Po niewielkiej przerwie spowodowanej wycieczką do Uniejowa wracam do opowieści o mojej medycznej ścieżce .
Od 1975 roku pracuję w nieistniejącym już Szpitalu im. Dzieci Warszawy, przy ul. Siennej / Śliskiej. Tutaj uczę się pediatrii, zachwycam wiedzą i wielką klasą pracujących tu od dawna lekarzy….
Raz jeszcze o doktor Czachorowskiej.
Dr Czachorowska, ordynator Oddziału Neuroinfekcji, była dla mnie idolem , wzorem lekarza, nieograniczonej wiedzy, mądrości i doświadczenia. Budziła respekt i szacunek . A równocześnie była ciepłą emanującą czarem i radością kobietą .
Poznałam Ją jako przystojną zadbaną blondynkę o ślicznych ciemnych , czasami bardzo poważnych oczach . Ale bywało, że zapalały się w nich żartobliwe ogniki albo zwykłe matczyne ciepło.
Opowiadano mi, że po jakiś problemach życiowych bardzo szybko się pozbierała, diametralnie zmieniła swój, jak to się teraz mówi, image , rozkwitała w ramionach swojego wybrańca, który ją często odwiedzał , czekał pod szpitalem by odwieźć do domu. Miała dwoje dzieci, które pędziły ciekawe, mądre i zaangażowane zawodowo życie.
Bez Niej Sienna nie miałaby takiego kolorytu, Ona była ozdobą tego szpitala, dumą i nadawała mu niepowtarzalny klimat.
Nie miała zwyczaju zwracania uwagi lekarzom w obecności innych, gdy zauważyła jakiś błąd. Robiła to dyskretnie, zapraszała do swojego gabinetu i pouczała. Doświadczyłam tego kilka razy i byłam wdzięczna, że tak to się odbywa. Nigdy nie obmawiała nikogo kto właśnie wyszedł z gabinetu, jak to widziałam później . Potrafiła wywalić prawdę prosto w cztery oczy . Marzyłam by pracować w Jej oddziale, ale były to marzenia nierealne. …
