Pierwsze zadziwienie, bo wnuczka zafundowała sobie przed laty taki tatuaż…..przedtem poprosiła o zdjęcie akwareli mojego Taty Wacława Łukaszewicza z 1932 r. – nie wiedziałam dlaczego….okazało się że fragment tego obrazu, choć z konturami jak w starych tatuażach został umieszczony trwale na ciele naszej Weroniki. Zaskoczenie, ale też czułość że pamięć Pradziadka, że poczucie korzeni …..
Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu, gdy Jurek, nasz kolega z roku (1965-1971) ówczesnej Akademii Medycznej w Poznaniu (obecnie Uniwersytet Medyczny)- profesor Jerzy T. Marcinkowski, którego miałam zaszczyt gościć w tym blogu w rozdziale Z pamiętnika… wielokrotnie relacjonował naszej grupie messengerowej, że właśnie był na Termach Maltańskich i najbardziej przyciągało jego wzrok….myśleliśmy, że piękne młode dziewczyny – a On pisał, że wytatuowane ciała…..
Pomysł zasiany w mojej głowie zaczął kiełkować i prawie już przybrał kształt książki (ponad 120 stron). . Pisaliśmy ją z Jurkiem namiętnie, zbierając informacje z licznych artykułów naukowych ale też portali prowadzonych przez zafascynowanych zjawiskiem tatuowania ciała, w których też zamieszczano opowieści osób, którym tatuaż pomaga…..
Pozycja już jest prawie gotowa do oddania do Wydawnictwa. Został też wybrany tytuł zaakceptowany przez wiele młodych i nie tylko młodych osób, którym wysłałam kilka propozycji ….
GDY CIAŁO STAJE SIĘ TYLKO TŁEM….
Nasza „przygoda” z tatuażami i innymi formami modyfikacji ciała rozpoczęła się od zadziwienia nad współczesną wszechobecnością wytatuowanych ciał. Piszemy o tym we Wprowadzeniu do książki. Gdy zmierzamy do końca naszej opowieści, zadziwienie nasze ale też zrozumienie zjawiska narasta.
W miarę zgłębiania problemu, my- najstarsi autorzy tej opowieści- ludzie urodzeni kilka lat po II wojnie światowej, od ponad pół wieku doktorzy chorób wszelakich, dowiadujemy się, że tatuaże ale też inne zabiegi modyfikujące ciało to nie tylko moda, czy poprawianie urody a także WOLNOŚĆ podejmowania własnych decyzji dotyczących ingerencji w DANE NAM BEZ NASZEJ WOLI I ZGODY PRZEZ NATURĘ I GENY CIAŁO.
Z tego też powodu (ale też z wielu innych) tatuaże, piercing, medycyna estetyczna – potrafią przynosić Szczęście. Nie takie związane ze znalezieniem złotej monety czy „czarnozłotokolorową” magią. Ale z odzyskaniem czy potwierdzeniem swojego Ja, z otrzymaniem wiary w możliwość dobrego życia gdy dotyka depresja czy ból duszy staje się tak nieznośny, że wybieramy akty samouszkodzenia by bólem fizycznym zabić tamten ból…
Czasami jednak przesadzamy z zabiegami zmiany wyglądu naszego ciała bo stale jesteśmy z niego niezadowoleni, widzimy siebie w „krzywym zwierciadle” i uśmiadomienie tego stanu ducha gdy dotyka nas czy naszych przyjaciół jest wektorem (jak przedstawiany na wielu tatuażach) by rozpocząć profesjonalną terapię….ten poważny problem zwany dysmorfofobią muszą dostrzegać w osobach które się do nich zgłaszają ci, którzy poprawiają wygląd ciała człowieka- piszą o tym chirurdzy plastyczni którzy niejednokrotnie nie tylko są zniechęceni nieustannym niezadowoleniem pacjentów ale także przestrzegają, że są podawani przez nich z tego powodu do sądu….
dlatego w tej książce znajduje się opis wszystkich wymienionych problemów – ku przestrodze ale też radości z tego, że można przynosić ludziom szczęście lub szczęścia poszukiwać na drodze modyfikacji ciała.
