Nieustanna terapia Wiechem . „ Kot pocztowy” i moje zapiski na marginesie.

A może jeszcze raz „ powtórka z Wiecha „ ? Właśnie „spotykam go” na moście Kierbedzia, gdy zwyczajowo ucina pogawędkę z dorożkarzem ……  zdjęcie z netu ….

A może jeszcze raz powtórka z Wiecha ? Choć koledzy z innych stron kraju wolą swoje regionalne gwary , do których mają szacunek i sentyment –  którymi jak pisze Mariolka o swojej Wielkopolsce  „ posługiwali się Jej przodkowie „ ….

Nic dziwnego, moje serce też od razu ogrzane – gdy słyszę miękko wymawiane „ ł” u ludzi ze wschodu – bo  tak mówił mój Tato, czy gwarę góralską Matki – która z siebie zupełnie ją wypleniła – ale kiedyś z ciotkami zaczęła mówić tak jak one – niewiele z tego zrozumiałam  🙂

Choć do warszawskiej gwary czy Wiecha nie mam takiego stosunku emocjonalnego,  lubiłam w latach  80 ubiegłego wieku wracając z pracy w CZD wstępować w okolice ulicy Brzeskiej na Pradze i Bazar Różyckiego by posłuchać jak tam ludzie mówią – zachowali wiele z gwary warszawskiej.

Jurek tego teraz nie słyszy będąc w Warszawie, bo nie zapuszcza się na prawą stronę Wisły, gdzie pozostało wielu warszawiaków cwaniaków – wszak resztę miasta zburzono, mieszkańców zamordowano lub wypędzono…. Muszę kiedyś tam zajrzeć – także na ulicę Stalową, słynne Szmulki, gdzie spędzał ostatnie lata Stefan Wiechecki….

Biografia Stefana Wiecheckiego jest ciekawa i barwna. Był jak ptak rajski…… Przytoczyłam wybrane fakty we wpisach zeszłorocznych, więc powtórzę teraz istotne,  dla mnie  najbardziej soczyste . 

Po różnych jego perypetiach z dzieciństwa i  burzliwej wczesnej młodości można pisać całe tomy ,o późniejszych   aktorskich, teatralnych, a także literackich – także. Ale na kilka lat przed wybuchem II wojny światowej zajął się dziennikarstwem sądowym .

 Przesiadywał w sądzie grodzkim, który zajmował się niewielkimi sprawami natury raczej pieniaczej lub porachunkowej maluczkich.

Miał zapewne  niezły ubaw z miałkości  spraw tam poruszanych, z pyskówek oraz wielkiej galerii typów, nierzadko spod ciemnej gwiazdy, które przewijały się w salach tego sądu .  

Redakcje” Kuriera Warszawskiego” i „Kuriera Czerwonego” , która go wtedy zatrudniały nie żądały sprawozdań poważnych, akceptowały humorystyczne interpretacje i wymysły Wiecha. 

Notował –  zresztą zgodnie z prawdą –  że jego bohaterowie mówili ” musiem”, ”zamiaruje”, „ u nasz”,  „Żalibosz „.  Na ZUS mawiano  „ Chora Ubezpieczalnia” , a fikcyjni bohaterowie Wiecha –  Walery Wątróbka i Piecyk  – Urząd Stanu Cywilnego nazywali „ magistrackim kościołem ”, posterunkowego –” postronkowym”, fatamorganę przemianowali na „ fatamruganę”,

a przepity głos to był ….. „ sznaps- baryton”…..

Albo relacjonował też to,  co miało  miejsce ,  a oddawało naturę ludzi i powodowało, że człek się uśmiechał – np. :

„Po ogłoszeniu wyroku sędzia zapytał jeszcze pierwszego świadka :
– Panie Gołąb, dlaczego właściwie domagał się pan rozprawy przy drzwiach zamkniętych?
– Bo przeciąg był , a jak ja w cugu przemawiam, chrypki dostaje i migdały sie mnie powiększają. „

[ Na marginesie, tak sobie myślę, że może nasz Czcigodny Kolega Profesor Jurek Marcinkowski mógłby dodać inne zabawne historyjki z sal sądowych, na których bywa w charakterze biegłego od ponad 30 lat …choć to inne czasy i sprawy innej wagi  ]

       „ Stefan Wiechecki używał  pseudonimu Wiech, co wg jego żony- tak,  stale tej samej Ireny z teatru gdzie jako młody chłopak był cyganem a ona przed nim tańczyła – skrócił swoje nazwisko z prozaicznego powodu jakim było lenistwo J  On sam wyjaśniał, że chodziło mu o wiechę, którą murarze wieńczą najwyższe piętro wznoszonego budynku a pracodawca zaprasza ich na popijawę…..”

