Pamiętnik mojego teścia – Jana Konopielko ( 37 ). Wywożą mnie na Kazachstan. Jadę przez 3 dni z młodymi „ buntowszczikami „ ale o tym nie wiem. Potem jestem całym sercem z nimi, lecz już ze mnie starik.

Jan po 12 latach opisywanych przeżyć katorżnika … zawsze taki – silny i pogodny

Pamiętnik Jana Konopielko ur.12 lutego 1906 r w Kołpiei, zmarłego 22 grudnia1985 w Olsztynie . Spoczywa na Cmentarzu w Lidzbarku Warmińskim obok swojej żony Heleny z d. Wojciul

Na terenie obozu w Tomsku powstało zamieszanie.

Etap, który przybył z Workuty, po 15- stu dniach odpoczynku, nie wyszedł do pracy.

Ci ludzie z Workuty i tam byli buntowszczykami.

I dlatego ich wywieźli z tamtego obozu.

Stare brygady, mieszkające w innych barakach pod ich wpływem także przygotowywały  się do nie wychodzenia do pracy.

Kierownictwo łagra szybko postanowiło pozbyć się tych, jak ich nazywano „ bandytów”, bo siali ferment wśród więźniów.  

Zorganizowano wywóz ich z tego obozu do innego, w Żezkazgan  na Kazachstanie.  

Do obsługi w tym transporcie zabrano mnie i innych moich znajomych.

Dano nam wagon, w którym my przygotowywaliśmy posiłki dla więźniów.

Mieliśmy do syta mięsa, masła, ryby i różnych kasz, nie mówiąc już o chlebie.

Podróż do Żezkazganu trwała 3 dni.

Zbuntowany etap umieszczono w obozie zupełnie próżnym, by nowoprzybyli nie zetknęli się z innymi  więźniami, których tam nie brakowało.

Niedawno  czytałem , że w 1954 roku po powstaniu więźniów w pobliskim gułagu  założono  tam miasto.

(  Ciekawostką jest także to, że później  w tej okolicy często lądowały rosyjskie załogowe statki kosmiczne)

Jak zwykle po odbytej podróży , więzień miał prawo do karantinu – kwarantanny – 15 dniowej .

A więc po przyjeździe nowego etapu odbywał się odpoczynek. Ja również korzystałem z tych praw karantinu.

Dopiero po skończonej kwarantannie, wyszedłem do pracy po przepustce, z której już korzystałem prawie trzy miesiące.

Idąc do pracy, obok jednego obozu, zobaczyłem pełno ludzi siedzących i spacerujących po dachu baraku.

Zainteresowało mnie to, kto to może być?

A więc pytam idącego mi na spotkanie- kto to ci ludzie?

Odpowiada: „ A sztoż nie znajetie? Przywieźli  z Workuty bandytów”.

Dopiero teraz domyśliłem się, że ja z tymi ludźmi jechałem w pociągu.

Więc bunt trwa dalej.

Ciekawe, co z nimi zrobią?

Wracam z pracy do swego łagru, i przysłuchuję się w baraku – o czym mówią więźniowie?.

Radzą się, by też nie pójść jutro do pracy.

Rozpocząć bunt.

 Ale nie znalazł się prowodyr, któryby wszystkich obudził  ze snu strachu, w którym przez kilkanaście lat trwali.

Odłożyli tę myśl powstania, aż ona lepiej dojrzeje.

Mijają dni podniecenia,  bo ci, którzy tu przyjechali z dalekiej północy, nie wychodzą ze swego obozu, ale różnymi sposobami rozsiewają myśl buntu.

Nawołują do powstania.

Rozmawiałem z nimi.

Są dość młodzi bojowi i żądni walki o sprawiedliwość .

Sercem jestem z nimi. Ale ze mnie stary schorowany człowiek.

Wśród władzy, która tu rządzi, wyczuwa się zdenerwowanie.

Niektórych zwalniają z łagru a innych informują, że za dwa trzy miesiące będą zwolnieni z obozu.

Naczelnik NKGB z Ałma Aty w obozie naszym.

W miesiącu sierpniu 1954 roku przybył do naszego obozu referent do spraw politycznych ze stolicy Kazachstanu Ałmy Aty.

Wieczorem, tj. po pracy zrobiono zbiórkę wszystkich przed świetlicą.

W asyście władz obozu wyszedł  do nas ten gość z Ałma Aty.

Na powitanie dano sygnał: „ Wstać”.

Podnieśliśmy się.

Wita nas przedstawiciel : „ Zdrawstwujtie grażdance”.

Milczenie.

„ sadzitieś pożałujsta”.

Wszystko to było dziwne, bo nigdy do nas więźniów, nikt tak grzecznie nie zwracał się.

