Miasto naznaczone.


Opowieść to chaotyczna ale pisana sercem ….

Tę noc pamiętam jakby zdarzyła się wczoraj

Czuwanie przy łóżku męża w zielonym Aninie

Zaproszenie na kawę nocną, w maleńkiej przerwie całodobowej pracy naczyniówki.

Rozmowa w mroku. Nagle o tym, gdzie mieszka. Mówi, dotychczas przy Anielewicza,  nie mogę przebywać z duchami, nie pozwalają mi spać albo mam koszmarne sny,  wyprowadzam się.

Ja uszy nadstawiam, jest ktoś, kto tak samo czuje jak ja.

Dr K. który walczył dzielnie z naczyniami wieńcowymi nie tylko nam bliskimi.

Twardziel

Nieustraszony w pracy

Zdecydowany

Dr K. czuje duchy getta , dawnego, ale stale obecnego wśród nas

Żydów nie poznaliśmy, ale ich cierpienie jest wokół

Dawne, nieme

Domy Muranowa na wzniesieniach, jak mawiał śp. Nasz Wielki Przyjaciel, prof. Witold Ramotowski, który uczestniczył w odbudowie,  bo wtedy wszyscy tak, poza pracą lekarza, odgruzowywał to miasto zda się umarłe, widział, jak domy budowano ze zmielonych na miejscu starych cegłach i tu  odtwarzanych. Gruzów nie dało się usunąć, zasypano piwnice, w których zostały niepoliczalne może ciała obumarłe już, zasypano pamięć, wzniesienia – to ich groby na których zakwitło nowe życie. Nowi mieszkańcy nie wiedzą o tym, kochają się, rodzą i umierają a może wiedzą , ale nie czują nic , może…zawsze jest kolejne może….

Dr K. wie i czuje

Ja też

Tramwaj zgrzytając w tych latach niemiłosiernie, gna przez obecną ulicę JP II, wtedy Marchlewskiego. Opuszczam Żoliborz, gdzie wejście do kanałów , tamtędy na Starówkę Powstańcy Warszawscy, kwiat inteligencji,  który odszedł nie zostawiając następców.

Po lewej Pawiak, resztki jednego pawilonu i bramy, jeszcze wtedy zielone drzewo, patrzyłam jak umiera. Teraz metalowe z obciętymi kikutami gałęzi. Widzę tamto, zielone, które wszystko pamiętało. Po prawej głaz- tu był Pawiak kobiecy. I wesołe domy Muranowa po obu stronach, na niewielkich linijnych wzniesieniach…..

Wysiadam przy Siennej. Tu mój szpital już nieistniejący ze swoją pamięcią wszystkiego – dawnych lekarzy z Korczakiem, wykształconych co najmniej w Berlinie, reżim sanitarny i zwyczajowy – bo dzieci odbierane w Izbie Przyjęć rodzicom już ich nie mogą oglądać czasem przez długie tygodnie hospitalizacji. Wszędzie duchy tamtych, biednych dzieci żydowskich,  dla których bogaci Berson i Bauman zafundowali ten szpital, dzieci getta, którym dr  Alina Blady- Szwajgier  podaje morfinę, bo była zawsze wtedy , by zasnęły śniąc o kolorowym dzieciństwie ulicznym . Umierają przed dniem wyjazdu do Treblinki. Lekarka uratowana z getta przez litościwą duszę zza muru, wyjeżdża z pamięcią tego co zrobiła do Szczecina, gdzie długo leczy polskie dzieci. Pisze książkę I nic więcej nie pamiętam  zgodnie z sugestią przyjaciela- Marka Edelmana , by opowiedzieć a może się oczyścić…. Czytamy, a wokół tłoczą się przezroczyste , mgliste tragiczne duchy …

https://www.jhi.pl/blog/2016-07-13-adina-blady-szwajger-i-jej-nadludzka-medycyna

„Anioły spotykają się o Brzasku” z cyklu „Opowieści o ziemskich Aniołach ” ( 2 )

Rozmyśla teraz o swoim życiu. Bo ma czas. Wreszcie ma go dużo. A ile mu jeszcze zostało do spotkania z Ukochaną która już uwolniona od ziemskich cierpień , niemo  wzywa go  do siebie ? tego nikt nie wie. Tylko lekarze mają tajemnicze miny i milczą. Więc jest źle, myśli. A może dobrze, bo wreszcie spotkam swojego ukochanego na wieki Anioła.

I będzie pięknie tak jak dawniej . Zapomina o tym, co zdarzyło się później, gdy jednoznacznie powiedziano mu, pana żona choruje na Alzheimera, bo na szczęście pamięć tego co niedawno ucieka od niego ,  dobry Bóg mu zabiera tę pamięć złą a potem Ją, Anioła zabiera do siebie , a wtedy tylko zostaje tamta piękna część ich życia….