       Czas okupacji niemieckiej Wiech opisał w powieści „ Cafe pod Minogą” wydanej w 1947 roku. W 1959 roku na podstawie tej powieści zrealizowano film o tym samym tytule.

      Po wojnie Stefan Wiechecki nadal mieszkał w kamienicy na rogu Stalowej i Inżynierskiej, tj. na warszawskiej Pradze, na tzw. Szmulkach,  , gdzie prowadził niewielki sklepik ze słodyczami. Jak już wspomniałam, a co wszyscy i tak wiedzą, że Warszawa leżała w gruzach, mieszkańców zabito lub wypędzono i jedynie tam pozostali rdzenni warszawiacy a z pożogi wojennej ocalały kamienice . I właśnie tam jak w soczewce się skupił ocalały koloryt dawnej Warszawy.

Toż to był dla Wiecha istny raj, niewyczerpane źródło z którego czerpał pisząc swoje felietony. 

    Wówczas  pisywał  do „Życia Warszawy” i „Kuriera Codziennego” a następnie do „Expressu Wieczornego”, któremu był wierny aż do śmierci. Poszerzał galerię swoich bohaterów, chociaż fikcyjnych, ale jędrnych żywych i skupiających wszystkie charakterystyczne cechy warszawiaków. Do znanego sprzed wojny historyka – amatora – Teofila Piecyka dołączyli inni bohaterowie jak Walery Wątróbka komentator codziennych wydarzeń w stolicy i jego żona Gienia, brat Gieni – Piekutoszczak, wuj Wężyk z Grójca, ciotka Kuszpietowska oraz Apolonia Karaluch. Zbiory tych felietonów ukazywały się w odrębnych publikacjach np. „Ja panu pokażę” ( 1938). „Wiadomo- stolica” ( 1946), „Helena w stroju niedbałem „( 1949), „Ksiuty z Melpomeną „( 1963), „Śmiech śmiechem” ( 1968), „Dryndą przez Kierbedzia” ( zbiór felietonów sprzed II wojny światowej, wydany w 1990 r. )

 Po „ Express Wieczorny” z felietonami Wiecha ustawiały się pod kioskami kolejki…..

 I jeszcze jedna ciekawostka :

       Podobno  było tak , że gdy czytelnik tekstów Wiecha spotykał go na gruncie prywatnym czy zawodowym wpadał w osłupienie.

Otóż ten człowiek piszący gwarą ludzi z nizin społecznych, cwaniaczków z warszawskich przedmieść, był wytwornym , elegancko ubranym panem, czarował swoich rozmówców wyglądem i erudycją. Posługiwał się piękną, nieskazitelną polszczyzną….

Publicysta i prawnik Tadeusz Wittlin w książce „ Nad szarej Wisły brzegiem. Książka o Stefanie Wiecheckim – Wiechu i jego barwnej uroczej Warszawie” tak  opisywał swoje pierwsze spotkanie z Wiechem w przedwojennej redakcji „Kuriera Czerwonego”  :

” (…) widzę przez szybę siedzącego za biurkiem wytwornego pana w średnim wieku z monoklem w oku i z lekko zarysowanym wąsem, przyciętym brzytwą. Czarne ubranie z kamizelką skrojone idealnie, niewątpliwie na miarę, kremowa koszula za złotymi spinkami przy mankietach i granatowy w czerwone prążki krawat zawiązany z precyzją dopełniają nieskazitelnej całości.”

     Na Wiecha jeszcze nie przyszedł czas, tylko niektórzy jak mój syn, mają w swoich biblioteczkach , o czym się dowiedziałam niedawno – podniszczone, bo kupione w antykwariatach tomiki dawnych wydawnictw felietonów Wiecha…

Zdarza się też, że ludziska, nawet młodzi rzucają” wiechami”. 

Bo Wiecha czytywali nie tylko intelektualiści, ale też zwykli zjadacze chleba.  Długo królowały  na warszawskich ulicach Targówka, Woli, na bazarach Hali Mirowskiej czy Polnej  no i oczywiście Pradze jego powiedzonka takie jak:

„ – Wypotrzebował ją  – W ząbek czesany  – Znakiem tego  – Śmiej się pan z tego  –  Przypuszczam, że wątpię  –  Skoro jeżeli –  A to ci polka – Niech ja skonam..            „

A niedawno się dowiedziałam, że Wiech jest twórcą powiedzenia „ wiek trolejbusowy”, gdyż w pewnym czasie po Warszawie jeździły trolejbusy z numerami od 50-99  🙂

Ale o tym później…

 Może pamiętacie czas, gdy wprowadzono kod pocztowy  i ryby sprzedawano w baliach na ulicach a o oczyszczalniach ścieków prawie nikomu się nie śniło ? Dla młodych to jak bajka z epoki faraonów  ……a teraz tamte klimaty zatrzymane w kadrze ….

 Kopiuję to, co zamieściłam w blogu 31 grudnia 2016 roku . Tekst Wiecha przepisałam  w całości ze  starannym zachowaniem wszystkich gwarowych i wiechowych „ udziwnień „  🙂

 Właśnie nadchodził Nowy 1973 rok a Stefan Wiechecki czyli Wiech miał wtedy 77 lat i tak oto pisał:

<<  KOT POCZTOWY

No to Święta już na całe pare czuć w powietrzu. Nie byłoby wiadomo  detalicznie jakie, czy Wielkanoc, czy Boże Narodzenie, gdyby nie handel, któren wcześniej w tem roku wyskoczył z choinkowem towarem.

Wszędzie bombek a bombek, zabawek a zabawek. Nawet dwóch świętych Mikołajów widziałem na ulicy. Oba zalane w bambus, przez MHD byli wyjęte do roznoszenia dzieciakom prezentów zakupionych przez rodziców.

No to kto świętego Mikołaja nie przyjmie kielichem i letką zagrychą? Ale to jest dopieru początek, prawdziwy ruch zacznie się za pare dni. Podobnież samych ryb ma stanąć przed warszawskiemy sklepamy sześćset dużych balii. Można bedzie  przebierać jak w ulęgałkach.

Taka przedsklepowa sprzedaż na ulicy ma jeszcze te dobre strone, że kupujący nie czuje, czem dana rybka podchodzi.

Bo niektóre rybki lubieją na przykład pachnieć naftą, insze znowuż dziegciowym mydłem. Są z zapachem świeżej choiny, starodrzewu albo wędzonego boczku. Tak zwany wachlarz jest poważny. Wszystko w zależności, jaka fabryka swoje ścieki do danej rzeki wypuszcza.

Najlepiej jest, o wiele robi to cukrownia, bo rybka wychodzi słodka w smaku. Rzecz jasna, że nie każden to lubi. Ale jest na to rada. Przyrządzić z takiego towaru karpia w szarem sosie z rodzynkami i migdałami. Najwięcej nawet oblatany po proszonych obiadach gość – nic nie sporutuje.

Z nafcianem albo dziegciowem zapaszkiem jest już gorzej, ale dobra gospodyni tyż sobie z tem poradzi. Zrobi chrzan mocniejszy i po krzyku.

Zresztą podobnież coraz więcej fabryk oczyszcza swoje pomyje przed wypuszczeniem ich do rzeki. Także ryb z dodatkowem zapachem kosmetycznem spodziewać się w handlu nie należy. Chyba żeby oczyszczalnia gdzieś nawaliła. To już mówi się trudno, wypadek losowy.

Także samo poczta szykuje się do świątecznego ruchu, bo kto ma ręce i nogi i jest jako tako piśmienny świąteczne pocztówki rodzinie i znajomem pcha. Po każdych świętach cały personel pocztowy, na dobre sprawe nadaje się do sanatorium wypoczynkowego.

Ale od nowego roku ma być podobnież lepiej. Każden jeden lokator  oprócz adresu : miasta, domu i ulicy otrzyma jeszcze swój własny numer pocztowy, po któren będzie go można poznać jednem rzutem oka na koperte. Taki numer ma się nazywać po zagranicznemu „ kod”.

Faktycznie nieraz takie kozaki ludzie na kopertach wypisują, że najlepszy aptekarz nie odczyta, numer już łatwiej bedzie zgadnąć. Chociaż po mojemu i to ma swoją kiepską zalete. Jak zapamiętać pocztowe numera znajomych, a nawet najbliższej rodziny, jeśli się ma jej, jak na przykład ja, osób osiemdziesiąt siedem?

O wiele na przykład obecnie taki szwagier nie może spamiętać, czy ja zamieszkuje pod numerem 43, czy 34 Kawęczyńska, to jak on spamięta, kto jakiego  ma koda?

Kota pocztowego będzie można z tem dostać, zaczem się przyzwyczajem. No, ale jak mus, to mus, kultura i sztuka tego od nasz żąda i musiem się poddać. Niejeden dwa tuziny koper zużyje, zaczem jak się należy bez pomyłki ten numer napisze, bo ma być cholerycznie długi. No, ale co, z podstępem technicznem bedziem walczyć? Dawać koda!

Za to podobnież o całe dwadzieścia cztery godziny wcześniej listy rodzina będzie mogła otrzymać, nawet o wiele wyjedziem z „ Orbisem” na Święta. Bardzo ciekawe lekrame żeśmy o tem przeczytali. Tylko się namyślamy, gdzie jechać. „ Batorem” na Wyspy Kanarejskie, do Indii czy Honolulu? Czy tyż spokojnie sobie samolotem do Egiptu, Konga czy może do Mozambiku?

Chodziem i kompinujem, ale chyba do wuja Mrówki pod Garwolin pojadziem. Taniej blisko, niemęcząco i jak coś gryzie, to najwyżej pluskwy, a w ciepłych krajach można być rąbniętem przez węża pytona albo inszego grzechotnika drania.

Zasuwamy do Garwolina.   >>

A może nawet Leszek zajrzy i przeczyta do końca, wprawdzie z niejakim niesmakiem, bo jak zauważył w naszej Grupie messengerowej – można czytać co innego – i się uśmiechnie, przynajmniej do mnie, jeśli nie do Wiecha  🙂

Przed dwoma laty byłam na spotkaniu z czarującym prof. Bralczykiem –  a właściwie czarującym tym o czym i jak opowiada – zadałam pytanie – co sądzi o Wiechu  wobec tak licznych kontrowersyjnych opinii  ? – zobaczyłam szeroki uśmiech Profesora i Jego – uwielbiam – usłyszałam …….

 

zdjęcia okładki z netu

przyrody jak zwykle własne . 🙂

Terapia Wiechem.” Kot pocztowy”

 

Kochani, zakończmy ten Stary Rok i zacznijmy Nowy 2017 z uśmiechem dobrego starego Wiecha.

Odkryłam go na nowo i pokochałam za dobrotliwy humor, bezkąśliwość, różnorodność scenek rodzajowych, obrazki starej Warszawy , barwę jej mieszkańców i ocalenie starych gwar warszawskich. Za to, że dał nam zatrzymany czas , pulsujący, wiecznie żywy i radosny. Nie tylko czas przedwojenny ale i ten nasz, który pewnie pamiętamy….

O tym, jak dotarłam do tego punktu napiszę potem.

Na razie poczytajmy, odprężmy się i przytulmy ludzi.

Niech się Szczęści Nowy Rok!!!!!!!!!!!!

 

 

 

 Stefan_Wiechecki_20-113.jpg

Właśnie nadchodził Nowy 1973 rok a Stefan Wiechecki czyli Wiech miał wtedy 77 lat i tak oto pisał:

 

<< 

 

                                        KOT POCZTOWY

 

      No to Święta już na całe pare czuć w powietrzu. Nie byłoby wiadomo  detalicznie jakie, czy Wielkanoc, czy Boże Narodzenie, gdyby nie handel, któren wcześniej w tem roku wyskoczył z choinkowem towarem.

     Wszędzie bombek a bombek, zabawek a zabawek. Nawet dwóch świętych Mikołajów widziałem na ulicy. Oba zalane w bambus, przez MHD byli wyjęte do roznoszenia dzieciakom prezentów zakupionych przez rodziców.

