Moje góry pamiętają, choć nieme (4)

Na zdjęciu (własnym) Skalite – góra w Beskidzie Śląskim, często odwiedzana…

Dni Marianny mijają jak paciorki różańca, który codziennie odmawia, gdy nadchodzi wieczór . . Aż wreszcie, pewnie to było w niedzielę, zapanowało nagłe  ożywienie we wsi Radziechowy.  Ludziska wylegli przed domy i wypatrywali, bo właśnie z daleka nadjeżdżała piękna bryczka  zaprzężona w  rącze konie. Zatrzymuje się przed domem Marianny. Wysiada rosły, barczysty mężczyzna. Jest przystojny dojrzały i co widać po świetnie utrzymanych i ozdobionych koniach, bogaty  .

Marianna chce uciekać, ale rodzice ją zatrzymują. Posłuszna więc ich rozkazom powoli wraca do chałupy i siada w najciemniejszym kącie izby. Siedzi cichutko, przyczajona i przypomina ptaka, który do tej pory szybował nad górami. I został  zniewolony , zamknięty w klatce i  tylko czuje jak szybko bije wystraszone serce…

Rodzice wychodzą przed dom, witają się ulegle i zapraszają do domu. Do izby wchodzi Michał.   Od wejścia patrzy na  dziewczynę, domyśla się, że to ona jest mu przeznaczona.  Ogląda ją starannie. Bo przyjechał w określonym celu.  

 Marianna  biernie się poddaje ocenie. Chciałaby wyć z bólu. Ale nie wolno, więc siedzi wyprostowana i  z całej siły  zaciska dłonie złożone na kolorowej spódnicy. Bo przecież ją wystroili świątecznie. W śnieżną bluzkę , wyszywany serdak, spódnicę rozłożystą w barwne wzory kwiatowe. Matka oddała jej swoje prawdziwe korale, które pulsują czerwienią w ciemnej izbie.

Marianna myśli, że jest na targowisku, gdzie sprzedają konie . I jest poddawana ocenie, czy się nadaje….

Stopniowo łagodnieją  gniewne i bardzo brązowe oczy Michała. Widocznie pozytywnie ocenił  urodę  dziewczyny oraz  jej przydatność w jego chałupie i gospodarstwie.

Jest tak jak uznali sąsiedzi,  dziewczyna może być jego żoną.

Zdecydowany, prosi ojca o rękę jego córki,  przedstawia jakieś propozycje majątkowe.

To  transakcja.

Wszyscy wiedzą , że ma pięcioro   małych dzieci. Ale  czy rodzice Marianny o tym myślą? Prawdopodobnie to dla nich nie ma znaczenia.  Tutaj panują brutalne życiowe prawa. Ważne, że dla ich córki jest to poważna partia. Ma szansę wyjść za mąż i zostać panią na gospodarstwi…

Rodzice podejmują decyzję, nie zwracają uwagi na Mariannę , której właśnie pęka serce, a może kamienieje. Nikt nie zwraca uwagi na jej nieśmiały protest. A może ona w ogóle nie protestuje, biernie się poddaje woli rodziców. Nie podejmuje walki, bo już jest przegrana. Musi być uległą dobrą córką. Takie  to czasy…

A może jednak któreś z rodziców, matka  czy  ojciec, mają wątpliwości. I jest  im żal, że oddają taką młodą i to oddają właściwie na ciężką pracę, nieomal katorgę i stracenie.

Jest to prawdopodobne,  przecież wtedy , nawet w tych surowych górach chyba  ludzie mają serca.

Czy można sobie wyobrazić co czuje Marianna, gdy finalizuje się  umowa  poślubienia wdowca z pięciorgiem małych dzieci.

Może szczęśliwie jeszcze sobie nie zdaje sprawy,  z tego co ją czeka.

Jeszcze ostatnie spotkanie z ukochanym. Rozstanie i ostatnie łzy.

A potem już nie płacze,  tylko przychodzi do niej wielki smutek i jest stałym mieszkańcem jej oczu.   Ten smutek jest wszechogarniający   i tak trwały, że po bardzo wielu latach jeszcze go znajduję  w spojrzeniu mojej Mamy i jej rodzeństwa.

