przyleciał do Sydney nasz Papież na beatyfikację Mary McKillop.

Wielkie wydarzenie.

Kręciłem dokument z pobytu Jana Pawła II dla TVP. Mieliśmy operatora z telewizji,  Wojtka, więc nie martwiłem się o materiały medialne.

Wszyscy akredytowani reporterzy mogli przebywać tylko w miejscach dla dziennikarzy, ogrodzonych  i otoczonych przez panów w garniturach ale bez poczucia humoru.

Więc cały świat oglądał wszystko z jednego punktu widzenia.

A ja z reguły lubię coś innego.

W parku – Domain – była odprawiana Msza przed beatyfikacją. Cały park otoczony był rusztowaniami dla snajperów.

Zmieniłem garnitur na moro, wziąłem kamerę, akredytację bezużyteczną i poszedłem do parku. Jakoś nikt nie zwracał na mnie uwagi. W związku z czym wspiąłem się na wieżę snajperską i miałem ciekawą perspektywę. Po czym po krótkiej rozmowie ze snajperem zszedłem na dół i dalej kręciłem. 

Następnego dnia Beatyfikacja wspomnianej Mary McKillop.

Stoimy wszyscy jak baranki w obozie dla dziennikarzy.

Wychodzą. 

Czapki Kardynałów i na końcu Nasz Papież.

Wojtek stał przy mnie. Powiedziałem, że za chwilę będzie skakał przez barierkę z kamerą. Nie bardzo rozumiał.  Ale skoczył.

Na niego ochrona, wtedy spokojnie przeszedłem przez barierkę i mam zbliżenie Ojca Świętego dotykającego kamerę błogosławiąc Polaków.

I w tym momencie skoczyła na mnie ochrona i zostałem aresztowany.

I znów pomógł mi polski paszport, bo po jakimś tam przesłuchaniu i pouczeniu puścili mnie wolno. No itd.”

Listo od Jacka. ” Śmierć na końcu lufy”

 

Kolejna opowieść bratanka o swojej pracy na antypodach….

IMGP1913.jpeg

Jacek w pasiastej koszuli

 

Autor Jacek Łukaszewicz

„Śmierć na końcu lufy

Kilka lat temu miał być przeprowadzony zamach wojskowy na Fiji. Australijczycy byli niemile widziani, ponieważ rząd nie popierał nowych władz.

 W międzyczasie kręciłem taki dokument o byłym zespole Marleya – The Whailers – podczas turnee w AU ( Australii- przyp.zk). Zespół został zaproszony na koncert do Suvy( stolica Fiji- przyp.zk ) w weekend ogłoszenia tam stanu wojennego.

Oprócz kontynuowania doko, dostałem też propozycje nakręcenia pierwszych wydarzeń “wojennych”, a ponieważ byliśmy z zespołem, byliśmy vipami. Umieścili nas w hotelu naprzeciwko lotniska z jednym wyjściem – brakowało tylko bramy typu Arbaht…

W spodniach miałem zaszyte kilka tysięcy na łapówki i po upiciu naszych aniołów stróżów wymknąłem się z kamerami na zewnątrz podczas godziny policyjnej.

Jakieś dziesięć minut jazdy była pierwsza blokada wojskowa.

Pomyślałem, że fajnie byłoby zrobić wywiad z dowódcą. Piechotą było zbyt niebezpiecznie. Nagle podjechała Nyska bez świateł. Na Fiji każdy samochód to taxi. Chciał 50 – zaoferowałem mu 200 pod warunkiem, że zorganizuje rozmowę z kapitanem.

Podjechaliśmy do blokady – zatrzymali nas po drugiej stronie. Mój kierowca wyszedł z samochodu i podszedł do żołnierzy. Jedną kamerę miałem na kolanach, drugą trzymałem normalnie. Nagle jeden z żołnierzy uderzył kolbą karabinu kierowcę w twarz. Podszedł do samochodu.

Przyłożył mi karabin do głowy i zaszczekał o dokumenty.

 Łamaną angielszczyzną i ręką z trzęsącą się kamerą podałem mu paszport. Polski.

Gościu nie wiedział jak reagować – łamaną angielszczyzną wytłumaczył mi, że jest godzina policyjna itd. Po czym zarekwirował mi kasetę  z nagraniem Koziołka Matołka, tudzież Krecika, które wożę ze sobą jako tzw.  przykrywkę.

I wtedy zobaczyłem Śmierć – śmierć na końcu lufy, której Bogiem jest teraz ktoś, kogo nie znam i w kogo istnienie nie wierzę.

To była iluzja wpatrzona w kulę, która czeka na swoją następną ofiarę w samobójczym wzlocie i wylocie. 

Przypadkowo miałem przy sobie polski paszport , a może to nie miało znaczenia.”