Wczasy wagonowe zachowane w mojej pamięci.

Takie były te wczasy wagonowe zachowane w mojej pamięci.

 

 

To był czas niezwykły, magiczny . Gdy już poznałam smak wczasów wagonowych tęskniłam za nimi przez cały rok.

Codziennie pytałam rodziców, kiedy wyjazd. I gdy wreszcie zbliżał się wraz z zapachami lata ten historyczny moment, wyłaziłam ze skóry ze szczęścia.

Rodzice byli zapobiegliwi, więc wszystko przygotowywali przez kilka dni. Nie zapominali o ciepłej kołdrze dla swojej córeczki, gdyż lato w lipcu sprawiało niespodzianki. A to było przenikliwe zimno, a to lało przez całe urlopowe dwa tygodnie. Bywało, że przeciekały dachy wagonów , zalegała wilgoć i wszystko było w środku mokre. Tak więc poza ciuchami, a także garnuszkiem na zupę dla mojego Taty, który był na specjalnej poobozowej diecie , był jeszcze tobół z kołdrą. Bardzo go lubiłam, bo na twardej ławie pociągu, którym podróżowaliśmy Mama go rozwijała i smacznie spałam w mojej kołderce.

Pierwsze wczasy wagonowe, które ujrzałam były w Jastarnii. Pociąg, który zmierzał na Hel , przemykał obok sznura wagonów, które stały na bocznicy. Zatrzymywał się  nieopodal i do tej pory przystanek ten nosi nazwę- Jastarnia- Wczasy wagonowe. Właściwy Dworzec Kolejowy w Jastarnii znajduje się kilka km dalej. Ktoś pisze w necie, że było tam spokojnie. Oczywiście było, za wyjątkiem tych chwil, kiedy obok przejeżdżał z impetem i gwizdem pociąg do i z Helu. Było to kilkanaście razy na dobę i wówczas drżały szyby w naszym mieszkalnym wagonie. Ale nam, kolejarzom to nie przeszkadzało, wszak to było wpisane w ich zawód…a nawet miłością było…

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *