Spotkanie z Marconim.

markoniec.JPG 

Aleja Mickiewicza wiodąca z Rynku i za bramą przechodząca w  Aleję Marzeń…widok z Parku Zdrojowego…

 

 

Od trzech tygodni codziennie spotykam się z Henrykiem Marconim. Ten słynny architekt często odwiedza Park Zdrojowy w Busku.

Jeśli czasem zapomni, przywołuję go natężając myśli. Źle napisałam. Myśli o Marconim nie natężam, bo same wychodzą z mojej głowy, gdzie jest im tłoczno. Wyfruwają w tym miejscu , na cudnej parkowej  Alei Marzeń , gdy  wpatruję się w  Łazienki, które lśnią na jej końcu jak drogocenna kolia , i gdy odwracam głowę  by zobaczyć szczyt Garbu Pińczowskiego, gdzie Rynek….

I wtedy widzę, że jest , on, wielki Henryk Marconi. Nadchodzi a właściwie spływa z wysoko położonego Rynku. Gdy się do mnie zbliża, widzę na jego twarzy zadowolenie i dumę , że to on zaprojektował cały ten kompleks. Taki udany, miły oku całościowy kompleksowy projekt. Jego jest  Rynek i obecna Aleja Mickiewicza spływająca wstęgą szeroką w dół i przez wielką bramę ogrodzenia  przenikająca we wspomnianą Aleję Marzeń otuloną starymi drzewami parku które stoją na wielkim  puchatym zielonym dywanie przetkanym zawilcami i fiołkami   by zatonąć w Łazienkach czyli obecnym Sanatorium…..

Był rok 1822 gdy generał  Pac zaprosił do nas, do  Królestwa Polskiego 30 letniego wówczas rzymskiego architekta. Ten się zgodził , pozostał, działał, pracował , projektował , tu żył, założył rodzinę i zmarł mając 71 lat, co w tamtych czasach było wiekiem sędziwym. Na warszawskich Powązkach znajduje się jego grób, skromny, jednopłytowy….

 W Wikipedii nazywają go jednym z najwybitniejszych polskich architektów  pierwszej połowy XIX wieku. Podkreślam, polskich architektów. Pytam czy to prawda, że czuł się Polakiem, potwierdza….

Potem zaprasza mnie do Łazienek na kawę do maleńkiej uroczej kawiarni. Wiem, że kawa już pachnie i czeka sernik na gorąco, wart grzechu, tym bardziej, że nawet mój glukometr nie wariuje po takiej uczcie…

A dookoła jest pięknie i magicznie….

 

 

maroo.JPG

 

Dawne Łazienki Marconiego zwane teraz Sanatorium. Widok spod bramy Parku Zdrojowego…

 

marwnetrze2.JPG

 

W Łazienkach Marconiego

 

 

marwnętrze1.JPG

Hall Łazienek Marconiego- Orfeusz

 

marwnętrze.JPG

Hall Łazienek Marconiego- Eurydyka

 

 

marbalowa.JPG

 

Łazienki Marconiego. Dawna sala balowa przekształcona w latach 50 ubiegłego wieku w salę koncertową..

 

 

marwnętrze4.JPG

 

W  Łazienkach Marconiego…

Na medycznej ścieżce. Łazienki i pluskwy.

Gdy docierałam do domu pacjenta na tzw. wizytę domową miałam zakodowany zwyczaj mycia rąk przed zbadaniem pacjenta.

 Wchodziłam więc do łazienki a tam bywały dziwy.

Na przykład w jednym mieszkaniu w wannie mieszkały sobie najspokojniej urocze króliki.

W innych, też w wannie  przechowywano ziemniaki.

Już nie wspomnę o obowiązkowym pławieniu tam karpii w okresie przedświątecznym.

Ale zwykle jakiś dostęp do umywalki był, więc już później nie rozglądałam się wokół, myłam rączki, wycierałam w swój sweter albo bywało podawany usłużnie przez panią domu ręczniczek.

Po zbadaniu chorego siadałam na brzegu krzesełka trzymając na kolanach torbę do której chowałam słuchawki i aparat do mierzenia ciśnienia , na torbie układałam  kartę pacjenta, receptariusz ewentualnie rozkładałam bloczek z drukami zwolnieniowymi . I pisałam, pisałam pisałam wszystko to, co musiałam napisać….

Dlatego tak ostrożnie  postępowałam, bo gdy kiedyś podniosłam głowę , zauważyłam, że wzdłuż ściany spokojnie zmierza w stronę kontaktu wielka spokojna ale obrzydliwa pluskwa, a za nią zdążała druga.Trzeciej już nie wypatrzyłam, bo spuściłam wzrok.

Do tej pory nigdy nie widziałam takich stworzonek, ale z opisów wiedziałam jak wyglądają.

Stąd moja nieufność, czy nie przeniosę w domowe pielesze jakiegoś skądinąd może sympatycznego zwierzątka.

I dlatego unikałam układania swojej torby na podłodze.

A na stole się nie godziło, bo tam zwykle na szkle przykrywającym blat panowała waza ze sztucznymi owocami

I stąd moje nieomal akrobacje, by na maleńkiej własnej przestrzeni zmieścić to co przyniosłam na tę wizytę.