Siedzą więc razem w tym samym co zwykle ulubionym pokoju z widokiem na wschodzące słońce. Ona mówi, patrz już słońce przeciera oczy i wszystko powoli jaśnieje.

Piją kawę, tak, czuje zapach tamtej kawy i widzi, stale widzi jej twarz usta nos, włosy gładko od czoła i spięte nad karkiem w duży węzeł. Albo jej włosy na poduszce rozrzucone gdy są razem jednością jaka jedna tylko na tym świecie.

Ona teraz pyta- czy pamiętasz?

Tak tak przyznaje bez namysłu, chociaż nie wie o co jej chodzi . Pamiętam. Tak ma zawsze, tak było zawsze, przyznawał jej rację wpatrując się w jej oczy przepastne jak dwa jeziora. Bo ona była jego przewodnikiem po świecie uczuć i czułości.

Czy pamiętasz, ona drąży. Wreszcie on pyta – ale co Kochany mój Aniele ? Zawsze tak do niej mówił.

Czy pamiętasz nasze podwórko?

Od razu ma w oczach ten niewielki obszar pomiędzy niewielkimi  domkami rodzinnymi, a każdy z pięknym dwuspadowym dachem, tak, ma zapamiętany w oczach ten teren gdzie pachniało wolnością i który był tylko dla nich, dla dzieci. Okoliczne wielkie topole strzeliste, bo włoskie, ona mówi,  śnieżyły wiosną puchem. Tak tak i kichałeś, bo chyba miałeś uczulenie na ten puch. Nikogo nie było na naszym podwórku, nikogo tak walecznego.

A skąd ty wiesz Mój Aniele , pyta on ? Przecież przesiadywałaś na wielkiej górze piachu , chyba tam, bo tam wszystkie dziewczyny lepiły pączki z mokrego błota , gdy już przefrunął nad nami wielki  deszcz.

Śledziłam was zza krzaków, bo dziewuch nie chcieliście, gdyż  uprawialiście męskie rozrywki.

AAA dziewczyny nas nie interesowały, tylko boks.

AAA dziewczyny nie interesowały? A ruda piegowata Julka z którą się całowałeś pod śmietnikiem?

A TY, Aniele skąd to wiesz? Zmyślasz chyba.

Nie nie zmyślam, bo w śmietniku siedziałam wtedy i płakałam ze ściśniętymi kolanami widząc jak ją lubisz.

Żadnej Julki nie pamiętam, tym bardziej rudej

Ha trudno, o wy mężczyźni nawet nie pamiętacie swoich dziewczyn,

A one pamiętają wszystko. Każdy szczegół.

No tak Aniele, może i tak jest. Ale czy teraz to ma jakieś znaczenie?

No, może nie ma, ale widziałam was pod śmietnikiem gdy robiło się ciemno. I dlatego lubię tylko poranki, kiedy jeszcze wszystko wstaje i jest świeże dziewicze nie skażone.

Tak, wiem Aniele, i dlatego siedzimy w  naszym pokoju, pod tym oknem które patrzy na wschód. cdn….

zdjęcia własne.

Na medycznej ścieżce. Duchy szpitalne.

Zawsze gdy wchodziłam do tego szpitala czułam duchy, które tam kiedyś zamieszkały. Nasilało się to uczucie w czasie dyżurów, kiedy szpital był jakby uśpiony a może tylko zamyślony.  Za szczelnymi drzwiami oddziałów zamknięte były bolesne traumatyczne przeżycia chorych dzieci. Wtedy wielkie puste ciemnawe korytarze , wysokie schody widoczne z holu, wijące się wzdłuż przeszkolonego wysokiego wykuszu wypełniały się dawnymi cieniami ludzi, którzy tutaj pracowali , pacjentów zdrowiejących albo odchodzących w tym miejscu w  zaświaty.

Szpital był położony na terenach gdzie było getto , miał burzliwą historię i tutaj zamknięto  wiele łez i cierpień małych pacjentów i ich rodziców.

Każdy z lekarzy tam pracujących, czy pielęgniarek też zostawił tam swój ślad. Przetrwały o nich różne humorystyczne opowieści, pozostały zwyczaje medyczne i świetna szkoła pediatryczna

Wielka szkoda, że kilka lat temu został zlikwidowany i teraz stoi opuszczony, piękny jak kiedyś i pewnie czeka na swoją kolej losu, może nawet wyburzenia, bo jego posesja jest piękna, położona w samym sercu Warszawy, nieopodal Dworca Centralnego.