Asysta gościa siada na krzesłach- a przedstawiciel zaczyna mówić:

 „ Wot pryszło wremia, kogda ja, referent po politiczeskim dziełam przyjechał k wam, szto waszy dzieła budut razsmotreny na nowo, potomu szto w nich mnogo zdziełano niesprawiedliwości .

Mnogije iż was siedział niewinowaty. At zawtra waszy dzieła budut rozsmotreny czerez komisjiu .

Do tiech por, ja waszu żałobu( skargi)  odkładywał na bok, jeśli oni ukazywali statju ( paragraf) 56 i 69.

Ja sam bojał etich politiczeskich dzieł. „.

 Na słowa: „ bojał sam”- wszyscy z ironią zaśmieliśmy się.

Nazajutrz o 8.00 rano, wzywają niektórych więźniów na komisję.

Mnie natomiast wzywają do oper upołnomoczennowo.

Szybko się zjawiam przed jego twarzą.

Informuje mię, że mnie zwalniają z obozu od dziś.

Jeszcze należałoby mnie być w obozie 4 miesiące, ale za nienaganne sprawowanie w czasie pobytu w łagrze, zwalniają mię wcześniej.

Otrzymuję dokument zwolnienia z obozu i dają do podpisania oświadczenie , że nie będę rozgłaszał złych wiadomości o pobycie w obozie.

Nie mając wyjścia, podpisuję.

Wyszedłem z tego biura i idę do łagru, żeby dali lepsze ubranie i buty.

Otrzymuję.

Z walizką zrobioną z dykty wychodzę z  d z  i e s i ę c i o l e t n i e g o   o b o z u   n a  

w o l n o ś ć .

C z y   c i e s z ę   s i ę   z   t e j   w o l n o ś c i ?  .

Tak, ale niezupełnie. 

P o   o p u s z c z e n i u   o b o z u   n i e   m a m   p r a w a   w r ó c i ć   t a m ,   s k ą d  

m n e   z a b r a l i   z   B i a ł o r u s i ,  

a   j u ż   n i e   m a   m o w y   o   w y j e ź d z i e   d  o   r o d z i n y ,  

k t ó r a   m i e s z k a   w   P o l s c  e.

      Stalinowski prykaz mówi, że wypuszczonych na wolność z łagra, nie wolno puszczać tam, skąd pochodzą, ale winni żyć na zesłaniu – na Syberii, Kazachstanie i innych oddalonych rejonach Związku Radzieckiego.

        Wracają ludzie z komisji i opowiadają, że przepraszali ich za to, że siedzieli po 7- 8 lat niewinni.

Wszyscy, którzy byli na komisji, zostali zwolnieni z obozu, ale do domu nie mają prawa wracać: ciąży na nich wieczna zsyłka.

C.d.n.

Śladami mojego Taty. Witold ….

Mój kuzyn – Witold  był chłopcem rozumnym, to pewne, ale Kazachstan wycisnął na nim swoje piętno, które dopiero po latach udało się uciszyć.

Po raz pierwszy spotkałam go we wczesnych  latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Przyjechał kiedyś z ciocią  do Gorzowa. Był dzikusem, chował się po kątach. Nadpobudliwy i lękowy, mówił niewyraźnie z trudem opanowując liczne tiki i jąkanie. Ciotka i pedagodzy włożyli mnóstwo pracy w opanowaniu tej sytuacji . Myślę, że gdyby nie jego silna wola i chęć powrotu do normalności, nigdy by się to nie udało. Wyrósł na wspaniałego młodego człowieka o bardzo dużych zdolnościach w dziedzinie elektroniki. Konstruował radia, i telewizory. Ukończył politechnikę . Opowiadała mi Basia, że gdy już był schorowany chcieli się go pozbyć w pracy, bo czekali już młodzi na to stanowisko. Wysłali więc go na kurs doskonalący, znany ze swojej surowej dyscypliny, licząc, że nie zda końcowego egzaminu. Ale mój Witek wrócił z cenzurą na maxa.

Śladami mojego Taty. Poród na Kazachstanie.

W takich warunkach nabrzmiewała ciąża mojej cioci. Dzieciątko chciało żyć za wszelką cenę. Rozwijało się ładnie, wysysając soki życiowe z łona swojej matki.

Czy ona miała  czas, by myśleć o mężu? Tęsknić?

Któregoś dnia poczuła skurcze porodowe. Wiedziała, że nie może liczyć na jakąkolwiek pomoc. Żadnego lekarza, pielęgniarki nie było w okolicy. Żyła w  maleńkiej osadzie Kazachskiej na  wielkim bezkresnym stepie.

I wtedy przyszły miejscowe kobiety.  Zabrały rodzącą z ziemianki i wyprowadziły na świeże powietrze. Była bezwolna a może im już ufała. Zdążyła się do nich przyzwyczaić i je poznać. Nie protestowała, gdy założyły jej starą burkę pod pachy i podwiesiły  na cherlawym drzewie .  Była to wypróbowana przez lata miejscowa tradycja ułatwiająca szczęśliwe zakończenie porodu.  I wtedy urodził się bez żadnych powikłań mój  kuzyn.

A dookoła był step i wpatrzone w misterium porodu  oczy mieszkańców. Bo zeszła się cała wieś, by uczestniczyć w tak wielkim wydarzeniu jakim było przyjście na świat nowego człowieka….

Śladami mojego Taty. Jania …

Zresztą miejscowi ludzie byli życzliwi przybyszom. Pomagali jak umieli, podrzucali jakieś resztki jedzenia, uczyli jak zdobywać żywność. Jednak nie wszyscy.

Któregoś dnia kilkunastoletnia Janka krzątała się koło domu, ale coś ją podkusiło, by pobiec w step  w poszukiwaniu  dzikiego czosnku. Roślina ta ratowała ich przed szkorbutem i innymi awitaminozami.

I właśnie tam ujrzała kilku Kazachów na koniach.

Otoczyli dziewczynę.

A była zjawiskowej urody. Zachowała ją do bardzo późnej starości. Jasna szczupła twarz , wielkie błękitne oczy i długi płowy warkocz. Była wysoka i smukła. Piersi już rysowały się pod bluzką . I miała bardzo długie nogi , jak łania….

A może to czyjaś opowieść , historia innej polskiej dziewczyny zgwałconej przez Kazachów.

Czy dziewczyny, które przeżywały swoje najpiękniejsze lata na stepach w prymitywie, głodzie i lęku mogły potem żyć normalnie. Okazało się , że mogły.

Jania była pogodna i ciepła.

Tylko na starość zapadła w swój świat Alzheimera. Los jej darował postać choroby łagodną. Jest spokojna. Ma obok siebie kochającego męża i dzieci.

Śladami mojego Taty. „Domek” na Kazachstanie

Ziemianka, w której zamieszkała ciocia już miała  dach z wysuszonych badyli , a ściany wylepione nawozem .

Jednak ciocia wymarzyła sobie jeszcze jeden szczegół. Brakowało okienka w ścianie. Znalazła kolorowe szkiełko, może fragment rozbitej butelki i wydrapała dziurkę w cuchnącej jeszcze świeżym nawozie ścianie i włożyła tam szkiełko. Podobno zbiegła się cała wieś, by oglądać i podziwiać niezwykłą urodę tej ziemianki.

 

Śladami mojego Taty. Kobiety polskie…

Odtąd tam był jej dom.

Gdzieś na dalekiej wileńszczyźnie  został ich rodzinny uroczy drewniany wspólny domek w kwiatach. Czy przychodził do niej w snach? Czy w ogóle miała siły by śnić?

Pewnie w ogóle nie myślała o tym, bo toczyła walkę o przetrwanie swoje i  dzieci.

Ileż hartu ducha miała w sobie ta kobieta? Ileż hartu ducha miały inne polskie, zwykle trochę rozpieszczone, wychuchane przez rodziców i współmałżonków kobiety z rodzin szlacheckich i zwykle zamożnych. Ale czy miały jakieś wyjście. Nie miały. Więc się przystosowały, zahartowały i dały radę.

 

Śladami mojego Taty Rodzina brata mojego Taty- Witolda na Kazachstanie…

Nie zważając na błogosławiony stan Cioci, pozostawiono ją samą z tym brzuchem i nieletnią córką na pastwę miejscowych. To była inna forma zsyłki. Jedna polegała na wspólnym życiu zesłanych w barakach łagrowych a druga- to samodzielne egzystowanie wśród Kazachów. Sowieci zapędzili kilku miejscowych do wykopania dołu  pod ziemiankę dla przybyłych i sklecenie konstrukcji, która miała być ich domem. Oczywiście nie oszczędzano cioci- musiała pracować z innymi. Ale w końcu ich nowy dom powstał.

 

Śladami mojego Taty . Miejsce zesłania – Kazachstan…

Po kilkunastu dniach pociąg się zatrzymał. Wypędzono wszystkich, brudnych, podduszonych smrodem i wynędzniałych .

Rozdzielano na rampie .

Pewne grupy zabierano dalej ciężarówkami, by osadzić w barakach dawnych łagrów pamiętających jeszcze czasy carskie.

Ciocia z Janią i brzuchem, w którym poruszało się przerażone jak matka dziecko zapakowano na fury i wywieziono do osiedla miejscowych Kazachów. Bo tak, byli w Kazachstanie. Oglądam mapę świata- widzę tę krainę, obecnie odrębne państwo. Mapa milczy obojętnie ale wołają tam duchy przeszłości. Tysiące Polaków , którzy tam umarli i zostali w tej ziemi. I tysiące , które cudem przetrwały i potem musiały żyć normalnie. Jak to było możliwe po tym, co przeszli?