Jedyny syn mojego Brata- Jacek…ciepło w sercu jakoś… To zdjęcie m.in. teraz mi przysłał. Nie znam daty.
To było bardzo dawno, gdy w dalekiej Australii odeszła z tego świata druga żona mojego brata- Zenona, Gerta i urwał się kontakt z moim bratankiem a ich synem- Jackiem.
Już kiedyś pisałam, że do Australii wywędrowali w końcu lat 80 ubiegłego wieku. Ona, Gertruda Fajger, była znaną radiową zielonogórską dziennikarką. Mój brat już dawno opuścił rodzinę, więc byli wolni i mogli zrealizować marzenia poznania świata. Tak więc Matka i Syn najpierw pojechali do Austrii a stamtąd dalej, na owe antypody…..
Przedtem Jacek bywał u moich Rodziców w Gorzowie a potem w Warszawie. Gdy zachorowała Gerta , zapadła cisza…..
Po bardzo wielu latach , w 2011 roku wybrałam się z Mirkiem do Zielonej Góry na grób Brata . I nagle okazało się , że dokładnie w tym samym czasie do Zielonej przybył Jacek. To był Przypadek, zupełnie niesamowity. Jakby zaaranżowany przez kogoś , kto ogląda nas z góry, jakby figiel mojego Brata z zaświatów. Zjawiliśmy się niespodziewanie, nikt nie mógł przekazać Jackowi informacji, że będziemy ani nam, że On leci z dalekiej Australii.
Po prostu zjawiliśmy się dokładnie w tym samym miejscu i w tym samym czasie. I się po prostu spotkaliśmy …
„Przypadek”- podkreśla teraz Jacek delektując się tym słowem z jakimś wewnętrznym skupieniem i namysłem
Po kilku dniach spotkań w Zielonej Górze, przyszedł czas pożegnania. Po powrocie do domu napisałam maila na podany przez Niego adres, ale list wrócił.
Spasowałam więc i poświęciłam się spisywaniu wspomnień rodzinnych zamieszczając je w tym blogu. Jeden rozdział zatytułowany Listy do bratanka, Jacka Łukaszewicza zawiera to co zapamiętałam z Jego dzieciństwa, ze spotkań z Jego Mamą ….
Pisałam sobie i pisałam te listy bo przede wszystkim chciałam utrwalić dawne czasy, uratować wspomnienia z nadzieją, że może kiedyś wrócą stale żywe do naszych dzieci czy wnucząt .
Tak sobie właśnie myślałam, właściwie nie spodziewając się, że adresat je przeczyta.
Aż tu nagle, wyobraźcie sobie , nagle zadzwonił telefon. Tu Jacek…oczywiście serce zadrżało, wszak to moja krew .
Zapytałam skąd dzwoni. Odpowiedział , że zdobył numer mojego telefonu a dzwoni z antypodów, czyli z Australii …Można się domyślić, jak długa była ta rozmowa jaka serdeczna . Tyle nas łączy – On zachował ciepłe wspomnienia o dziadkach -moich Rodzicach- Stefanii i Wacławie od którego otrzymał nie tylko nazwisko. Ale o tym potem….
W pierwszym mailu po tej rozmowie, Jacek tak pisał:
„ Witam Ciociu,
Nasze spotkanie w Zielonej Górze było jak bajka Andersena, tudzież kłania się Kornel Makuszyński podczas wakacji z duchami innego autora…..Prawdziwość słów, to jest prawda czasu, prawda ekranu, prawda…..
Przypadek- ciekawe- szukałem poetów zielonogórskich, a znalazłem Cioci listy do mnie….”
Odpisałam, prosząc Go o jakieś opowieści z życia, bo spodziewałam się, że jest barwne…
Na to Jacek :
<< Skoro Ciocie to interesuje, coś tam będę pisał. Zresztą fajnie, bo na przykład moich chłopców w na razie jakoś nie interesuje cały ten zgiełk ( mówi o synach i Internecie – mój przyp.), a może to jest właśnie forma przekazu dla potomnych…>>
I tak się zaczęło…….
.