Dbajmy jednak nie tylko o swoje ciało ale też i duszę, zachowując dziecięcą radość, ciekawość świata, tolerancję i lubienie ludzi, bo tylko to jest prawdziwym warunkiem Szczęścia……T
Pierwszy autor przedstawianej pracy pamięta, jak jego ojciec – profesor medycyny sądowej Tadeusz Marcinkowski (1917-2011) [1] – w latach 50-tych, 60-tych, 70-tych, 80-tych i 90-tych XX wieku pokazywał liczne zdjęcia tatuaży, które były fotografowane podczas sekcji zwłok. Część z nich znajduje się do dzisiaj w Muzeum Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu. Niektóre tatuaże z tamtego okresu wyróżniały się szczególnie – na przykład dość pokaźnych rozmiarów diabeł w okolicy pośladów mężczyzny (więźnia) wrzucający długą łopatą węgiel do odbytu. Toż to już z samego tego tatuażu wynikało wręcz rozpoznanie kliniczne z obszaru ewidentnych zaburzeń osobowości.
Zdarzały się też – ale wówczas bardzo rzadko – tatuaże u kobiet, niekiedy z zaskakującą treścią. Na przykład kobieta w okolicy spojenia łonowego miała wytatuowane: „Tylko dla Józka”. Można sądzić, że to tenże zazdrosny Józek jej to wytatuował a może chciała w ten sposób wyrazić formę oddania bo był patologicznie zazdrosny? Może właśnie dostał wyrok i szedł na wiele lat do więzienia – więc chciała mu te chwile osłodzić zapewnieniem o wierności? Co się kryło za takimi tatuażami, jakie historie tych ludzi ?
Tak, na pewno tatuaże to czyjeś dzieje i emocje uwiecznione na własnej skórze. Czasem znane tylko jemu …
Druga autorka pracy (tzn. ja- gospodyni tego bloga 🙂 )- lekarka, która pracowała w latach 70-tych XX wieku w przychodni rejonowej pewnej „szemranej” dzielnicy Warszawy – opowiada, że dość powszechnie można było zobaczyć wytatuowaną na piersi młodego mężczyzny głowę kobiety, często pokrytą bliznami. Bez żenady opowiadali – że gdy mieli jakiś problem – nożem nacinali w tym miejscu skórę – mówiąc że to „ich Baśka” i że „cięli Baśkę po oczach” odreagowując jakąś traumę. Ból duszy koiło zadanie sobie bólu fizycznego a uspokojenie potęgował widok własnej krwi. To też mogłoby świadczyć o typowych zachowaniach ludzi z autoagresją, dobrze znanych wielu osobom szczególnie młodym, które linijnie nacinają skórę przedramion, ud lub okaleczają się w inny sposób…
Obserwowaliśmy też w tamtych czasach więźniów lub byłych więźniów z tatuażami w formie epoletów z dystynkcjami oficerskimi. Jak ktoś miał dystynkcję „pułkownika” oznaczało to niechybnie, iż miał już za sobą wieloletnią odsiadkę w więzieniu. U więźniów często się też spotykało wytatuowane kropki w okolicy kąta zewnętrznego oczodołu. A u złodziei widywało się kropki na dłoni u nasady różnych palców. Ponoć to też oznaczało „specjalizację” tegoż złodzieja. Oczywiście wielu typowych więziennych tatuaży nie widzieliśmy, a jak wiadomo była i jest ich moc.
Autorzy opracowania w początkowym czasie swojego życia zawodowego obserwowali więc tatuaże u właściwie nielicznych osób- zwykle byli to marynarze, przestępcy (np. kieszonkowcy), więźniowie czy osoby podejrzane o zaburzenia emocjonalne. Mieliśmy też jeszcze w pamięci opowieści świadków czy zapiski o tatuażach nazistów, czy śladach ich zwyrodnienia.
Widywaliśmy też wytatuowane numery na przedramieniu u byłych więźniów niektórych obozów koncentracyjnych, których jeszcze wielu żyło w czasach które pamiętamy, co zawsze budziło bolesne skojarzenia z ich niewyobrażalną wieloletnią traumą i często wyjątkowo okrutnymi doświadczeniami medycznymi. Dla nazistów więzień był tylko numerem – żywym czy martwym.
Trwałe rysunki na skórze ludzkiej nie budziłyby tak wielkiego naszego zainteresowania gdyby nie wszechobecność tatuaży na ciałach współczesnych młodych. Prawdopodobnie pozostawałyby w kręgu fascynacji archeologów, historyków a także miłośników historii. Autorzy pamiętający czas, gdy posiadanie tatuaży było dość jednoznaczne – są tym zjawiskiem co najmniej zadziwieni, szczególnie że obrazy na ciałach są często tak rozległe że tworzą nową powłokę człowieka, właściwie zastępując skórę. Ciekawi nas nie tylko motywacja, ale też- czy nie są wyrazem jakiś problemów z własną psychiką.
Jaką więc rolę spełniają współczesne tatuaże? Zapytaliśmy o to młodych wytatuowanych- kilkanaście osób odpowiedziało, że marzyło o tym od dawna, lubią swoje obrazy na ciele i są szczęśliwi. Wielu chce się zdecydować na kolejne tatuaże a starych wcale nie chce usuwać. Pytaliśmy też tatuażystów o swoje odczucia- właściwie nikt nie odpowiedział, zajęty pracą zapewne poza ogólnym stwierdzeniem, że to ich praca….
Jednak zastanawia nas nazwa licznej grupy (ponad 20 tysięcy osób) na Facebooku, gdzie anonimowo są wrzucane zdjęcia tatuaży. Do admina nie dotarliśmy, ale zatrzymujemy się nad tytułem: „ Tatuaże nie robią z nas kryminalistów”. Wyobrażamy sobie, że ludzie ci musieli jednak doznać w swoim środowisku jakiejś formy zarzutów a nawet piętnowania i ten tytuł jest ich odpowiedzią a może tak wyraźnie ma zachęcać innych, by się nie bali opinii swoich dziadków czy nawet rodziców, sąsiadów i realizowali ukryte marzenie posiadania tatuażu. ….[2].
Jesteśmy też ciekawi czy ten fenomen rozległego tatuowania ciała przeniesie się na następne pokolenia, gdyż jak na razie dominują tzw. millenialsi….a jeśli ich dzieci czy wnuki nie zechcą być podobni do rodziców bo to jest w naturze młodych- co ciekawego wymyślą by podkreślać swoją odrębność ?
Przeglądając literaturę na temat motywacji tatuowania ciała można zauważyć, że w naszych rozważaniach nie jesteśmy odosobnieni. W czasie przed ale częściej po „wybuchu” obecnej mody tatuażami interesowali się już psychologowie, czy socjolodzy, kosmetolodzy ale też toksykolodzy, zakaźnicy, medycy sądowi wywodząc z badań na psychiką ludzi wytatuowanych i sposobów interpretacji tych trwałych obrazów różnorodne wnioski, o czym wspomnimy później. Śledząc te dane zadajemy sobie pytanie czy obecnie to jest tylko moda? Niniejsze opracowanie może choć częściowo odpowie na to pytanie.
Niezależnie od epoki, zaawansowania technicznego, położenia geograficznego, czy typu społeczeństwa, ludzie dbali o swój wizerunek zewnętrzny, który był komunikatem o ich statusie społecznym, osobowości, stanie zdrowia. Widząc współcześnie bardzo duże i stale rosnące rozpowszechnienie tatuaży na Świecie należy postrzegać je już jako ważną część naszej globalnej kultury i historii. Ludzie poddawali się i nadal poddają różnym zabiegom, mającym na celu poprawienie swojego wyglądu. Czasami osiąga to rozmiary dla nas karykaturalne (np. powiększanie ust aż do ich zdeformowania) czego nie zauważają ich właścicielki bo powielają oglądane na portalach społecznościowych, obecnie zwykle na Instagramie osoby wyglądające podobnie. Problem podamy w odpowiednim rozdziale, by czasem więcej zrozumieć a może pomóc osobie z zaburzeniem dysmorfofobii…
Zwłaszcza teraz, żyjąc w społeczeństwie wymagającym perfekcji ciała, wkłada się wiele wysiłku, aby zwiększyć swoją atrakcyjność. Tak więc tatuowanie także jest działaniem mającym na celu poprawienie swojego wyglądu, choć w bardziej subiektywnym wymiarze[3].
Angielskie słowo „tattoo” (tatuaż) pochodzi od terminu „ta tau” – w rdzennym języku Thaiti – zostało ono zapisane przez XVIII-wiecznych podróżników i oznacza „naznaczyć coś”[4].
Tatuowanie wiązało się i nadal wiąże się z możliwością powikłań zdrowotnych, co osoba zdecydowana na taką ozdobę własnego ciała powinna wziąć pod uwagę – co jak wynika z badań nie zawsze jest uświadamiane.
Współcześnie wprowadzanie pigmentów pod skórę odbywa się przy pomocy specjalnej elektrycznej maszynki z automatyczną igłą lub igłami. Z dużą szybkością wbija ona pod skórę małe kropelki barwnika.
Jest to metoda dość bolesna, ale –
jak wiadomo – istnieje indywidualna wrażliwość na ból, a może tak wielka jest
potrzeba człowieka, by posiadać trwały obraz na ciele, że jest w stanie znieść
najgorsze cierpienie. Jest to dość zadziwiające, bo jak wiadomo kobiety są
bardziej odporne na ból, a rozległe tatuaże, nieraz pokrywające całe ciało tak
często obserwujemy u mężczyzn. Temat chyba jest wart badań psychologicznych, bo
być może współcześni mężczyźni w ten sposób chcą podkreślić swoją męskość.
Szczególnie w dzisiejszym Świecie, gdy odbiera się im odwieczne role dominowania
– zresztą wielokrotnie sami się temu poddają….
[1][Tadeusz Marcinkowski, https://pl.wikipedia.org/wiki/Tadeusz_Marcinkowski]
[2] [https://www.facebook.com/TatuazeNieRobiaZNasKryminalistow/]
[3][Nowak R. Psychologiczne aspekty tatuowania się. Roczniki Psychologiczne 2012; XV, 2: 87-104].
[4][Pickup O. Ta tau: where the word tattoo comes from, https://www.telegraph.co.uk/films/moana/tatau-where-tattoo-comes-from/ [dostęp: 28.04.2020].
Witaj Zosiu.
Za dwa tygodnie idę właśnie zrobić sobie tatuaż…Jedno słowo…
Czy zgadniesz jakie?
Domyślam się Sylwio…to ponoć pomaga…mówią ludzie w podobnej sytuacji…Marka – Was – wspomnienia mam w sercu zapisane
Tatuaże ciągle budzą we mnie obawę . Niekiedy jednak ich piękno zachwyca. Preferuję umiar w tym względzie ale temat bardzo współczesny.
Tak Wiesiu. Podobnie. Zresztą wszystko będzie w książce…ciekawam co wymyślą następne pokolenia – bo że zechcą się różnić to pewne
widząc wytatuowane cialo zawsze zastanawiam się ile niewidzialnych powikłań zaistniało przy ich powstawaniu( bo przecież są są )
Tak Mariolko. Jak przystało na lekarza Twoje myślenie. O tym też piszemy. Nawet o migracji barwnika do węzłów chłonnych etc. Dzięki za komentarz
Skopiowane z Watsaapa- od E.K. Musiałam tu zamieścić. 🙂
„Zosiu Kochana, piszesz pięknym językiem i bardzo ciekawie. Wielostronne przedstawienie tego szczególnego Signum temporis na pewno zainteresuje wielu. Nie tylko miłośników tatuaży.
Czyta się świetnie. Ja czytałam wręcz łapczywie.
Gratuluję i czekam na finał.
Ps Ciekawe jak wyglądają tatuaże na podstarzałej włoskiej skórze ??
JEST BARDZO pięknie i interesująco!!!
Zosiu czuje się, że nie piszesz z obowiązku.
I to jest piękne