Nieustanna terapia Wiechem.

Tyle tematów się tu ciśnie,  nowe teksty się rodzą w głowie, spływają do  laptopa, gdzie smacznie zasypiają .

Ale dlaczego metodą facebookową nie przypomnieć tego, co było rok temu ?

Tak pomyślawszy wróciłam do ukochanego Wiecha . Kopiuję swoje teksty, bo nie wiem, czy linki będzie się chciało komuś otwierać .

Może wspólnie się uśmiechniemy  gdy przemówi Wiech ? Ale to będzie nieco  później …

Opublikowane w Styczeń 6, 2017

Terapia Wiechem. Dlaczego? Dlatego. (1)

Stefan Wiechecki ” Wiech” – zdjęcia z Wikipedii.

Terapia Wiechem .

Kolejne święta Bożego Narodzenia za nami, radość dymnie się rozmyła, zapach piernikowej choinki spowszedniał . Minął  tamten  sen.  Nowy Rok wkroczył  tanecznie ,  zawirował a teraz  jakby oklapł w radości. Tak to jest zawsze. Oczekiwanie piękne i potem normalność. Niby się kręci to życie  w kółko , ale ruchem posuwistym do przodu. Kolejne urodziny imieniny etc.

A tu dookoła skrzeczy rzeczywistość. Po chwilowej ciszy i ciepłej wodzie w kranie nagle kleisty ukrop się leje na głowę. A uciekać nie ma dokąd. Schować głowę jak nasze pieski w czasie hukowej nocy w garderobiane ciuchy i przetrwać. Na nic nie ma mamy wpływu, więc pozostaje ucieczka  w słowo. Dlatego  w tej gęstej atmosferze niepokoju, grozy nawet , zawirowań na świecie, złych prognoz, rozdarcia kraju, szczucia, podsłuchiwania, śledzenia, karania i tylko Bóg wie czego jeszcze,  rozpaczliwie poszukiwałam leku. Choćby  krótko działającego , ale dającego  chwilę relaksu.  I znalazłam Wiecha, jego teksty sprawiły, że się zaczęłam uśmiechać  a wczoraj nawet moja młodzież załapała temat.

Ale najpierw po  kolei. Było tak.

Jak wiecie, a może nie wiecie, bo nie zajrzeliście do tamtego blogowego wpisu , niedawno wędrowałam z „Królem” Twardocha po starej warszawskiej Woli.

I nagle  zapragnęłam lektury, która będzie też o tym mieście i jego kolorycie. O ludziach których już dawno nie ma i o czasach zapomnianych .

Gdy tak główkowałam , co by tu przeczytać, byle nie było długie i nudne, naszpikowane wiedzą historyczną, nagle zaśpiewał mi w głowie Wodecki „ Zacznij…” –  mam, złapałam wątek : Zacznij od Wiecha!  .

I pognałam do  michałowickiej biblioteki i wypożyczyłam dwa niewielkie tomiki felietonów tego autora zatytułowane  ” A to ci polka” i „Wiech na 102. ”

Wiech pisywał jeszcze w  czasach które wiązały się z naszą dojrzałością ( zmarł w roku 1979)  ,  ale jakoś wówczas nie budził mojego zainteresowania . Wtedy w ogóle mało czytałam ( poza tekstami medycznymi ), byłam mocno zajęta innymi sprawami, dużą  rodziną i  intensywną pracą . Zresztą nie kupowaliśmy Expressu, gdzie Wiech zamieszczał swoje felietony. A nawet jeśli je kiedyś przeczytałam, nie porywały ,  bo opisywały codzienność –  a tę mieliśmy za oknem. Poza tym raziła  gwara warszawska, a jak niektórzy twierdzą – zmodyfikowana mocno  przez autora tychże felietonów. Był to jeszcze okres kiedy  walczono na wszystkich frontach z naleciałościami językowymi, jak np. z gwarą śląską , uważając że zanieczyszcza nasz piękny polski język. Miał być on nieskazitelny, poprawny, wszystko miało być jednakowe, jak mniemam chciano by zapomnieć o zaborach itp.  Wtedy niektórzy  mówili  o Wiechu źle i niechętnie. W poprzednim okresie lat 50 ubiegłego wieku był wykluczony przez cenzurę, nawet wydano nakaz wycofania jego książek z bibliotek.

Potem się odmieniło, ale jednak byli krytycy jak   Zygmunt Lichniak czy Jacek Bocheński , który w latach 60 ubiegłego wieku pisali:

„ Wiech paskudzi język polski”

Od kilku lub kilkunastu lat jest inaczej. Wróciły dawne sentymenty, klimaty, Kaszubi wprowadzili nawet napisy ulic w ich języku, co widziałam w Jastarni. Tak, wzruszały mnie te dwudzielne tabliczki  –  polskie i kaszubskie .

