Odwiedziny morza
Po śniadaniu nadchodził moment odwiedzenia morza. Nie zapomnę tej drogi przez trochę wilgotnawy las. Była długa i niezbyt miła. Czasami atakowały nas roje komarów i wówczas rodzice zakładali mi pelerynę na głowę i resztę ciała, zasłaniali chustką twarz i wszyscy w podobnych strojach biegiem przemierzaliśmy tę trasę.
Za to chwilę później usłyszałam szum.
Zawsze myślałam , że to szaleje wiatr w drzewach.
Ale gdy wdrapywaliśmy się na dość wysoką piękną, śnieżnobiałą wydmę z jej szczytu nagle otwierał się widok jedyny taki, niepowtarzalny. Cały horyzont wypełniało wielkie szumne, falujące stale, jakby żywe najprawdziwsze morze. I ten słony smak na wargach….
Gdy teraz słyszę szum naszego nadbużańskiego lasu, stale myślę, że tam, niedaleko nagle ujrzę morze. Jeszcze kilka kroków, i jeszcze ….widzę już wydmę porośniętą krzywymi sosnami, ale gdzie jest to moje wymarzone morze…jest w oczach uszach i mojej wyobraźni. Jest na wyciągnięcie ręki. Wystarczy tylko przymknąć powieki….