Śladami mojego Taty. Tato zdobywa zawód…

 

 

 

Po ukończeniu Szkoły Technicznej w Wilnie Tato przymusowo spędził dwa lata w wojsku, w Suwałkach. I o tym okresie niewiele wiem, gdyż Jego opowieści o późniejszym pobycie w obozie koncentracyjnym przykryły wszystkie inne. Pozostała jedynie ta fotografia. Oglądam ją z przyjemnością , bo podoba mi się ten młody wojskowy.

Nic dziwnego, że Mama się w nim zakochała…

 

I na tym chciałam zakończyć wpisy w tej części blogu, gdyż moi Rodzice rozpoczęli  nowe wspólne życie.. …Dalsze Ich dzieje będą zawarte w  rozdziale pt.  Losy moich Rodziców.

 

 

Na medycznej ścieżce. Moja druga ciąża i wojsko…

Ponieważ w poprzedniej ciąży byłam zwolniona z zajęć wojskowych, zaproszono mnie na kolejną komisję wojskową. Brzuchaci panowie w mundurach nie uwierzyli , że znowu jestem w ciąży. Kazali zrobić  rtg płuc. Mówiłam, że to może zaszkodzić , ale nikt mnie nie słuchał ani się nie przejmował. Miałam wrażenie , że jak nie zrobię tego rtg , to mnie nie wypuszczą z  wielkiego gmachu, gdzie urzędowali.. I w końcu bezradnie uległam.

Potem , gdy już możliwe było rozpoznanie ciąży przez ginekologa dostarczyłam odpowiednie zaświadczenie . Muszę przypomnieć, że był rok 1969, a wówczas testy ciążowe były wykonywane sporadycznie i wymagały znacznej pracy w laboratoriach, a o  USG nikt nie słyszał  . I dopiero wtedy mnie zwolnili. I to niespodziewanie- na stałe. Widocznie się spodziewali , że będę miała więcej dzieci :-)

I tak się skończyła moja przygoda z wojskiem. Ale nigdy nie zapomnę mojego  munduru z grubego   brudnozielonoego  sukna, który trzeba było zakładać w każdą  sobotę, nawet gdy panowały upalne dni. Opisywałam już wcześniej nasze zajęcia w studium wojskowym , nasz komiczny wygląd ,  chichoty którymi obrzucali nas przechodnie na ulicy oraz niewybredne żarciki młodzieńców, którzy na nami wołali : „ o dziurawe wojsko idzie….”

Na medycznej ścieżce. O profesorze Witoldzie Orłowskim, ojcu Tadeusza- mojego profesora interny.

 W poprzednim wpisie przypomniałam swoje czasy studenckie i zajęcia w Klinice którą kierował profesor Tadeusz Orłowski.

Wiedziałam, że był synem człowieka wielkiej sławy , również profesora medycyny- Witolda Orłowskiego( ur. w 1874 roku w Norwidpolu , zmarł w 1966 w Warszawie).

Niedawno  przeczytałam w Pulsie, gazecie wydawanej przez Izby Lekarskie o niezwykłych jego losach. Oto najciekawszy moim zdaniem fragment tych dziejów związany z tworzeniem się nowego państwa Polskiego, który przedstawiam we własnej wersji redakcyjnej. 

 

W czasie pierwszej wojny światowej władze rosyjskie wydały zgodę na tworzenie wojska polskiego w różnych regionach kraju. We wrześniu 1918 roku w Kazaniu nad Wołgą rezydował sztab niedawno utworzonej  formacji wojska polskiego.

 Prof. Witold Orłowski otrzymał  wezwanie, by zorganizować u jej boku służbę sanitarną. Gdy  dotarł tam z rodziną,  niebawem  bolszewicy ponownie zajęli  to miasto i wówczas cofnęli zgodę na tworzenie tam wojska polskiego. W tej sytuacji sztab musiał opuścić Kazań .

Profesor pozostawił żonę z czworgiem dzieci w Kazaniu, gdzie ponoć mieszkali w bezpiecznym miejscu, a sam wyruszył z wojskowymi, w letnim płaszczu, mając jedynie 100 rubli w kieszeni.

Prof. pisze w swoim dzienniku „Zapewniono mnie, że gdy wojsko radzieckie w nocy wejdzie do Kazania, na pewno popije się, a wtenczas będzie wycięte. Tak się już stało w Syzraniu. Za parę dni zatem wrócimy” – wyjaśnia.

Ale do Kazania nie wróci już nigdy. Wędrują pieszo lub na zarekwirowanych koniach. Noclegi i żywność zdobywają, grożąc użyciem broni. Sterroryzowany naczelnik małej stacji kolejowej wystawia im pociąg do Ufy. Jednak tam zastają miasto z porozlepianymi afiszami, wzywającymi ludność do ewakuacji gdyż zbliżają się tam czerwonoarmiści.

Profesor postanawia jechać na opanowaną przez” białych” Syberię, do Tomska. Stacjonuje już tam polska dywizja, utworzona do walki z Niemcami.
Dzięki wstawiennictwu ministra w rządzie admirała Kołczaka, który zarządza Syberią profesor otrzymuje tam etat uniwersytecki. Przez 10 miesięcy , które spędził w Tomsku, sprawuje opiekę medyczną nad polskimi żołnierzami.