Jednym słowem przyszedł do nas wreszcie czas  odkrywania  swoich korzeni, poszukiwania wiedzy o przodkach. I to jest fajne.

Wspomniałam o negatywnej krytyce, ale od początku pisania Wiech miał  licznych wielbicieli,  znamienitych , uznanych ludzi kultury. I tak Julian Tuwim nazywał go

„ Homerem warszawskiej ulicy i warszawskiego języka ” i w swoich „Kwiatach Polskich „ zamieścił o nim strofę.

Zachwycał się jego pisaniem Stefan Kisielewski, z chęcią czytywał Karol Szymanowski, cenił  przebywający w Ameryce Jan Lechoń, uwielbiała Pawlikowska- Jasnorzewska i Melchior Wańkowicz .

Gdy w 1937 roku zgłoszono Wiecha do Nagrody Akademii Niezależnych, Antoni Słonimski tak uzasadniał tę nominację :

„ Wolę książkę , która ma niepoważne zamierzenia i poważne osiągnięcia od dzieł, które mają poważne zamierzenia i niepoważne osiągnięcia”. Fajne, prawda?

Ponadto Michał Choromański pisał,  „O Wiechu można nawet powiedzieć, że jest wielkim filozofem”.

Wystarczy tych ocen , podsumowań i dowodów uznania? Wystarczy – by poczuć się raźnie w gronie tak znakomitych wielbicieli Wiecha  – oczywiście w charakterze szarej myszki podgryzającej w kąciku stare annały.

Przed wielu laty nasz zaprzyjaźniony wiekowy sąsiad działkowy, wielki erudyta, wszechstronnie uzdolniony, istny człowiek renesansu – nestor ortopedii – prof. Witold Ramotowski – lubił mówić „Wiechem.”  Znał wiele jego tekstów na pamięć. Wygłaszał je więc w różnych okolicznościach, zaśmiewając się i zarażając nas tą radością. Miał przyjemny głos i super interpretował. Zostało to w moich wspomnieniach – bo gdzieś głęboko w czułość zapadło.

Teraz wszystko to ożyło, chyba dojrzałam, by docenić  specyficzny rodzaj humoru  Wiecha, jego  uśmiech bez sarkazmu czy wyśmiewania, różnorodność scenek z życia i obszerną galerię typów, a właściwie ludu Warszawy- tego dawnego zasiedziałego i nowego powojennego który tu przybył z różnych stron.  Ponadto  lekkość stylu Wiecha i  chwytająca za serce, już zapomniana, wymieszana w tyglu , ale jędrna i wiecznie żywa gwara warszawska. Może nie są to nasze korzenie, bo wileńskie i beskidzkie daleko, ale 50 lat mieszkania w Warszawie zrobiły swoje.  Co tu mówić,  wrosłam w to miasto. Pierwszych 18 lat życie spędziłam w Gorzowie nad Wartą, zaledwie trzy lata w Poznaniu a potem już tylko tu gdzie teraz jestem.  Więc jak się teraz mówi, słoikami, czyli przybyszami  jesteśmy, ale już dobrze spleśniałymi i nadgryzionymi zębem czasu…to tutaj urodziły się nasze dzieci , wnuki, no i prawnuczka ….

Tak więc siedząc sobie w ciepełku z pieskami córki, myślami bujam nad Bugiem, gdzie stary wspomniany Profesor namiętnie bywał i my młodsi i nasze dzieci. To se ne vrati, jak mawiają Czesi- zresztą to też ulubione powiedzonko naszego starego Profesora….

Jak na razie nie wznawiano  książek Wiecha, nawet w e- antykwariacie aktualnie nie ma, ale zamówiłam  „Dzieła zebrane”  i czekam.

Wobec tego ,  jak wspomniałam wcześniej, podreptałam ci ja do michałowickiej biblioteki , sięgnęłam na półkę z literaturą polską i wydobyłam Wiecha. Spośród wielu pozycji jego autorstwa, wybrałam na chybił trafił dwa tomiki zatytułowane” A to ci polka” i „Wiech na 102”.  Trafiłam przednio.  Oba zostały wydane w 1974 roku, który pamiętamy dobrze. To lata naszej młodości  utrwalone, szarobure wprawdzie i przaśne ale opisane z humorem, uśmiechem bez sarkazmu i kąśliwości. Gdzieś już ukryte, zapomniane. Teraz przypominam sobie jak było, uśmiecham się i odlatuję od aktualnej skrzeczącej rzeczywistości.

