Mój Tato, pod koniec swojego życia już nie wychodził z domu, bo bał się windy. Mieszkaliśmy na 8 piętrze i kiedyś znalazł się sam w windzie, która utknęła pomiędzy piętrami. Gdy wreszcie ktoś to odkrył i sprowadził pomoc, minęło kilka godzin. Nie zapomnę, w jakim był wtedy stanie- blady ze zsiniałymi wargami.
Pewnie w tym czasie przerobił w myślach czasy zamknięcia i udręki swojego sześcioletniego pobytu w obozie koncentracyjnym.
Od tego czasu postanowił nie wychodzić na zewnątrz.
Stworzył sobie swój świat, piękny, zamknięty w czterech ścianach świat. Na meblach i parapetach gromadził różne rośliny, które niespodziewanie zakwitały. Gdy przychodziliśmy do mieszkania Rodziców, od razu zapraszał do zwiedzania jego ogrodu. Najpierw prowadził nas do okna, skąd w dole rozpościerał się widok na wielką zieleń koron lip , posadzonych dość gęsto w alejkach . Szerokim gestem pokazywał tę przestrzeń i oznajmiał, że oto na dole jest jego ukochany Kampinos. Puszczę tą odwiedzaliśmy często, bo była położona zaledwie 9 km od naszego bloku. Zapamiętał to co kochał i uruchomił wyobraźnię….potem oglądaliśmy kolejno wszystkie Jego kwiaty i podziwialiśmy zamknięty w czterech ścianach tajemniczy ogród mojego Taty.