W sierpniu 1919 roku wyrusza do Irkucka z zamiarem utworzenia szpitala Czerwonego Krzyża dla rannych żołnierzy. Ale tam dociera do niego telegram od komisarza wojska polskiego przy admirale Kołczaku z informacją, że został mianowany profesorem zwyczajnym medycyny wewnętrznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pisze: „Nie wierzyłem własnym oczom. Zostałem profesorem najstarszego uniwersytetu polskiego i jednocześnie otrzymałem pierwszą wiadomość o rodzinie”.

Rozważa różne możliwości wydostania się z Rosji do Polski.

Polski komitet narodowy w Irkucku próbuje zaangażować w te starania Romana Dmowskiego, który przebywa w Paryżu. Jednak po pewnym czasie Dmowski odpowiada, że mu się nie udało załatwić tej sprawy.

Profesor postanawia szukać okazji we Władywostoku, ale tuż przed wyjazdem zapada na dur osutkowy. Opuszcza Irkuck dopiero na początku lutego 1920 roku.

W tym czasie w placówce japońskiej w Czycie odbiera pismo z Ministerstwa Wyznań religijnych i oświecenia publicznego RP , zawiadamiające o nominacji na profesora UJ ( z 19.06.1919r) oraz list od żony, która pisze, że odnalazła go dzięki pomocy żony premiera Ignacego Paderewskiego- Heleny.

Wraca do kraju rosyjskim statkiem „ Jarosław” zarekwirowanym przez Anglików po wycofaniu się Rosji z wojny. Płynie z resztą polskiej dywizji syberyjskiej i rodzinami żołnierzy. Statek ten za caratu  przewoził galerników z Odessy na Sachalin, więc były tam bardzo trudne  prymitywne warunki a w dodatku   były kłopoty z zaopatrzeniem w żywność. I wkrótce z zapasów pozostała sól i cukier. Pasażerowie stawali się coraz bardziej zmęczeni i sfrustrowani.

Prof. Witold Orłowski jak zwykle starał się swoją aktywnością pobudzić lepsze nastroje wśród pasażerów. Organizował  kursy i wykłady dla dzieci i dorosłych. A trasa była bardzo długa. Płynęli poprzez Hongkong, Singapur, Kolombo. Adem, Port said, Gibraltar, Londyn, Kopenhagę do Gdańska.

To co zobaczył tak opisywał:
„Miasta, które zwiedziłem, miały piękne dzielnice europejskie i brudne, ciasne tubylcze, w których mieściła się masa miejscowej ludności o pożałowania godnym trybie życia”
– pisze. – „Niemile uderzał stosunek białych do kolorowych. Kolorowi nie kryli się z nienawiścią do białych. Tylko nas, Polaków, traktowali inaczej”.

Wreszcie 1 lipca 1920 roku statek zawinął  do Gdańska.

 

Profesor podejmuje pracę w Krakowie, Profesorowie Wydziału Lekarskiego przyjmują go życzliwie. Poza pracą kliniczną ma zajęcia ze studentami 4 i 5 roku, organizuje w klinice zebrania naukowe krakowskich internistów.

Po 5 latach przyjmuje propozycję objęcia katedry diagnostyki i ogólnej terapii na Wydziale lekarskim Uniwersytetu Warszawskiego. Klinika ta wówczas mieściła się w Szpitalu św. Ducha przy Elektoralnej.

W 1927 roku obejmuje katedrę szczegółowej patologii i terapii chorób wewnętrznych w Szpitalu Dzieciątka Jezus przy Nowogrodzkiej, którą prowadzi do 1947 roku. Dokonuje tam, ogromnych przeobrażeń. Wg obecnej opinii mądrych ludzi działa jak menadżer XXI wieku. Korzystając z pomocy wiceprezydenta miasta urządza oddział przemiany materii, który będzie obsługiwał wszystkich chorych szpitala. Organizuje znakomicie wyposażone pracownie biochemiczne, zdobywając fundusze od firm farmaceutycznych i Kasy Chorych oraz różne dotacje.

Stara się rozwiązać problem przewlekłej niewydolności krążenia poprzez rozpoznanie zaburzeń biochemicznych ustroju, które jego zdaniem wyprzedzają chorobę. Zauważyli to prof. z zagranicy a nawet prof. Gregersen z Nowego Jorku, ale miejscowi nie doceniali znaczenia badań swojego profesora. Dopiero po wojnie słysząc wykłady zapraszanych naukowców z zagranicy, zmienili zdanie.

Z Kasy Chorych otrzymuje pieniądze na urządzenie zakładu elektrokardiograficznego i dotacje na jego działalność. W rewanżu codziennie ma badać 6 chorych kierowanych przez kardiologów. Jednak zauważa, że żaden lekarz z Kasy Chorych nie skorzystał z tej oferty. …

 

Zapamiętano profesora z czasów okupacji, gdy z wielkim zaangażowaniem narażając się na niebezpieczeństwo zajmował się tajnym nauczaniem młodych kadr medycznych.

W latach 1928- 1948 był redaktorem naczelnym uznanego wydawnictwa :” Polskiego Archiwum Medycyny Wewnętrznej”

Otrzymał liczne  tytuły doktora honoris causa m. in. Akademii Medycznej w Łodzi i Uniwersytetu Jagiellońskiego.

 

.

Napisał znakomity 8 tomowy podręcznik chorób wewnętrznych .

Kiedyś otrzymałam od dr Kaczmarka z Gorzowa te książki, wydane na nieciekawym szarawym papierze, pachnące starym kurzem. Budziły mój  ogromny szacunek i wzruszenie. Gdy się zaczytywałam, treści wtedy wydawały mi się ponadczasowe…niestety ofiarowałam te tomiska młodej lekarce i poszły sobie w świat. A szkoda….