O Niesamotności w Samotności i Młodości w pędzie ku Starości….
Rozmyślania dziś mi przyszły, w ten wtorkowy, wczesny, słońcem nieśmiałym jak na razie, ubarwiany poranek. Rozmyślania o Samotności przekuwanej w Niesamotność, bo z przyrodą, bo nasycanie wszystkich zmysłów , bo podróże we śnie krótkie , lecz soczyste jak dojrzała gruszka….
Samotność w tłumie, jakże częsta….zagubieni wśród pędzącej szarej lub barwnej- wszystko jedno, bo nie widzimy- masy ludzkiej , z Peselem, coraz bardziej ciążącym w plecaczku, drepczemy ulicami miast, czasem oglądamy jakąś elewację a może drzewo lub ptaki, które szukają czegoś na wydeptanym trotuarze . To zauważamy nagle, gdy np. zadyszka zmusza do zatrzymania się. Ale nawet wtedy, bywa, że tylko wsłuchujemy się w nierówne bicie naszego serca i skoncentrowani na sobie, nad czasem bolesnym biodrem, czy dłonią zniekształconą, która już nie może objąć akordu na ukochanym pianinie- czujemy że to już zmierzch naszego życia…a obok nas przepływa Młodość, której już nawet nie widzimy, bo jest magmą – jesteśmy poza tym dynamicznym nurtem , zamknięci jak w skorupie w swoim upływającym za szybko czasie….Samotni w tłumie….
Samotność to stan ducha, którą można Cudem przemienić w Niesamotność. … Niektórzy , licząc na ten Cud , próbują pokonać Samotność- chcą gadania z przyjaciółmi , spotkań częstych, wspólnych wyjazdów. Może wtedy gubią swoje czarne myśli, myślą, że uciekają od swojej Samotności , nasilonej lękiem spowodowanym tym, co zieje z publikatorów- co osacza, napiera zewsząd – fałsz i kłamstwa polityków i polityki , słowa brutalne , ciężkie od brudu, rozsiewane z trybun nie tylko sejmowych, inwazje w świecie, wróg podnoszący łeb na Wschodzie ale i na Zachodzie…. Ale bywa, że ta ucieczka okazuje się niemożliwa – bo nagle ktoś poruszy ten właśnie temat i wtedy jest jeszcze gorzej – bo do Samotności, Lęku dołącza się Bezsilność wobec zła tego świata. A to jest okropne uczucie, które zamula myślenie i nic z niego nie wynika. Także dalekie podróże, tylko dla podróży i powiedzenia znajomym- tam byłem- nie przynoszą ukojenia, bo mury miast, choć najpiękniejsze, zabytki, muzea , wycieczki wycieczki wycieczki- nie dla bycia sam na sam z inną kulturą, odmienną przyrodą czy zanurzeniem w dawnych czasach-dla pozbierania myśli- są puste. Wraca się do tego co tu i teraz a w bliskiej przyszłości już czeka….Może szukanie grup, towarzystwa nieustannie otaczającego, zamknięcia wśród murów miast, szlifowanie chodników czy wreszcie pęd wielki rowerowy , motocyklowy czy samochodowy to lek na Samotność, Lęk i Niemoc – nie wiem.
Nie jest mi to dane. W tłumie gubią się moje myśli, które lubią być wolne, nie mącone czyimś pustym dla mnie gadaniem, gubią się moje spojrzenia na dookolny świat, znikają piękne chmury czy małe kwiatki rosnące nisko nad ziemią….rozpraszają się doznania zdmuchane czyjąś niepotrzebną obecnością. Lubię być sama, nie Samotna, bo z Przyrodą, która we mnie wnika i koi- jestem Niesamotna w mojej Samotności . Tak mam….
I dalej snuję swą opowieść- może ktoś siebie w niej odnajdzie i powie- też tak czuję….może nie….nieważne…
Ale czasem, czasem czujemy jak unoszą nas Marzenia, które gdzieś drzemały i nagle obudzone potężnieją. I wtedy jest dobrze. Marzenia to Młodość i Niesamotność. Śnijmy więc te sny na jawie, Piękne i Dobre, jak ten mój ….
I nagle wyłaniają się przed oczami zda się zapomniane już dworce, skąd pociągi w różnych kierunkach- dawne świeże, nastolatkowe sny z ulubionym wiaduktem nad torami w Poznaniu, w dawnych studenckich czasach-i pomimo szumnej młodości zatrzymanie tam, spoglądanie w dół i myślenie dokąd pędzą, w jaką romantyczną podróż mkną ci ludzie zamknięci w pudełkach wagonów – aż w końcu dym z komina parowozu zamyka ten obraz…
I wtedy właśnie łapiąc taki uciekający z czasem obraz, otwierając ten zamknięty kadr w naszym sercu i myślach – nagle zbieramy się w sobie, wybieramy miejsce , choć tak bliskie, a tak nieznane, sprawdzamy rozkłady jazdy pociągów (tak, tylko pociągów) , jakieś noclegi zamawiamy i w drogę. Czujemy jak przypływa ożywczy wiatr do naszych serc i umysłów, jak przewiewa wszystkie zgnuśniałe zakątki, jak unosi nas na swoich skrzydłach. To wraca Młodość , moi mili….tak właśnie wraca Młodość….
Och, za patetycznie ci wyszło Klarka , za patetycznie. Toż tego nikt i tak nie będzie czytał.
Oooo, jeśli tak, to mogę sobie gadać bez konsekwencji, komentarzy czy złośliwych uśmieszków pod wąsem- dialog taki sama ze sobą prowadzę czekając w moim śnie na peronie, który uwielbiam od dzieciństwa.
Uwielbiam wszystkie dworce i perony świata, bo otrzymałam to w pakiecie genetycznym od Taty, choć jak mniemam od jakiś innych przodków , bo Tata- Wacłąw Łukaszewicz, urodzony w 1908 roku w mieścinie oddalonej od kilkadziesiąt km od torów kolei żelaznej, tylko raz, jako dziecko był z rodzicami w Wilnie i tej podróży pociągiem już nigdy nie zapomniał i zakochał się Miłością Pierwszą, taką na całe życie- w torach kolejowych, wiaduktach i mostach, które czekają na swoje pociągi . Wracał do tej opowieści czasem, gdy Mama dała mu dojść do słowa- bo pod koniec życia sama chciała opowiadać- a miała o czym- zawsze opowieści te były kształtne z początkiem, rozwinięciem i puentą , często zaskakującą 🙂
Tak więc wracając do głównego toru ( i tu tor mi wszedł na klawiaturę : ) tej opowieści o wszystkim i o niczym właściwie- stoimy więc na peronie , czekając na swój pociąg- choć równie dobrze mogę wsiąść w jakikolwiek- do Krakowa Białegostoku czy Berlina.
Ale czekam cierpliwie na swój – bo ten jest mi pisany- zesłany jak list – imperatyw z nieba….
I jest i nadjeżdża z gwizdem oraz metalicznym stukotem kół i zaprasza…. .i jedziemy….pejzaż ucieka w tył, krajobrazy się przewijają jak w filmie, oko ucieszone zawisa spojrzeniem na domkach, gdzie ludzkie życie się toczy, na dookolnych lasach, których już coraz mniej- chyba, że przy trasie do Zielonej Góry, tam ostatnio widziałam , gdy mój pociąg z pędem zanurzył się w zielonej zachwycającej niezapomnianej bujności….
….a potem tylko Niebo przepastne, z chmurnymi malowidłami Pana Boga i Młodość wieczna i zachwyt dziecięcy ……
Zdjęcia własne, ilustrujące powyższy tekst…