      No to kto świętego Mikołaja nie przyjmie kielichem i letką zagrychą? Ale to jest dopieru początek, prawdziwy ruch zacznie się za pare dni. Podobnież samych ryb ma stanąć przed warszawskiemy sklepamy sześćset dużych balii. Można bedzie  przebierać jak w ulęgałkach.

      Taka przedsklepowa sprzedaż na ulicy ma jeszcze te dobre strone, że kupujący nie czuje, czem dana rybka podchodzi.

       Bo niektóre rybki lubieją na przykład pachnieć naftą, insze znowuż dziegciowym mydłem. Są z zapachem świeżej choiny, starodrzewu albo wędzonego boczku. Tak zwany wachlarz jest poważny. Wszystko w zależności, jaka fabryka swoje ścieki do danej rzeki wypuszcza.

     Najlepiej jest, o wiele robi to cukrownia, bo rybka wychodzi słodka w smaku. Rzecz jasna, że nie każden to lubi. Ale jest na to rada. Przyrządzić z takiego towaru karpia w szarem sosie z rodzynkami i migdałami. Najwięcej nawet oblatany po proszonych obiadach gość- nic nie sporutuje.

     Z nafcianem albo dziegciowem zapaszkiem jest już gorzej, ale dobra gospodyni tyż sobie z tem poradzi. Zrobi chrzan mocniejszy i po krzyku.

     Zresztą podobnież coraz więcej fabryk oczyszcza swoje pomyje przed wypuszczeniem ich do rzeki. Także ryb z dodatkowem zapachem kosmetycznem spodziewać się w handlu nie należy. Chyba żeby oczyszczalnia gdzieś nawaliła. To już mówi się trudno, wypadek losowy.

     Także samo poczta szykuje się do świątecznego ruchu, bo kto ma ręce i nogi i jest jako tako piśmienny świąteczne pocztówki rodzinie i znajomem pcha. Po każdych świętach cały personel pocztowy, na dobre sprawe nadaje się do sanatorium wypoczynkowego.

     Ale od nowego roku ma być podobnież lepiej. Każden jeden lokator  oprócz adresu : miasta, domu i ulicy otrzyma jeszcze swój własny numer pocztowy, po któren będzie go można poznać jednem rzutem oka na koperte. Taki numer ma się nazywać po zagranicznemu „ kod”.

      Faktycznie nieraz takie kozaki ludzie na kopertach wypisują, że najlepszy aptekarz nie odczyta, numer już łatwiej bedzie zgadnąć. Chociaż po mojemu i to ma swoją kiepską zalete. Jak zapamiętać pocztowe numera znajomych, a nawet najbliższej rodziny, jeśli się ma jej, jak na przykład ja, osób osiemdziesiąt siedem?

     O wiele na przykład obecnie taki szwagier nie może spamiętać, czy ja zamieszkuje pod numerem 43, czy 34 Kawęczyńska, to jak on spamięta, kto jakiego  ma koda?

     Kota pocztowego będzie można z tem dostać, zaczem się przyzwyczajem. No, ale jak mus, to mus, kultura i sztuka tego od nasz żąda i musiem się poddać. Niejeden dwa tuziny koper zużyje, zaczem jak się należy bez pomyłki ten numer napisze, bo ma być cholerycznie długi. No, ale co, z podstępem technicznem bedziem walczyć? Dawać koda!

      Za to podobnież o całe dwadzieścia cztery godziny wcześniej listy rodzina będzie mogła otrzymać, nawet o wiele wyjedziem z „ Orbisem” na Święta. Bardzo ciekawe lekrame żeśmy o tem przeczytali. Tylko się namyślamy, gdzie jechać. „ Batorem” na Wyspy Kanarejskie, do Indii czy Honolulu? Czy tyż spokojnie sobie samolotem do Egiptu, Konga czy może do Mozambiku?

   Chodziem i kompinujem, ale chyba do wuja Mrówki pod Garwolin pojadziem. Taniej blisko, niemęcząco i jak coś gryzie, to najwyżej pluskwy, a w ciepłych krajach można być rąbniętem przez węża pytona albo inszego grzechotnika drania.

    Zasuwamy do Garwolina. >>

 

Wyjęte z tego tomiku:

A to ci polka!Wiech1974.jpg