Na dnie  pięknych oczu dzieci Marianny i Michała zawsze się czaił smutek…jak dobrze  pamiętam….no może poza władczymi oczami wujka Szczepana….

W ciągu kilku godzin pobytu Michała Jakubca we wsi Radziechowy,  rodzice Marianny zgodzili się oddać mu swoją młodziutką córkę oraz omówiono szczegóły wesela a co najważniejsze zasady finansowe. Przecież to małżeństwo było właściwie kontraktem. Co czuła Marianna, nikogo nie interesowało. To, że bogaty wdowiec był dużo starszy i miał pięć  córek nie było ważne. Liczyło się to, że stanowił  dobrą partię dla dziewczyny.

A ona pięknie wystrojona była mu pokazywana jak lalka na odpuście.

Michał wraca do Godziszki, do swojej chałupy pełnej dzieciarni.  Ma trochę czasu na samotne rozmyślania. Musi przebyć ok. 20 km, droga jest trudna. Pokonuje  wysokie wzniesienia, ostre zakręty a najgorzej jest, gdy czasami bryczka niebezpiecznie przechyla się na jeden bok. Nie mieści się ona na wąskiej drodze i koła z jednej strony unoszą się  wysoko na strome bardzo wysoko uniesione pobocze. Tutaj często się zdarzają takie wąskie, głębokie drogi, gdyż zwykle na ich dnie płyną niewielkie strumyki, które w czasie ulewnych dni niebezpiecznie przybierają, pogłębiając koryto drogi. Teraz to już  są asfaltowe, wijące się jednak szosy pomiędzy wsiami….ale wracam do tamtego czasu….

Gdy konie z trudem utrzymują równowagę bryczki, Michał rozmyśla, wyobrażając sobie dalsze życie. Może jest zadowolony, że wreszcie podjął decyzję i jego życie będzie łatwiejsze. Może ma wątpliwości…. 

Na medycznej ścieżce. Anula.

Anula

 

Mieszkała w Podkowie Leśnej ze swoją mamą- panią Zaorską , która pochodziła z Chełmońskich, tych Chełmońskich.

Miała dwie nastoletnie wtedy córki, które później poznałam. Były to przystojne , wysokie, smukłe długowłose dziewczyny.

Anula opowiadała o swoim małżeństwie, które się rozleciało, gdy urodziła się młodsza córka. Bardzo się kochali, ale miłość trwała krótko, właściwie moment jego odejścia wiązał się z poprawieniem ich sytuacji mieszkaniowej.

On był asystentem na Politechnice, mieszkał w niewielkim pokoiku w tzw. domkach fińskich na Jelonkach.

Były one tzw darem ZSRR dla Polski. Początkowo mieszkali w nich budowniczowie Pałacu Kultury, a potem spełniały rolę akademików. Domki były drewniane, miały cienkie ściany i właściwie trudno było je ogrzewać, zresztą pewnie trzeba było mieć na to fundusze.

Po ślubie, zamieszkali tam razem, spali na wąskim tapczaniku, Anula od strony zewnętrznej ściany i zdarzało się, że zimą budziła się z włosami przymarzniętymi do ściany. A miała wówczas piękne, długie i gęste , naturalnie jasne.

Widziałam jej zdjęcia z tych lat. Można było się zachwycić.

Ponieważ pensja asystenta była niewielka, a Anula jeszcze studiowała, dorabiała  jako modelka w Modzie Polskiej. Nic dziwnego. Słusznego wzrostu , bardzo szczupła .o bardzo długich nogach i  cienkich pęcinach i wielkich błękitach oczu , została łatwo zakwalifikowana do tej pracy.

Wkrótce urodziła  córkę Agnieszkę , wychowywała w tych trudnych warunkach , ale później dostali upragnione  mieszkanie. Była to prawdziwa radość. Wydawało się, że teraz wszystko będzie przebiegało gładko.

Ale po  pewnym czasie zaszła w kolejną ciążę.

