W sierpniowy, trochę pochmurny jak na razie poranek powitał mnie w ogródku klematis. Zakwitł niespodziewanie, bo całkowicie zaniedbany sprawiał wrażenie , że poszedł sobie gdzieś w świat. Pędy miał jakby zaschnięte a listeczki wątłe. I tutaj nagle wielki cudny rozkwit. Jak to w życiu bywa, z niepozornego młodzieńca wyrasta piękny dorodny mężczyzna, a z myszowatej dziewczynki bujna kobieta. Tak rozmyślając, witam się z moim klematisem ciepło i oczy sycę urodą jego kwiatów.
Polska jego nazwa to po prostu powojnik ( Clematis) a wywodzi się z rodu jaskrowatych
( Ranunculaceae) która obejmuje ok. 500 gatunków. Spotkać go możemy w krajach gdzie klimat umiarkowany i ciepły, ale najliczniej w Chinach i Japonii.
Potrafi rosnąć do 8 metrów, płożąc się po ziemi a gdy znajdzie w pobliżu podporę, wspina się cierpliwie ku niebu owijając się wokół niej przy pomocy ogonków liściowych. Rodzi piękne kwiaty i zadziwia owocami ukrytymi w puchowej kulce które spokojnie trwają do zimy w tym samym miejscu gdzie się urodziły.
Warto pamiętać, choć nie sądzę, by ktoś miał ochotę na konsumpcję jego liści czy kwiatów i owoców , że roślina jest lekko trująca….
Natomiast roślina jest świetną odżywką dla zbolałej melancholijnej duszy, czego miałam okazję doświadczyć. Widok kwiatów niespodziewanie pojawiających się na wielkiej masie zieleni wywołuje zachwyt i uśmiech , taki na cały dzień. Dobrego dnia więc….
Mój klematis posiada bardzo wytworne imię , nadane mu przez hodowców ” The President „…
Tekst na podstawie zdjęć, niewielkich myśli i odczuć własnych oraz wiedzy czerpanej z Wikipedii…