List do Jacka ( 7 )
Jacku !!!
Piszę do Ciebie, bo taką mam wewnętrzną potrzebę. Bo kto do Ciebie może tak pisać. Widziałam dużo, zapamiętałam i teraz utrwalam tamte czasy. Niech nie odejdą w cień zapomnianej przeszłości. Tak więc dopóki są we mnie, dopóki żyję jeszcze, to posłuchaj….
Wiedzieliśmy o Tobie dużo, Twoja mama- Gerta pisywała regularnie listy do Rodziców. Zapamiętałam Jej rozwichrzony charakter pisma, te duże litery stawiane z rozmachem. Było tam o życiu australijskim, o Waszych losach i losach Twoich dalekich kuzynek, które już wcześniej wylądowały na tym dalekim kontynencie…Wiem, że te listy były dużym wydarzeniem w życiu moich Rodziców, a Twoich dziadków. Przecież na tym etapie życia, w tej późnej starości żyli jedynie światłem odbitym od swoich dzieci, ale przede wszystkim wnuków….
Minęło kilka lat i gdy tylko stało się to możliwe, Twoja Mama zaczęła odwiedzać Polskę. Pozostawiła tutaj swoją rzeszowską rodzinę, jeszcze żyli Jej rodzice. Miała wielu przyjaciół no i nas…
Mieszkaliśmy już wtedy w Warszawie i gdy Twoja mama, Gerta przylatywała z Australii do Polski zatrzymywała się na kilka dni w domu moich Rodziców, a Twoich Dziadków.
Spotkania były serdeczne, chociaż już wtedy nie była żoną mojego Brata….
Wspominam Jej wizyty. Pojawiała się jak radosny huragan, miała w sobie tyle energii…Obładowana tobołami, stawała w drzwiach i swoim nieco zachrypłym głosem, który jej pozostał, pomimo tego że już dawno przestała palić, komunikowała, oto jestem…
Po powitaniach, rozsiadała się na wersalce w dużym pokoju moich Rodziców, a Twoich dziadków i od razu otwierała którąś z dużych toreb, wydobywając prezenty. Myślałam o tym jak długo i starannie musiała się przygotowywać do tej wizyty. Każdy z nas otrzymywał jakiś australijski prezencik, o wszystkich pamiętała. Zapamiętałam malutkie, pluszowe misiaczki koala , i inne regionalne pamiątki, i zawsze jakieś ciuszki. W tych latach Polska była szara, przaśna i te kolorowe ciuszki zachwycały. W czasie ostatniej wizyty zdumiała się, że ten kraj się bardzo zmienił, stał się bardziej kolorowy i owe ciuszki już nie budziły takiego entuzjazmu. Chociaż my cieszyliśmy się nieodmiennie bo docenialiśmy Jej pamięć o nas i wysiłek włożony w kompletowanie prezentów. Zachowałam niewielkie słynne australijskie opale, które przekażę kiedyś swoim dzieciom. Na opakowaniu napisałam od kogo i skąd są, może ktoś przeczyta…przypomniałam sobie też, że gdy Twoja Mama przybyła do nas z Australii po raz pierwszy przywiozła piękny wieniec z kwiatów chyba gardenii, który miejscowi w Bangkoku zakładali podróżnym na szyję gdy ci przesiadali się tam z samolotu z Sydney do samolotu do Warszawy …a kiedyś , chyba gdy się u nas zjawiła po raz pierwszy poprosiła o wódkę z pieprzem. Miała jakieś dolegliwości gastryczne po tych samolotowych posiłkach. Okazało się jednak, że pieprz co prawda był, ale gorzej z wódką. Zadowoliła się więc naparem z dziurawca, który zaserwował Jej Twój dziadek i też pomogłoJ …..
Opowiadaniom o Waszym życiu, oczywiście o Tobie ale też o specyfice waszej nowej ojczyzny, nie było końca. Wszystko nas interesowało bo Gerta opowiadała ciekawie. Nic dziwnego, przecież była dziennikarką z zawodu, więc potrafiła wyłapywać najbardziej interesujące historie…
Potem odwiedzała koleżankę która mieszkała gdzieś niedaleko nas, na Żoliborzu, wyjeżdżała do Rzeszowa, zwykle leciała tam samolotem z Warszawy, w planach miała jeszcze Zieloną Górę i wracając ponownie była u nas. Chyba jej pobyt w Polsce trwał około dwóch miesięcy, ale nie jestem pewna….
To by było na razie na tyle, Jacku. Pomimo tego, że tamte czasy dawno odeszły , i tamci bliscy mi Ludzie też przenieśli się do innego, ponoć lepszego świata i żyją już Wiecznie, wspomnienia moje są stale żywe i chciałabym je zachować, utrwalić. Może się uda….
Pozdrawiam Ciebie Jacku i Twoich bliskich gdzieś tam daleko sobie żyjących , Twoja ciocia Zosia.