I wówczas jej szlachetny małżonek zaczął się oddalać.

Pewnie źle znosił tę ciążę.

   Anula nie miała czasu rozpaczać po odejściu męża. Zabrała starszą córkę i wyprowadziła się do matki, która miała domek w Podkowie Leśnej. Po urodzeniu drugiego dziecka na etapie trzeciego roku Akademii Medycznej przerwała studia . Dalej pracowała w Modzie Polskiej.

Gdy podchowała dzieci, po  czterech latach wróciła na przerwane studia . Wyobrażałam sobie z trudem jak sobie dała radę. Niewyobrażalny to wysiłek i niezwykła próba  charakteru, by po takiej przerwie kontynuować  studia medyczne. A ona zwyciężyła, po raz kolejny pokazała klasę. Została doskonałym lekarzem z intuicją i wiedzą.

A także z ogromną empatią dla ludzi…

 

Na medycznej ścieżce. Przeczucia …

A było tak .

W czasie  stażu na ginekologii miałam dyżur w zespole doświadczonych położników.

Tuż przed terminem  porodu przybyła do oddziału pewna pacjentka, żona znanego aktora. Miała ponad 30 lat , kilkunastoletnią  córkę w domu, czyli nie była tzw. pierwiastką . Aktualna ciąża wydawała się niezagrożona.

Kobieta ta przez całą noc histeryzowała, wielokrotnie wchodziła do dyżurki lekarskiej, skąd grzecznie i stanowczo ją wyrzucano, domagała się przyjazdu ordynatora, potem wisiała przy telefonie, który znajdował się na korytarzu i  wydzwaniała do męża.

Początkowo próbowano ją uspokajać, ale potem już nikt się nie przejmował jej panicznym zachowaniem.

Rano poszłam do swojej przychodni, a gdy pojawiłam się następnego dnia, dotarła do mnie straszliwa wiadomość.

Otóż po tej obłędnej nocy, jeszcze przed południem dziecko tej kobiety umarło w jej łonie. Wówczas nie było metod monitorowania tętna płodu, wysłuchiwało się go tylko od czasu do czasu przez specjalną trąbkę przyłożoną do brzucha ciężarnej.

Gdy przypominam sobie tamto wydarzenie myślę o moich niedawno urodzonych wnukach. Czworo z nich zostało uratowanych dzięki wczesnemu wykryciu zaburzeń tętna płodu, zagrażającej zamartwicy i dosłownie w ostatniej chwili wykonaniu cesarskiego cięcia.  

     Wiem z własnego doświadczenia, że poród mimo wielkiego bólu jest mimo wszystko wydarzeniem radosnym, gdyż niesie nadzieję  ujrzenia własnego zdrowego dziecka…    

    Mimo , że upłynęło od tej pory ponad 40 lat, nie mogę zapomnieć obrazu tamtej  kobiety. Kobiety, która musiała urodzić swoje martwe dziecko. Jak wielki musiała przeżywać dramat , gdy z wielki trudem rodziła swoje umarłe wymarzone oczekiwane dziecię

 

Tego samego dnia, wychodząc ze szpitala widziałam kątem oka jak ci rodzice siedzieli nieruchomo na ławie szpitalnej w odległym kącie korytarza. Ona i on  zamknięciu w bólu…

      Od tej pory uwierzyłam w intuicję, przeczucia i w to że jakieś zjawiska znane z parapsychologii jednak istnieją.

Ale z drugiej strony jak odróżnić zwykłą histerię od zachowania osoby, która ma przeczucie, że spotka ją coś złego .

Chyba nie ma metody, by właściwie rozpoznać sytuację.

To pytanie stawiałam sobie wielokrotnie w czasie nieomal półwiecznej pracy w tym zawodzie.

Jednak pomna tamtego tragicznego wydarzenia, starałam się nie lekceważyć czasem irytującego zachowania pacjenta i jego rodziny. Gdy próbowałam ich wyciszyć i  uspokoić w mojej głowie paliło się ostrzegawcze światełko- a może ci ludzie mają rację……