Taki oto wpis zamieściłam w tym blogu, który jeszcze był prowadzony na innej stronie, tu przeniesiony – właściwie nic nie stracił ze swojej świeżości. Dla mnie Pierwszej, jak pierwszy napotkany modrzew , dawno dawno temu…..
Niczego nie wycinam z tego teksu – choć początek opowieści nawiązuje do tamtych wpisów. Niech sobie będzie całość – może Ktoś wytrzyma czytając, może nie …. jednak serdecznie zapraszam …..
12 kwietnia 2017 przez Zofia Konopielko
A wszystko przez to, że zakwitły modrzewie…
Zaczęło się od modrzewiowych kwiatów
Jak mawiają, przysłowia są mądrością narodu, ale uwielbiam także zwyczajne porzekadła.
Jak choćby to : obiecanki, cacanki. Bo dzisiaj właśnie okazało się aktualne, stwierdzam z pewnym zażenowaniem. Wprawdzie wtedy, gdy obiecywałam nie oszukiwałam, byłam pewna swego, ale „ zawiał inny wiatr” i przyniósł znowu coś nowego… ale ab ovo:
W poprzednim wpisie zapewniałam, że tym razem będzie kontynuacja jednego tematu aż do szczęśliwego zakończenia. Dotyczyło to wycieczki do Biecza. A tu co, a tu nic. Bo dzisiaj wpadłam w takie zdumienie, że aż musiałam się nim z Wami podzielić. Bo czyż to nie dziwne, że żyję sobie ja na tym świecie już prawie 70 lat ( tak, tak w końcu września stuknie mi taki wiek) i wiecznie coś mnie zadziwia.
Świat jest piękny i stale dla nas otwarty oraz soczysty. Tylko rwać, pomlaskiwać z zachwytu , międlić tymi nadgryzionymi zębem czasu swoimi lub już nie swoimi ząbkami i łykać i wpadać w euforię, że jest cudnie, że żyjemy widzimy i poznajemy.
Ależ się nagadałam, wybaczcie, ale musiałam, bo moje dzisiejsze zadziwienie jest faktycznie wielkie i radosne.
Otóż, moi mili, dzisiaj odkryłam, że na każdym z dwóch modrzewi przeniesionych znad naszego Bugu przed 10 laty ( były wtedy tyciutkie) są różne kwiatki. Jeden cały zakwita na biało , drugi na czerwono. Mój Boże, żyję sobie obok modrzewi od prawie 40 lat i nigdy tego nie dostrzegłam. Dopiero dzisiaj.
I faktycznie, gdy poczytałam w necie, że te urocze drzewa z rodziny sosnowatych ( też zadziwienie, bo nijak z sosnami się nie kojarzą, choćby z powodu tego, że tracą igły na zimę , już nie mówiąc o pokroju ). , że te drzewa zwane ślicznie Larix są rozdzielnopłciowe. Panowie kwitną skromniej, bo na biało a za to panie ubierają się w karmin. Ciekawe zjawisko, bo w przyrodzie zwykle chyba bywa odwrotnie. Chociaż może nie mam racji.
Tak więc stoją sobie moje dwa modrzewie nieopodal naszej michałowickiej chałupki i dumnie pokazują stare szyszki a spomiędzy nich nieśmiało wyglądają pędzelki ze świeżutkimi igiełkami a nieopodal przycupnęły maleńkie ale urocze kuleczkoszyszeczkopodobnekwiatki (na zdjęciach przeze mnie uwiecznione).
I te modrzewiowe kwiatki przyniosły ze sobą dalsze poszukiwania w necie i wzrastające zaciekawienie i cały ten wpis wypływający z tego jednego dnia zadziwienia.
Jest kilkanaście gatunków modrzewi. Lubią ( na szczęście, bo są cudne) naszą półkulę północną i klimaty umiarkowane.
Pierwszy raz spotkałam się z modrzewiem gdy miałam może 12 lat. Odwiedziłam rodziców przebywających w szczawnickim sanatorium. Ulokowali mnie w wynajętej izdebce chałupy na zboczu Bryjarki nad szumnym rączym potokiem Grajcarkiem zwanym. Fajne nazwy prawda? Niezapomniane. I wówczas przewodnik, który nas oprowadzał po kurorcie, wskazał ścianę wysokich i wiotko gęstych drzew mówiąc, że to modrzewie. Polecał spacery w tym lesie, twierdząc , że modrzewiowy żywiczny zapach jest zdrowszy niż wszelkie inne inhalacje a szczególnie te, wydobywające się gęstą parą z sanatoryjnych rurek. ( widziałam, okropność ) . Mój Boże, gdzie te czasy , gdzie moja budząca się młodzieńczość i ludzie których już nie ma , moi Rodzice…. Odrywam się od tych wspomnień i czytam dalej.
W Polsce modrzewie widujemy w Tatrach- (oj tak tak, widywałam, są potężne ) , gdzie tworzą górną granicę lasu. Tę strefę upodobał sobie modrzew europejski ( Larix decidua- szukałam w necie jak należy tłumaczyć to drugie w nazwie- ale tylko jakieś ginekologiczne określenia tam są , które zresztą znałam , brr ) a w części środkowej i południowo- wschodniej mieszka modrzew polski – Larix polonica. To brzmi pięknie, tak jak należy- patriotycznie
Modrzewie potrafią wyrastać na wysokość 40 m , zawsze szeroko rozkładają swoje konary i gubią kruche gałęzie , czego doświadczamy nad Bugiem. Bywa, że szczególnie po przejściu jesiennej wichury, droga jest usłana suchymi „zrzutami „ modrzewiowymi , mnóstwem miniaturowych szyszek oraz gęstym płaszczem utkanym ze złotych drobniutkich igiełek …
Ale wszystko im darujemy. Bo te drzewa są nasze, wyhodowane z mikrusa , rosły na naszych oczach razem z dziećmi i od zawsze rozsiewają upojny zapach i nieodmiennie urzeka nas delikatność ich igiełek i pozorna wiotkość.
Właśnie przypomniałam sobie naszą najstarszą wnuczkę. Miała wtedy 8 miesięcy . Wzięłam ją na ręce i gdy podchodziłam do modrzewiowych gałęzi zwieszających się nad tarasem, dziecko już z daleka wyrażało niepokój , wtulało się we mnie i odpychało łapkami . Pokazywało paluszkiem na kosmate gałęzie i mówiło niezdarnie – nie nie. Każda próba zbliżenia się do nich kończyła się tak samo. Co się w tej małej głowinie roiło. Co sobie wyobrażała? Przecież jeszcze niczego w życiu nie widziała. A jednak … może widziała jakieś czarownice z kosmatymi łapami, czy coś innego budziło ten lęk ? Szkoda, że dziecko nie zapamiętuje swoich wczesnych przeżyć – jedynie my, dorośli możemy o tym opowiadać i zadawać pytania, na które od dziecka nie otrzymujemy odpowiedzi….
A to modrzewiowe przebudzenie wiosenne – jak bardzo optymistyczne – że tak można – zasypiać i odradzać się na nowo.
Nic więc dziwnego, że Druid Hagal napisał w necie o Modrzewiu taką pieśń:
„ przez las idzie tanecznym krokiem zwiewna i lekka Pani Wiosna, przystaje przy każdym drzewie dotyka je lekko dłonią i szepcze tajemne słowa: „ Już czas. Obudź się- proszę”
To śpiewne zawołanie usłyszał właśnie modrzew, jedyne z drzew iglasty, które traci swe igły na zimę (….)”
I dalej następuje objaśnienie, że „drewno modrzewia przed wyschnięciem jest miękkie, jednak później twardnieje. Jest odporne na wilgoć i grzyby i dlatego chętnie budowano z niego statki, domy i meble.
Ponieważ domy wykonane z tego drzewa nie ulegały wpływom atmosferycznym a także się nie starzały, uważano, że drewno modrzewiowe nie tylko jest trwałe, ale posiada siłę magiczną i chroni domostwo przed pożarami.
Wierząc w moc modrzewia, stosowano jego pędy w starodawnej medycynie . Jakby z gruntu wierzono, że pomaga w chorobach. A może były to lata prób i błędów pokoleń, które żyły przed nami. I faktycznie dalsze obserwacje potwierdziły te sugestie. Leki sporządzone z modrzewia były pomocne w chorobach wątroby, płuc i żołądka. Wywary z młodych gałązek ( a szczególnie zmiażdżone młode szczyty) mają silne działanie moczopędne, co jest wykorzystywane w lecznictwie. Igły modrzewiowe ( tak jak jodłowe czy sosnowe) dodawano do wonnych i leczniczych kąpieli. Poza walorami zapachowymi leczyły one zaburzenia menstruacyjne ( jak dawniej pisano –stosowanie w „ obfitych miesiącach”).
Dawni wojownicy stosowali żywicę modrzewiową, która znakomicie goiła ich rany..
Pomagała także w leczeniu egzemy i innych chorób skóry – działała jak środek dezynfekujący i leczniczy.
Wojowie i myśliwi mieli zwyczaj składania części swoich zdobyczy pod korzeniami modrzewi. Wierzyli bowiem, że te wspaniałe drzewa będą ich ochraniały w boju i leczyły rany „ ( jak rozumiem, były to dary przebłagalne) .
Ponoć ludzie zahukani, nieśmiali, porzuceni przez przyjaciół albo nie posiadający ich w ogóle powinni się przytulać do modrzewiowego pnia a odzyskają to wszystko, czego pragną….
Wierzono także , że w modrzewiach mieszkają duchy wszystkich zwierząt. Piękne , prawda?
Na koniec wspomniany Druid Hagal pisze:- W większych zagajnikach tego drzewa można jesienią zbierać „ modrzewiaczki” , pyszne grzyby z rodziny podgrzybków o wspaniałym pomarańczowo złotym kolorze. ..” – mniam mniam, zapachniało, a tak naprawdę to sam widok grzybków jest fantastyczny, nie trzeba zbierać i konsumować ….
I jeszcze jedna ciekawostka znaleziona w necie.
Jest to opowieść o amuletach Indian, którzy jak wiadomo, bardzo w nie wierzyli. Wytwarzali m.in. tzw. łapacze snów. W 1975 r. dotarły one do Europy . Widywałam takie w sklepach z egzotyką , ale nie zwracałam uwagi. Do dziś. Bo już teraz wszystko wiem na ten temat i zapragnęłam mieć taki, bo może coś w tym jest , może przyniesie coś dobrego? Ponoć wiara czyni cuda- o, znowu powiedzenie się wkradło . J
Łapacze snów sporządza się z ze sprężystej witki wierzbowej zawiniętej w krąg, co ma przedstawiać cyklicznie powtarzający się czas, Matkę Ziemię, cztery strony świata. Wnętrze kręgu zamykane jest siecią zebraną centralnie , utkaną ze ścięgna, włosia lub rzemienia. Sieć ta symbolizuje więzy rodzinne.
Dla pełnej siły działania łapacz powinien być zdobiony koralikami ( miały powodować, że sny się spełniają), piórami ( które wzmacniały działanie koralików a ponadto zapewniały swobodne oddychanie ) . Sowie pióro dawało dziewczynkom mądrość a orle – odwagę chłopcom. Konieczne było umieszczenie też tam kawałków futerka ( bo zapewniały wygodę i ciepło) ; pazura, (który bronił w razie potrzeby), końskiego włosa (dającego wytrzymałość ), turkusa, (bo sprowadzał siłę ) i kryształu górskiego ( który daje moc). Dlaczego o tym piszę, ano dlatego, że obowiązkowo umieszczano też tam kawałek modrzewia ( nie innego drzewa !) który zapewniał dobre zdrowie…
Tak zdobione amulety wieszano nad posłaniem albo przy wejściu do domu.
Wierzono, że przez sieć takiego łapacza , przechodzą tylko dobre sny, a zatrzymywane przez nią są nocne mary, które z pierwszymi promieniami słońca giną. Dlatego te amulety wieszano tak, by docierały do nich pierwsze promienie słoneczne….
A jeśli się zakochamy nieszczęśliwie, co już raczej nam nie grozi ( chyba) to może wrócimy do młodości i poczytamy Mickiewicza. Tylko zabierzmy ze sobą amulet (najlepiej łapacz snów) bo ochroni przed tym, co na końcu Ballady „Świtezianka.” A dla przypomnienia przytaczam większy fragment tej Ballady:
„Jakiż to chłopiec piękny i młody?
Jaka to obok dziewica?
Brzegami sinej Świtezi wody
Idą przy blasku księżyca.
Ona mu z kosza daje maliny,
A on jej kwiatki do wianka;
Pewnie kochankiem jest tej dziewczyny,
Pewnie to jego kochanka.
Każdą noc prawie, o jednej porze,
Pod tym się widzą modrzewiem.
(…)
Woda się dotąd burzy i pieni,
Dotąd przy świetle księżyca
Snuje się para znikomych cieni;
Jest to z młodzieńcem dziewica.
Ona po srebrnym pląsa jeziorze,
On pod tym jęczy modrzewiem.
Kto jest młodzieniec?- strzelcem był w borze.
A kto dziewczyna?- ja nie wiem”
I nie martwmy się już , bo Świteź nam zabrali, nasza młodość przepłynęła , dawne miłości gdzieś w tym lub już innym świecie bujają . A my trwamy…
Jeśli tego myślenia nam mało, i nadal czujemy się stłamszeni rzeczywistością, zahukani zgiełkiem, pełni lęku i nieśmiałości a także opuszczeni, przytulmy się do modrzewiowego pnia, a odzyskamy radość spokój i wszystko czego pragniemy, się spełni… .na pewno się spełni J
A jeśli już nas nic nie obchodzi, tamto było, minęło, przeszłości nie lubimy wspominać i wiemy że nic nas nie czeka, pragnienia dawno umarły – to tylko wyjdźmy razem przed dom, najlepiej wtedy , gdy wstaje dzień i popatrzmy na modrzewiowe kwiatki, jako i ja patrzę. I jest cudnie….