Zapraszam Was do tego wspólnego lotu…..

zdjęcie z wnuczką Majusią ….niebawem rozpoczniemy czytanie ….

 

3 Replies to “Nieustanna terapia Wiechem.”

  1. W tym pięknym tekście o Wiechu każdego zainteresuje co innego. Mnie niezmiernie zainteresowało wspomnienie o dwudzielnych tabliczkach miejscowości – w języku polskim i dialekcie kaszubskim – które robią wrażenie, gdy się je postrzega jadąc samochodem, podobnie jak dwudzielne tabliczki miejscowości – w języku niemieckim i polskim, gdy się jedzie przez Opolszczyznę. Myślę, że wielu Polaków nie jeżdżących przez tamte tereny przyjmowałaby to nawet z niedowierzaniem – a tym bardziej, że jest wiele cmentarzy żołnierzy niemieckich z okresu I i II Wojny Światowej. Warto zauważyć, że według oficjalnego niemieckiego Biura Opieki nad Grobami na terenie dzisiejszej Polski poleglo około 1 mln żolnierzy Wehrmachtu. I na przykład na Polesiu przy drodze z Radomia do Puław znajduje się niemiecki cmentarz wojenny. Informuje o tym „strzałka” przy drodze. Kilkaset metrów od tej drogi jest cmentarz, zadbany, gdzie w domu cmentarnym znajdują się oprawione na czarno księgi, w których można odczytać informacje o tam pochowanych – a jest na tym pochowanych prawie 21 tysięcy niemieckich żołnierzy, ekshumowanych z wielu pomniejszych cmentarzy z terenu Lubelszczyzny i Mazowsza. Dowiedziałem się od pilnującego tego cmentarza pracownika, że interesuje się tymi księgami i cmentarzem wiele osób, głównie z Niemiec. Powszechnie posługujemy się GPS-ami jeżdżąc samochodami, ale pewnie wielu z nas nie wie, że jest taka funkcja w GPS pozwalająca „włączyć” cmentarze. I cóż się wówczas okazuje? Że jest ich multum, z których wiele okazuje się cmentarzami wojennymi. Na przykład na samym tylko północno-wschodnim Mazowszu znajdują się cmentarze wojenne z okresu I wojny światowej na których spoczywa prawdopodobnie aż ponad 100 tys. żołnierzy. Dlaczego tak się rozpisuję o cmentarzach? Otóż dlatego, że Stefan Wiechecki ps. Wiech kojarzy mi się głównie z gwarą warszawską, która wymarła – bo tak często bywam w Warszawie, ale tejże gwary w ogóle nie słyszę. Po II Wojnie Światowej, gdy gwara warszawska wyszła z użycia i stała się językiem martwym, to Wiech nadal ją rozwijał. A jego utwory, takie pogodne wewnętrznie, są doskonałą lekturą na okresy, gdy chcemy się zrelaksować.

  2. Jurek jak zwykle pięknie opisał wszystko w tym zanikanie mowy warszawskie.Słusznie – ale nie tylko ona zanika – nasza poznańska też.Pamiętam słuchowiska „Wuja cześku opowiada” – poznańskie opowieści Strugarka Którego książkę mam i czytam, no i zaśmiewam się czytająć bo tak przecież mówili moi dziadkowie. W naszych wiadomościach na poczcie też czasami przesyłam wiadomości z aplikacji „gwara poznanska”
    Jeszcze jedna wiadomość- corocznie jadąc do Chałup ( nie na plażę 🙂 lecz dlatego że męska część rodziny to serferzy i tam mają super bazę ) włączam „Radio Kaszebe” gdzie wszystko mówione jest po kaszubsku .Jest super
    Czyli są rejony w których pielęgnuje się regionalną mowę – szkoda że w poznańskiem już nie słyszy się o sznytkach, wymborkach itd

  3. Mój ojciec, Kas, uba z po hodzenoa, ktorynu
    Iby zapomniał i nie używał kasxubskiego kiedyś przy nas w czasie gorącej dyskusji ( no po prostu kłótni) z moim wujkiem, też Kaszuba nagle rzucił: „a kuszni me w rzec. Ty na chleb mówiłeś byb kiej ja o tym wiedział”. Potrzebowaliśmy tłumaczenia, ale teraz to sobie przyswoilem. Kiedyś potrafiłem zaśpiewać cały „Kaszebsci alfabet”. Z braku praktyki pamiętam tylko początek. Polecam Muzeum Kaszubskie w Koscerznie.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *